Wpisz i kliknij enter

Parov Stelar – The Princess

Marcus Füreder swoją karierę zaczynał jak większość parających się elektroniką szeroko rozumianą – produkcją mocno samplowanej muzyki. Dziś z oparów noir, jakie dalej unoszą się nad debiutanckim „Rough Cuts”, zostało niewiele, a pod nazwą Parov Stelar ukazuje się drugi w historii grupy dwupłytowy album, na którym króluje przede wszystkim żywo rozbuchane instrumentarium.

Progres ten ma oczywiście spore zalety – bilety na europejską trasę koncertową są w znacznej mierze wyprzedane, a nazwa Parov Stelar kojarzona jest coraz częściej z inteligentną rozrywką, muzyką taneczną, której popularność rośnie w tempie logarytmicznym. Laury w pełni zasłużone – Austriaka słusznie uznaje się za ojca electroswingu. A że każde dziecko w końcu dorasta, tak i muzyka Füredera całkowicie straciła wąską warstwę patyny i kurzu, jaka pokrywała większość jego poprzednich nagrań. Kierunek nadany poprzednim albumem studyjnym procentuje tu większym udziałem sekcji dętej oraz wokalistek. Krystaliczną barwę dźwięku potęguje także częsta obecność instrumentów klawiszowych, których w takim stężeniu w muzyce Füredera jeszcze nie było.

Co może drażnić, to tępo wybijany rytm, jakim zaczyna się większość utworów. Rzecz widocznie niezbędna – za nazwą grupy kryje się przecież zarówno DJ wspomagany na scenie dęciakami, jak i paroosobowy zespół, z perkusistą i basistą włącznie. Tym sposobem „Princess” może błyszczeć i podczas koncertu pod chmurką i na dyskotekowych parkietach. Klubowe brzmienia są tu zresztą wyraźnie słyszalne w warstwie rytmicznej, co dla muzyki Parov Stelar ciągle można uznawać za nowość – zwrot w tym kierunku zapowiedziany EPką „Coco” został potwierdzony albumem o tej samej nazwie.

Lekki niedosyt pozostawia fakt, iż utworów takich jak „Beautiful Morning”, czy „The Fog” nie ma na albumie więcej. Dłuższy ukłon w stronę przeszłości na pewno zbliżyłby muzykę „Princess” do złotego środka oraz pozwolił na przysłowiowy oddech między żywo swingującymi melodiami.

Jak potoczy się kariera Parov Stelar Band? Osobiście widziałbym Austriaków na festiwalach pokroju Glastonbury, czy Open’er, gdzie z pewnością porwaliby kilkudziesięciotysięczny tłum do zabawy. Piszę „z pewnością”, gdyż z kilkunastotysięcznym radzą sobie bez problemu.

Dwupłytowy album studyjny – oznaka kipiącej od pomysłów głowy, lub sumiennie pielęgnowanej megalomanii. W przypadku „Princess” prawdziwą okazuje się teoria pierwsza. Z dwugodzinnego materiału każdy wielbiciel electroswingu jest w stanie wykroić sobie bardzo taneczny set. Natomiast nieobeznani z tematem dostają kopiatą porcję kreatywności Austriaka i jego możliwości w zakresie syntezy muzyki klubowej z zapomnianymi przez większość brzmieniami amerykańskiego jazzu późnych lat trzydziestych. Owce całe, wilk syty.

4/5

Etage Noir | 04.2012







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
4 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Jula
Jula
11 lat temu

Dusigroszu…proszę Cię… Byłam na 3 koncertach Parov, na 4 jade w pazdzierniku do Berlina. To, co pokazali na koncercie w Poznanskim Esculapie podczas trasy promujacej nowy krazek, to naprawde ”klasa” sama w sobie. nie slyszalam bardziej energetyzujacego electroswingu. Poprostu go nie ma. Parov Stelar jest mistrzostwem.

Dusigrosz
11 lat temu

Przykro mi, ale osoba, która o tym pisała chyba słuchała innej płyty. Album to pokaz niechlujstwa i braku pomysłu. Sorry, ale powyżej oceny 2 ten album nie zasługuje.

Robert
Robert
11 lat temu

„króluje przede wszystkim żywo rozbuchane instrumentarium.”
„pozwolił na przysłowiowy oddech między żywo swingującymi melodiami” to w końcu żywo czy nie ?

„złoty środek” w przypadku muzyki to czysta kwestia gustu 😉

Polecamy