Wpisz i kliknij enter

Paweł z Radiofonii podsumowuje

Kolejne, bardzo ciekawe podsumowanie roku 2011 przesłał nam Paweł Szczepanik, dyrektor muzyczny akademickiej stacji Radiofonia.fm

Radiofonia.fm oferuje kilka arcyciekawych kanałów internetowych oraz główny strumień, nadawany również w eterze (Kraków, 100,5 FM). Poniżej płyty roku według Pawła Szczepanika. Dzięki!

Steve Reich – „WTC 9/11”

Płyta, która nie pozwala na oddech, gra na emocjach i łapie za gardło. Prywatne rozliczenie bez najmniejszego dystansu. Połączenie fenomenalnego Kronos Quartet (dynamika!) z reichową grą słowem i produkcją każe zapomnieć o telewizyjnych relacjach z 11 września, stawia pod ścianą i pyta „Rozumiesz, głupcze?!” Rozumiem.

Amon Tobin – „ISAM”

Amon Tobin po kilku latach prób znalazł sposób, by oddać Pierre’owi Schaefferowi co cesarskie, nie tracąc przy tym charakteru. Konsekwentne połączenie elektroniki i muzyki konkretnej pozwala sądzić, że tak powinna brzmieć nowa muzyka. Duch czasu szczerzy zęby w szerokim uśmiechu.

Jacaszek – „Glimmer”

Michał Jacaszek zdetronizował Murcofa w kategorii „rekonstrukcja szpinetu, waga ciężka”. Snujące się, przybrudzone tekstury okazały się fantastycznym tłem dla barokowego instrumentarium, cały album nurza się w onirycznym klimacie. Mocne tąpnięcie, potwierdzające muzyczną erudycję i głęboką duchowość Jacaszka.

Profesjonalizm – „Chopin Chopin Chopin”

Ten album namawia do „Złego”, rzecz jasna Tyrmanda. Lata 50., zalążki polskiego jazzu i sceny improwizatorskiej, bez zbędnego nadęcia, ale z dużym dystansem i świadomością własnej wartości. Produkcja jak z zakurzonej taśmy Stilon – zadymiony SPATiF, w którym z radością zamówicie lornetę i meduzę. Smacznego!

A$AP Rocky – „LiveLoveA$AP”

„Infuenced by Houston”, ale rodem z Harlemu. Niebywała świeżość produkcji opartej na syntetycznych bitach, otulonej hipnotyczną mgłą gęstego szarego dymu, a na tym położone doskonałe flow i wciągająca barwa głosu Rakima Mayersa. Młodość nadchodzi. Bez zbędnej detronizacji poprzedników, ale z kuszącą obietnicą.

last, but not least. wrzuciłem, bo warto wspomnieć, acz to tylko (?) EP. jeśli znajdzie się miejsce, warto dodać. :]

Daniel – „Drumz EP”

Nadwyżka i tylko EP, ale warto wspomnieć o jednym z największych polskich talentów. Bezpretensjonalny minialbum, tkwiący korzeniami w najlepszych latach funku, ale bez trącenia myszką i odgrzewania kotletów. Optymizm i obgryzanie paznokci w oczekiwaniu na pełnometrażową płytę.







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy