Wpisz i kliknij enter

Stefan Goldmann – 17.50

Przystępny eksperyment.

Stefan Goldmann to jedna z bardziej niekonwencjonalnych postaci współczesnej elektroniki. Z jednej strony ma on na swym koncie klubowe produkcje publikowane przez tak zasłużone dla tanecznego światka instytucje, jak Cocoon czy Mule Electronic, a z drugiej – nie odmawia sobie eksperymentalnych wycieczek w świat abstrakcyjnej awangardy, czego dowodem choćby kasety dla The Tapeworm. Mało tego – z wyjątkową dbałością odnosi się do swych występów, zamieniając je w niepowtarzalne shows, sporadycznie prezentowane na festiwalach lub w klubach. Berlińczycy znają go z didżejskich sesji w niedzielne popołudnia, które ścigają tłumy do Panorama Baru. Jakby tego było mało, producent wspiera swoim piórem nieregularny fanzin wydawany przez Berghain – publikując w nim swe teksty o współczesnej elektronice przesiąknięte filozoficznym duchem.

Od takiego artysty nie możemy się więc spodziewać „zwykłej” płyty. Każde pełnowymiarowe wydawnictwo Goldmanna to starannie przemyślany koncept – tak jest również z jego najnowszym albumem „17.50”, opublikowanym przez jego macierzystą firmę Macro. Podstawą zamieszczonego na nim materiału miały być w założeniu twórcy najprostsze tony – z jednej strony typowe dla niemelodyjnej formuły techno, a z drugiej – dla archetypicznej muzyki etnicznej z południa Europy (to ważne – bo Goldmann ma bułgarskie korzenie). Co więcej – niemiecki producent zrezygnował z wykorzystania sampli, stawiając wyłącznie na dźwięki tworzone analogowo przy zastosowaniu zwykłych syntezatorów i automatu perkusyjnego. Jakie są tego efekty?

Odpowiedzmy na to pytanie od razu: fascynujące! Goldmann zaczyna od kakofonicznych przesterów – zawodzące rzężenie gitary wsparte perkusyjną nawalanką („17.50”) prowadzi nas prosto do energetycznego UK garage`u o szurającej rytmice, w którym funkowa pulsacja basu i wibrafonowe klawisze niosą prościutką melodyjkę o brzęczącym tonie („Carrion Crow”). Energia płynąca z tego bliskowschodniego motywu jest wprost porażająca – bo tkwi on korzeniami w naszej zbiorowej podświadomości. Słyszeliśmy go już tysiące razy – oczywiście nie ten sam, ale podobny, w radiu, w telewizji, w podroży do Turcji, gdziekolwiek. Podobnie dzieje się w „Rigid Chains” – tym razem zabawnie bziuczące akordy zostają wpisane w kontekst hipnotycznego techno i otoczone przemysłową kanonadą metalicznych perkusjonaliów. Efekt – znakomity!

Następne kompozycje bardziej zdradzają awangardowe ciągoty Goldmanna. „The Outness Queens” przywołuje pasterskie dźwięki z greckich łąk i tawern – oblepione zostają one jednak przez elektroniczne efekty, przez co tracą swój sielski charakter na rzecz psychodelicznego klimatu. Od akustycznych tonów buzuki rozpoczyna się z kolei „Manila Grind” – a ozdabiająca go popiskująca melodia staje się punktem wyjścia do skręcenia chrzęszczącego strumienia stukających i trzeszczących dźwięków.

„Adem” to najbardziej energetyczny utwór w tym zestawie. Goldmann stawia w nim na wyrazistą rytmikę rodem z chicagowskiego house`u – ale nie odpuszcza przy tym typowego dla całej płyty melodycznego wątku, wpisując w minimalistyczną tkankę kompozycji turecko brzmiącą partię wesołych klawiszy. Podobnie wypada umieszczony nieco dalej „Empty Suit” – bo i tutaj mamy house`owy puls, podrasowany szeleszczącymi efektami, co nadaje mu jeszcze bardziej oldskulowy ton. Tym razem Goldmann stawia jednak na kontrapunkt – bo w kontraście dla radośnie pobrzękujących syntezatorów ustawia kończącą utwór falę orkiestrowych smyczków o epickim rozmachu.

Pojawiające się w „Dead Cat Bounce” połamane rytmy informują nas, że wracamy na terytorium UK garage`u. I rzeczywiście – szorstkim breakom towarzyszą tutaj zwaliste uderzenia basu, ale i pojawiające się ni stąd ni zowąd… atonalne akordy pianina. Całość kończy się w jeszcze bardziej zaskakującym stylu – powoli kroczące uderzenia zbasowanych klawiszy wsparte mechanicznym rytmem o blaszanym brzmieniu przenoszą nas w lata 80. („Kampong Pressure”) Kiedy rozbrzmiewa skowyczący przester – wszystko staje się jasne: wracamy do czasów, w których post-punkowy mrok i industrialny hałas były filozoficznym i politycznym komentarzem do ówczesnych wydarzeń na świecie. Niemiecki producent, niczym jego brytyjscy koledzy z Sandwell District, przenosi te dźwięki we współczesność – nadając im jakże aktualną wymowę.

„17.50” to właściwie awangardowy album – ale pomysłowo ozdobiony melodyjnymi wstawkami, dzięki którym ten eksperyment staje się przystępny dla wszystkich. Z jednej strony można kontemplować dzieło Goldmanna w kontekście dokonań XX–wiecznej muzyki współczesnej, a z drugiej – jako po prostu klubowy materiał o ognistym brzmieniu. Konia z rzędem dla tego, kto potrafi zrealizować równie inteligentny projekt!

Macro 2012

www.macro-rec.com

www.facebook.com/macrorec

www.stefangoldmann.com

www.facebook.com/stgmn







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Inline Feedbacks
View all comments
trackback

[…] BeatsAndBeyond (NL) 09/2012 – review The Wire (UK) 09/2012 – review by Adam Harper Musikexpress (DE) 10/2012 – review by Albert Koch ***** Groove (DE) 09/2012 – review by Tim Caspar Boehme Klubbers (ES) 09/2012- review Frequencies (IT) 08/2012 – review by Federico Spadavecchia Storia Della Musica (IT) 09/2012 – review Soundtrack Of Your Day (GR) 09/2012 – review Nowa Muzyka (PL) – review by Pawel Gzyl […]

Polecamy