Wpisz i kliknij enter

Tropic Of Cancer – The End Of All Things

Moda na retro nie słabnie. Szczególną popularnością cieszy się stylizacja na lata 80. ubiegłego wieku, co przejawia się zarówno w pstrokatej modzie działającej na zasadzie „im mniej do siebie pasuje, tym lepiej”, jak i na płaszczyźnie filmowej („Drive”, remake „Tronu”, kinowa seria o „Transformersach”) oraz muzycznej (kariera Lady Gagi, która bez „ejtis” nie miałaby racji bytu, rosnąca popularność Johna Mausa i tysiące niezliczonych odwołań, nawiązań, hołdów i plagiatów).

Wykorzystywanie patentów charakterystycznych dla lat 80. ubiegłego wieku stało się tak powszechne, że aż pospolite. Co ciekawe, wiąże się z tym pewien paradoks – o ile jeszcze w latach 90. „ejtisy” uważało się za okres obciachowy, pełen plastiku i popowego koniunkturalizmu, zaludniony przez chłopców w przydużych jaskrawych marynarkach i cycate blondynki śpiewające pod palemką, o tyle XXI wiek ujrzał w tamtych czasach jakiś bliżej niesprecyzowany „raj utracony” i zarazem kopalnię inspiracji. Popkultura ma wybiórczą pamięć i zdążyła już zapomnieć, że w latach 80. swoje najgorsze płyty nagrywali, kuszeni obietnicą łatwej mamony, giganci pokroju Davida Bowiego czy Kraftwerk, których formalny rozpad przypadł zresztą na tamtą dekadę.

Jednak równolegle z powstawaniem trendów komercyjnych, takich jak new romantic i synth-pop, kształtowała się offowa scena muzyczna, która nie miała szans na większy rozgłos, zaś status „kultowej” uzyskała dopiero po latach. Mowa tu o takich konwencjach, jak nowa/zimna fala, post-punk, industrial i rock gotycki. To właśnie na początek lat 80. przypadają premiery płyt dziejowych dla tych gatunków: „Closer” Joy Division, „Movement” New Order, „Faith” The Cure, „Kaleidoscope” Siouxsie and the Banshees, „In The Flat Field” Bauhaus, „The Voice Of America” Cabaret Voltaire, czy debiut Killing Joke. Z kolei koniec dekady to okres formowania się innych odmian ambitnej muzyki gitarowej, przede wszystkim shoegaze’u, zapoczątkowanego przez My Bloody Valentine i The Jesus and Mary Chain.

Do tych właśnie – szeroko pojętych – nurtów głównie nawiązuje Tropic Of Cancer. Ten amerykański duet tworzy małżeństwo: Juan Mendez i Camella Lobo. Mendez dał się poznać jako producent, didżej, założyciel renomowanej wytwórni Cytrax (dziś związany z labelem Sandwell District) oraz członek projektów takich jak Jasper, Silent Servant czy Detention wraz z Kitem Claytonem. Jego lepsza – a przynajmniej piękniejsza – połowa nie miała do tej pory zbyt dużego doświadczenia muzycznego, poza okazjonalnym didżejowaniem w kalifornijskich klubach. Jako Tropic Of Cancer mają na koncie dopiero trzy epki i kompilację winylowych nagrań dla oficyny Downwards, zatytułowaną „The End Of All Things”.

Płytę otwiera „The Dull Age”, kompozycja opierająca się na suchej perkusji, pojedynczych dronach głębokiego basu, odległych chorałach i onirycznej atmosferze jak z nagrań Cocteau Twins. Podobnie prezentuje się „Victims”, z tym że tutaj pierwsze skrzypce gra dźwięczny bas do spółki z psychodeliczną gitarą. Zdecydowanie najlepszym utworem jest „Be Brave”, który oferuje idealną równowagę pomiędzy mrocznym dramatyzmem a hipnotycznym tańcem. Motoryczne bębny niczym z automatu perkusyjnego, jazgotliwie zawodząca gitara, dudniący bas i zagłuszony wokal – to wszystko składa się na rewelacyjny i porywający utwór, który z powodzeniem mógłby zostać odtworzony w jakimś ponurym klubie dla grupy pogrążonych w transie samotnych tancerzy. Całości dopełnia narkotyczny „L.O.V.E. Feelings” z repertuaru Soft Cell i równie odklejony „Awake”, który brzmi niczym cover piosenki „Just Like Honey” The Jesus And Mary Chain, rozsławionej przez film „Lost In Translation” Sofii Coppoli.

Muzyka Tropic Of Cancer jest skierowana do zwolenników dźwięków mrocznych, chłodnych, repetetywnych, wręcz monotonnych, i przede wszystkim nastrojowych. Czekamy na longplay.

Downwards | 2011







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
4 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
tom
tom
12 lat temu

„o ile jeszcze w zeszłej dekadzie „ejtisy” uważało się za okres obciachowy, pełen plastiku i popowego koniunkturalizmu, zaludniony przez chłopców w przydużych jaskrawych marynarkach i cycatych blondynek śpiewających pod palemką, ” – co to za bzdury??? juz pod koniec lat 90. wystartowali miss kittin & the hacker z ep-ka ‚champagne’, ktora zwiastowala electroclash. a electroclash z cala horda mniej i bardziej utalentowanych nasladowcow wszystkiego od nowej fali po new romantic to niby nie najbardziej charakterystyczny okres muzyki klubowej pierwszej polowy lat 2000? a zoot woman i ich pierwsza plyta z 2001? a gigolo records? a dance punk? a wienczace dekade la roux, little boots itp? to co jak nie rzniecie w zywe oczy z 80s? cale lata 2000 staly pod znakiem odkurzania wszelkich stylistyk sprzed dwoch dekad.

formalina
formalina
12 lat temu

dzięki za polecajkę , cytrax był ,jest , będzie przynajmniej dla mnie niezapomniany wiec to wydawnictwo sprawdzę na bank

Heliosphaner
Heliosphaner
12 lat temu

Nie wiem dlaczego ominęło mnie wcześniej Tropic Of Cancer. Klimaty ‚retro’, które lubię. Z pewnością przesłucham nie raz. 🙂

Polecamy