Wpisz i kliknij enter

Portable – Into Infinity

Kiedy mówimy o eksplozji muzyki techno w Europie, od razu wiążemy ją z upadkiem berlińskiego muru i otwarciem ogromnej przestrzeni wolności w dzisiejszej stolicy Niemiec. Co ciekawe – podobne zjawisko zaistniało na drugim krańcu świata. Koniec rasistowskiego apartheidu w Republice Południowej Afryki zbiegł się z eksplozją popularności muzyki house w tamtejszym Cape Town.

Jednym z młodych ludzi, którzy wyrażali wtedy swoją euforię w rytm tanecznych nagrań z Chicago i Detroit był Alan Abrahams. Kiedy sam zajął się produkcją tanecznej elektroniki, afrykańskie korzenie okazały się bardzo ważne – jego nagrania realizowane pod szyldem Portable były zaskakująco udaną (i prekursorską wobec dzisiejszej mody) syntezą klubowej rytmiki z plemiennymi perkusjonaliami. Punktem kulminacyjnym eksperymentów na tym polu stal się album „Powers Of Ten” opublikowany w 2007 roku przez jego własną wytwornię – Süd Electronics.

Ponieważ afrykański producent poczuł się zmęczony wybraną formułą, z czasem skoncentrował się na bardziej klasycznym wcieleniu deep house`u. Firmował je nowym szyldem – Bodycode. A że i na tym polu osiągnął znakomite wyniki, świadczą dwa albumy wydane przez amerykańską firmę Spectral Sounds – „The Conversation Of Electric Charge” i wyjątkowo pomysłowy „Immune” z 2006 i 2009 roku.

W ubiegłym roku wraz z winylową dwunastocalówką zrealizowaną dla berlińskiego Perlona, artysta powrócił do szyldu Portable. Podpisana nim nowa muzyka Abrahamsa zmieniła jednak w zaskakujący sposób swoje brzmienie. Potwierdzeniem tego jest pierwszy od czterech lat nowy album Portable – „Into Infinity”.

[embeded: src=”http://www.junostatic.com/ultraplayer/07/MicroPlayer.swf” width=”400″ height=”130″ FlashVars=”branding=records&playlist_url=http://www.juno.co.uk/playlists/builder/432895-01.xspf&start_playing=0&change_player_url=&volume=80&insert_type=insert&play_now=false&isRe lease=false&product_key=432895-01″ allowscriptaccess=”always”]

Podobnie jak w ostatnich produkcjach Bodycode, na płycie dominuje korzenny deep house. Już otwierający całość „Making Holes” wprowadza nas w odpowiedni klimat – zbasowany podkład rytmiczny niesie tu masywne pasaże syntezatorów, owocując głębokim i potężnym brzmieniem. Kontynuacją tego wątku jest „Find Me” – tym razem Abrahams uzupełnia jednak falujący pochód basu i mroczne pasaże klawiszy soczystą partią melodyjnego piano. Bardziej spowolnioną wersję takiego grania przynosi „Island Of Thought” – tutaj tajemniczy nastrój buduje sążniste tło o niemal dronowym tonie. Całość puentuje finałowy „Fade Away” – tym razem osadzony jednak na nieco cięższym podkładzie rytmicznym.

Pozostałe nagrania rozwijają nieco inne wątki. „Zero One” to zwarty i dynamiczny house przywołujący wspomnienie melodyjnych przebojów Inner City. W ilustracyjnym „Beauty Peagent” słychać z kolei wyraźne echa poetyckiej elektroniki Carla Craiga – a świadczą o tym lekko jazzujące perkusjonalia zanurzone w szeroko rozlanych pasażach organicznych syntezatorów. I jeszcze „One Way” – nagranie lokujące się bliżej nastrojowego techno niż house`u, wywołujące skojarzenia z najlepszymi produkcjami Derricka Maya, zapewne wymodelowane na tę modłę przez jego współautora – Efdemina.

Dalekie echa egzotycznych fascynacji Abrahamsa rezonują jedynie w dwóch nagraniach – „A Deeper Love” (fenomenalnie zaśpiewanym przez Lakuti) i „Albedo Yachts”. Klasyczne struktury o deep house`owym rodowodzie, afrykański producent uzupełnia tutaj metalicznymi perkusjonaliami, nadając im w ten sposób lekko tribalowy sznyt. W drugim z nagrań pojawia się również niecodzienna melodia – tęskny motyw przypominający brzmieniem dźwięczne tony indonezyjskiego gamelanu.

Największą niespodzianką tych nagrań jest śpiew Abrahamsa. Afrykański producent ma bowiem głęboki i mroczny głos, kojarzący się raczej z… ejtisowym synth-popem niż z „czarną” muzyką taneczną. Efekt jest nieco schizofreniczny – początkowo wokal Abrahamsa irytuje, w miarę słuchania zaczynamy jednak doceniać ten oryginalny pomysł i kiedy zwykłe przyzwyczajenia zostają przełamane, wrażenie jest nad wyraz pozytywne. Tym bardziej, że jakby mrugając do słuchacza okiem, w pewnym momencie pojawia się na płycie… synth-pop w postaci melancholijnej kompozycji „Onward”, wyśpiewanej przez autora płyty z iście noworomantyczną pasją.

„Into Infinity” to pozytywne zaskoczenie – świadectwo artystycznej odwagi i muzycznej dojrzałości afrykańskiego producenta. Ciekawe, czy na następnych płytach pójdzie dalej w tym kierunku?

Perlon 2011

www.perlon.net

www.myspace.com/perlon

www.myspace.com/bodycodemusic







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Inline Feedbacks
View all comments
BRTK
BRTK
12 lat temu

Jako wielbiciel twórczości Bodycode/Portable, uważam akurat recenzowaną płytę za wtórną i nierówną wobec poprzednich propozycji Abrahamsa. A jeśli chodzi o wokal to nie rozumiem skąd to zaskoczenie, bo śpiewa on prawie na każdej płycie, a i samą barwę głosu ma jak najbardziej nadającą się do swojej muzy!
Pozdrawiam!

Polecamy