Wpisz i kliknij enter

Krakowska Jesień Jazzowa 2011 – relacja

[wide][/wide]

Program Krakowskiej Jesieni Jazzowej po raz kolejny obfitował w muzykę wymagającą od słuchacza sporej dawki skupienia, niełatwą w odbiorze, lecz jednocześnie bardzo inspirującą – otwierającą umysł. Festiwal, organizowany niezmiennie przez Marka Winiarskiego, szybko stał się wielkim świętem fanów free jazzu oraz okazją dla niewtajemniczonych do zagłębienia się w jakże odmienne od otaczających nas codziennie brzmienia.

 

Kazutoki Umezu Kiki Band | 20.09.2011

Festiwal otworzył koncert grupy, która teledyski powinna nagrywać na zboczach wściekle warczącego wulkanu. Japoński jazz fusion w wykonaniu Kiki Band ma w Krakowie niemały fanclub – sala Mangghi zapełniona była całkowicie, a rozmowy toczone przy stoisku z płytami podczas przerwy między setami zadziwiały znajomością dat, nazwisk i zawartości poszczególnych wydawnictw.

Przy tytanicznym basowym pomruku oraz szatkującej rytm podwójnej stopie perkusyjnej Kiki oddał się schizofrenicznym solówkom będącym fuzją jazgotliwych wrzasków ze strzępkami melodii. Muzyczną przestrzeń musiał jednak dzielić wraz z gitarzystą Natsuki Kido, który z kamiennym wyrazem twarzy przemierzał na swoim instrumencie pentatoniki, nierzadko pogrążając się także w chromatyce.

Łagodne oblicze zespołu, co jest motywem często pojawiającym się podczas tego festiwalu, publiczność poznała w drugiej części koncertu. Długi saksofonowy monolog poświęcony rodakom dotkniętym niszczycielskimi falami tsunami oraz słodko-gorzki wietnamski gospel odznaczały się umiejętnie stopniowaną dramaturgią oraz niemałym ładunkiem uczuć.

Koncert Kazutoki Umezu Kiki Band nie jest na polskiej ziemi pierwszyzną – ogromne zainteresowanie ich muzyką świadczyć może jedynie o wyjątkowym zestrojeniu fal nadawanych przez zespół z gustami rodzimej publiki.

 

EDGE | 16.10.11

Lider grupy Jason Kao Hwang, działający na scenie free jazzu od blisko trzydziestu lat, podczas dwóch blisko godzinnych setów w piwnicy krakowskiego klubu Alchemia poprowadził zespół przez odmienne emocjonalnie stany prezentowane muzyką sinusoidalnie zmieniającą kierunek – od agresywnej i dynamicznej, po bardziej medytacyjną i wyciszoną.

Pisząc o koncercie nie sposób nie wspomnieć o Andrew Drurym, który traktuje otaczający go świat jak wielki zestaw perkusyjny. W swojej grze korzystał między innymi z metalowej szufelki grając na niej smyczkiem, obciążników zmieniających napięcie membran bębnów oraz dźwięcznie rezonujących garnków, lecz najbardziej imponującym elementem w jego instrumentalnym arsenale były metalowe ustniki dociskane do kotłów, w które dmuchając Andrew wprowadzał do kolektywnej improwizacji atmosferyczne, przeciągłe dźwięki charakterystyczne dla aerofonów – ewenement w skali świata! Trzymając w ryzach tematy utworów potrafił w ciekawy sposób nadać puls fragmentom tworzonym przez kolegów z zespołu, z publicznością dzieląc się także sporą dawką energii podczas wykonywania osobistych partii solowych budowanych z dużym poszanowaniem ciszy.

Kontrabasista Ben Filiano także szybko uwiódł zebranych w Alchemii melomanów, a to głównie za sprawą oryginalnego sposobu improwizowania – nucąc powtarzał dźwięki swojego instrumentu, co na tle cichego skrzypienia krzeseł publiczności otuliło salę ciepłą, kameralną aurą. Dodając do tego dźwięki wręcz żywcem wyjęte ze świata muzyki elektronicznej, jakie wypływały z trąbki Taylora Ho Bynum, mogę bez żadnych spekulacji potwierdzić zasłużony stos nagród i laurów, jakie zgromadził na swoim koncie kwartet Edge.

 

Akira Sakata Trio | 27.10.11

W skład grupy dowodzonej przez saksofonistę Sakate wchodzą kontrabasista Darin Gray oraz Chris Corsano – bębniarz mogący pochwalić się trasą koncertową z Bjork oraz nagraniami z Evanem Parkerem. Tak interesujące trio już na papierze wygląda interesująco, dlatego słusznie spodziewałem się po nim rewelacji.

Koncert otworzyła blisko dwudziestominutowa kompozycja z saksofonem galopującym przez basowy walking podbity połamanym rytmem. Corsano z początku dał się poznać jako zręczny werblista, który z iście rockową werwą czynił cuda na skromnym zestawie perkusyjnym. Publiczność nie czekała długo na to, by poznać go jako muzyka z satysfakcją eksplorującego możliwości preparacji brzmienia swojego instrumentu – szybkie tremolo nastukiwane na drewnianych deseczkach wprawiło w zachwyt samego Sakate, który przecież nie pierwszy raz widział ten pomysłowy patent.

Zespół, prócz free jazzowych kłębów chaosu, zaprezentował także orientalne oblicze swojej twórczości. Charczącym, pełnym przestrogi i gniewu głosem Akira wygłosił monolog w języku japońskim, który na tle pandemonium rozpętanego przez sekcję rytmiczną robił niesamowite wrażenie. Trzymając w ręku pęk drewnianych dzwoneczków sprawiał wrażenie opętanego wizjami kaznodzieji dawno zapomnianego kultu.

Druga część występu utrzymana była w konwencji eksperymentalnej, fakturą dźwięku wpisując się w muzykę ambient. Omiatany miotełką kontrabas stał się w rękach Gray’a żywym automatem perkusyjnym. Skomplikowana sieć mikrodźwięków tworzona wraz z bębniarzem nabrała wyraźnego kontekstu, kiedy po raz drugi Akira Sakata rozpoczął deklamację w swoim ojczystym języku. Śpiewna, pełna emocji opowieść choć niezrozumiała dla zebranej w Alchemii widowni w pełni zasłużenie przyjęta została gromkimi brawami.

Trio udowodniło, iż free jazz to nie tylko forma kompozycji otwarta na kawalkadę saksofonowych solówek, ale także niełatwa sztuka poszukiwania dźwięków głęboko uśpionych w instrumentach akustycznych. Najlepszym tego dowodem jest utwór, w którym Corsano dmuchając w tubę przystawioną do perkusyjnego talerza generował konkretny ton dublowany z czasem przez klarnet oraz kontrabas. Krucha, dysonansowa melodia o transowej barwie stanowiła świetny kontrapunkt dla pierwszej, rozbuchanej części koncertu.

Weteran sceny free jazzowej znalazł czas, aby wygłosić krótki, zabawny monolog o nieubłaganym upływie czasu – jestem w Krakowie już po raz drugi. Pierwszy raz byłem tu w latach siedemdziesiątych. Dziś mam 66 lat i nie wiem jak to się stało. Mam zamiar dożyć osiemdziesiątki! Nie sposób nie życzyć tego Panu Sakacie, który jest bardziej rozpoznawalny we free jazzowym półświatku, aniżeli w środowisku  biologów morskich. W pełni zasłużenie, gdyż ścieżkę wyuczonego zawodu porzucił lata temu.







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy