Wpisz i kliknij enter

Loka – Passing Place

Druga płyta Loki ukazuje się już bez Karla Webba w składzie. Brak muzyka wspaniałego Super Numeri okazał się być dla tego albumu dojmujący. Odsłuchując całość, można bowiem odnieść wrażenie, że Mark Kyriacou – odpowiadający za kompozycję, instr. klawiszowe i elektronikę – wziął na swoje barki zbyt wielki ciężar. Do nagrań zaangażował wokalistów i walijską sekcję dętą o wiele mówiącej nazwie: Seindorf Beaumaris Band. W efekcie powstało niemal pięćdziesiąt minut muzyki podzielonej na dwanaście kompozycji.

Początek jest obiecujący: „As the Tower Falls” przynosi porcję błyskotliwego grania z partiami saksofonu i smyczków wyciągniętymi na pierwszy plan. Charakterystyczne brzmienie klawiszy – tak tu, jak i zarówno w następnym „The Tower” stanowi stylistyczny łącznik z poprzednią płytą zespołu. Od razu widać też, że Kyriacou stawia na (jeśli można to tak określić) „widowiskowość”, albo jak kto woli „filmowość” (aczkolwiek w stosunku do płyt z Ninja Tune, ten termin jest bezmyślnie nadużywany) prezentowanych słuchaczowi kompozycji. Rodzi to chwilami pewne niebezpieczeństwo, a mianowicie łudzące podobieństwo jeśli nie co do  samej struktury utworów, ale do klimatu i palety dźwiękowych barw, jaką posługuje się Lars Horntveth w Jaga Jazzist. Słychać to najbardziej – moim zdaniem – w „The Art of Burning Bridges” i „The Beauty in Darkness” (jeśliby oczywiście wyrzucić z niego wokale). Nawet gdyby nie traktować tego jako zarzut, to niestety najczęściej wydaje się, że tam, gdzie Loka chciałaby dać z siebie najwięcej energii – po prostu brakuje jej własnej muzycznej amunicji. Stąd po rozpędzonych kompozycjach pojawiają się nudnawe, zupełnie nic nie wnoszące do całości numery w stylu „The Sound Stars Make”, czy „No Water”. Utwory, gdzie pojawiają się wokale pokazują jeszcze jedną słabość tej płyty – a mianowicie: brak spójnej koncepcji całości. Słuchacz nie wie, czy z rzadka pojawiające się teksty są naprawdę ważne dla obioru tej muzyki, czy są jedynie niezobowiązującym dodatkiem. Dla przykładu  „Attrition Exposed” ze słowami: „…why did you do this…” może wprowadzić słuchacza we wspomnianą konfuzję. Nie jest to jednak regułą, gdyż jedną z najbardziej udanych kompozycji jest „Temporary External”, tutaj jednak partie wokalne są zatopione w hymnie pięknie zaaranżowanej sekcji dętej przywodzącej na myśl świetną muzykę do westernu. Na uwagę zasługuje też „Mirror Image Opposite”, gdzie na koniec płyty Kyriacou pokazuje jak powinien brzmieć utwór prący do przodu dzięki dobrze ustawionej perkusji, partiom fletu i rozwodnionych pogłosem wokaliz.

Podsumowując, można powiedzieć, że Kyriacou chcąc mieć na płycie wszystko naraz, stworzył potwora – chwilami sympatycznego, ale jednak potwora. Album ten nie stanowi spójnej, jednorodnej całości. Brak wsparcia kompozycyjnego Karla Webba zubożył tę muzykę. Poprzednie nagrania Loki charakteryzowało – według mnie – coś, co można by nazwać błyskotliwym skrótem kompozycyjnym; napięcie kulminowało tam jak trzeba i wtedy kiedy trzeba. Wystarczy przypomnieć sobie „Safe Self Tester” czy „Freda Mae”, żeby uświadomić sobie tę różnicę. W przypadku „Passing Place” zabrakło właśnie tego błyskotliwego podejścia, co sprawiło, że ma się wrażenie obcowania z czymś stworzonym na siłę, co na dodatek pochwali pewnie większość dziennikarzy muzycznych, znowu przepisując frazy z materiałów prasowych Ninja Tune.

Ninja Tune 2011







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy