Wpisz i kliknij enter

Marcellus Pittman – Pieces

Wszystko zaczęło się, kiedy jeszcze w domu rodziców usłyszał przebój brytyjskiej grupy soulowej Loose Ends – „Hanging On A String”. Był rok 1984 – i jego starsi koledzy ekscytowali się wtedy audycjami prowadzonymi w radiu przez Electrifying Mojo, w których detroitowy didżej prezentował nowości muzyczne z obu stron Atlantyku: z jednej strony soul, funk i rap, a z drugiej – nową falę, synth-pop i EBM. Marcellus Pittman z czasem sam zainteresował się podobnymi dźwiękami, próbując grać je na studenckich potańcówkach i rodzinnych weselach.

Do profesjonalnego poświęcenia się didżejowaniu zainspirował go Mr. Mixx z kolektywu 2 Live Crew. Nic więc dziwnego, że początkowo wyspecjalizował się w hip-hopie – działając w formacji Home Grown. W końcu zwyciężyła jednak miłość do elektroniki – zaszczepiona mu przez Juana Atkinsa i Farleya „Jackmastera” Funka. Pierwsze nagrania zaczął realizować już na początku lat 90. Dopiero jednak spotkanie z Theo Parrishem w sklepie muzycznym „Melodies & Memories” sprawiło, że nabrał wiatru w skrzydła.

Dzisiaj jest jednym z najbardziej uznanych producentów deep house`u z Motor City. Ma na swym koncie sporo winylowych dwunastocalówek, opublikowanych głównie przez własną wytwórnię Unirhythm, ale też przez tak szanowane tłocznie, jak FXHE, Track Mode czy Sound Signature. Działa również w dwóch cenionych kolektywach. Pod szyldem 3 Chairs współpracuje ze wspomnianym Parrishem oraz dwoma innymi gigantami detroitowej sceny – Moodyman`em i Rickiem Wilhite`m. W ramach projektu The Rotation Assemby, skupiającego szereg znanych postaci z Motor City skrzykniętych przez Parrisha – gra na klawiszach.

„Pieces” to pierwszy autorski album artysty, zbierający na jednym krążku nagrania w większości opublikowane wcześniej wyłącznie w winylowym formacie. Dlatego to idealna okazja, aby bliżej poznać oryginalną twórczość czarnoskórego producenta.

[embeded: src=”http://www.junostatic.com/ultraplayer/07/MicroPlayer.swf” width=”400″ height=”130″ FlashVars=”branding=records&playlist_url=http://www.juno.co.uk/playlists/builder/458784-01.xspf&start_playing=0&change_player_url=&volume=80&insert_type=insert&play_now=false&isRe lease=false&product_key=458784-01″ allowscriptaccess=”always”]

Przede wszystkim uwagę zwracają niezwykłe podkłady rytmiczne. Pittman stosuje mocno zredukowane bity o minimalowym sznycie, które dochodząc z dalekiego tła, brzmią jakby słychać je było zza ściany („T.O.M. – Project Remix” czy „If The Earth Could Talk”). Do tego w kilku przypadkach sięga po wyraziście szeleszczące hi-haty, wsparte od czasu do czasu mocnym clappingiem („Random Acts Of Insanity” lub „Loneliness Leave Me Alony”). Tempo jest zdecydowanie niespieszne – przez co poszczególne kompozycje nabierają wyjątkowo hipnotycznego charakteru („T.S.O.T. – Jamie 326 Edit” czy „Chicago Nights”).

Tak skonstruowane podkłady rytmiczne stanowią główny motyw wszystkich nagrań z płyty. Reszta aranżacji jest bowiem nad wyraz oszczędna. Najczęściej pojawiają się falujące akordy rwanych klawiszy („T.O.M. – Project Mix”) czy matowe smugi ciepłych syntezatorów („Come Sea”). Dzięki temu muzyka ma rozmarzony ton, kreując nieokreślony stan zawieszenia między snem a jawą. Czarnoskóry producent nie rezygnuje jednak również z bardziej wyrazistych dźwięków. I wtedy sięga po żrące partie Rolanda 303 o acidowej barwie („Sneak Attack”), wplata w tkankę utworów lekko zdubowane kaskady skorodowanych akordów („If The Earth Could Talk”) czy stosuje melodyjne sample dźwięcznego piano („Come See”).

Tylko dwie kompozycje różnią się od całego zestawu. „A Mix” i „Razz 09” mają bowiem zupełnie inne brzmienie – ostre i twarde, pozbawione tej typowej dla detroitowego deep house`u onirycznej głębi. Ale za to Pittman podbarwia je na bardziej dynamiczną modłę – stosując radosne partie klawiszy i brzęczące pochody basu zaczerpnięte z klasyki amerykańskiego funku. W efekcie oba nagrania ożywiają płytę – odsłaniając nieco inne oblicze muzyki utalentowanego producenta.

„Pieces” można z powodzeniem postawić obok wydanych wcześniej klasycznych albumów Moodymana, Theo Parrisha czy Ricka Wilhite`a. To najwyższej próby deep house o „czarnych” korzeniach, którego nigdy i nikomu nie udało się podrobić w Europie. Respect!

Unirythm 2012

www.facebook.com/pages/Unirhythm-Records

www.facebook.com/Unirhythm.M.Pittman







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Inline Feedbacks
View all comments
f
f
11 lat temu

zajebisty artysta , fajnie że o nim napisałeś , wychodzi trochę wspomnieniowych płyt represów , składaków takich jak ten właśnie i wspaniale …. mozna by coś napisać o burrell brothers – mega dwa albumy na rush hours własnie składankowe . pozdrawiam

Polecamy

Jlin – Wywiad

„Spodziewałam się, że moja ścieżka zawodowa kiedyś zaprowadzi mnie na sztukę baletową. Nie mogłam jednak przypuszczać, że pierwszym baletem, na który pójdę będzie ten, do którego muzykę skomponowałam.”