Wpisz i kliknij enter

Lazer Sword – Memory

Czy dziennikarze muzyczni próbujący przebić się z własną twórczością mają łatwiej czy trudniej? Z jednej strony trudniej – bo skrytykowani artyści zawsze będę się im odwdzięczać tym samym, a z drugiej łatwiej – bo koledzy po fachu przecież pomogą im szybciej zaistnieć.

Ten drugi przypadek dotyczy dwóch byłych pismaków magazynu XLR8R – Antaeusa Roya i Bryanta Rutledge – którzy trzy lata temu zadebiutowali pod szyldem Lazer Sword z zawadiackim singlem „Gucci Swaetshirt”. Wsparcie alternatywnych mediów sprawiło, że już kilka miesięcy później chłopaki mogli się pochwalić powszechnie hołubionym albumem, który opublikowała im prężnie działająca w San Francisco wytwórnia Innovative Leisure. A przecież krążek nie zawierał znowu tak rewelacyjnej muzyki – glitchową wersję hip-hopu podrasowaną nieco na basową modłę.

Roy i Rutledge rozjechali się jednak niebawem po świecie. Pierwszy dotarł do Berlina i zaczął solową karierę pod szyldem Lando Kal, natomiast Rutledge zamieszkał w Los Angeles, odpuszczając sobie muzyczną działalność. Być może duet nigdy by już nie powrócił, gdyby nie oferta wydania jego nowej płyty, którą otrzymał od Modeselektora. Lukratywny kontrakt sprawił, że amerykańscy producenci wzięli do pracy i mimo dzielącej ich odległości zmajstrowali w ciągu kilku miesięcy materiał na swoją drugą płytę.

„Memory” robi o niebo lepsze wrażenie niż wspomniany debiut. Przede wszystkim Roy i Rutledge odpuścili sobie hip-hop, ograniczając również swe upodobanie do glitchowej obróbki dźwięku. Tym razem dominuje na płycie konkretne granie – głównie osadzone w tradycji detroitowego electro.

Połamane rytmy wsparte mocnymi basami uderzają najpierw w „Missed A Spot” – łącząc skorodowane fale blaszanych klawiszy z przewiercającym je acidowym loopem. Bardziej mechaniczną odmianę gatunku dostajemy w „Point Of No Return”, którym amerykańscy producenci oddają hołd klasycznym dokonaniom Cybotrona. W pulsującym funkowym groovem „Pleasure Zone” okazuje się, że chłodne electro może mieć również zmysłowy klimat – a to dzięki wpisanej weń szeptanej wokalizie. Wątek ten kontynuuje „Sounds Sane” – gdzie sample groteskowych głosów przywołują wspomnienie przerysowanych nagrań Detroit Grand Pubahs. W tonacji muzyki rodem z Motor City zrealizowana została również kooperacja Lazer Sword z Jimmym Edgarem w „Let`s Work” – choć zamiast electro otrzymujemy tu mroczne techno wsparte wokoderowym śpiewem.

Drugi biegun „Memory” stanowią czytelne nawiązania do nowszych gatunków tanecznych z kręgu bass music. W osadzonym na gęstym podkładzie rytmicznym „Toldyall” odnajdujemy silne wpływy chicagowskiego juke`a. Podobnie dzieje się w zrealizowanym we współpracy z Machinedrum utworze „Chsen”. Amerykańscy producenci mają tu jednak dla nas niespodziankę – rozedrgane bity zamieniają się z czasem w regularną pulsację w stylu techno, pomimo że reszta kompozycji zachowuje wszystkie cechy skocznego footworku. Brytyjskie brzmienia rodem z nowoczesnego UK garage`u znajdujemy natomiast w posuwistym „Better From U” – bo przyspieszone wokalizy zanurzone zostają tu w onirycznych pasażach syntezatorów podbitych połamanym metrum. No i oczywiście dubstep – ale również podrasowany na masywne techno i wypełniony acidowymi efektami w finałowym „People”.

„Memory” to solidny materiał – pełen mocnej energii i pomysłowych aranży, daleki od bełkotliwego rozkołysania debiutu. Dobrze, że amerykańscy producenci stanęli twardo na ziemi. W ten sposób z dziennikarzy zamienili się w muzyków.

Monkeytown 2012

www.monkeytownrecords.com

www.myspace.com/monkeytownrecords

www.myspace.com/lazersword







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy