Oto czterech Niemców, którzy robiąc swoje potrafili zwrócić oczy świata na muzykę z pozoru odhumanizowaną, bezduszną, w fałszywej teorii niezdatną do konsumpcji. I oto album z czasów, kiedy nadal prawdziwą sztuką było oswoić elektroniczne brzmienia i wydobyć z nich treść bez posiłkowania się instrumentami faworyzowanymi powszechnym gustem. Kiedy łamano sobie głowy nad sprzętem wyglądającym jak kokpit statku kosmicznego (1, 2, 3), a nie Abletonem z masą nakładek.
Album „Computer World” to ważny filar muzycznych lat osiemdziesiątych, cementujący wizerunek grupy Kraftwerk jako wizjonerskiej, przemycającej do muzyki gigabajty syntetycznych dźwięków i rozwiązań kompozycyjnych będących do dziś kopalnią inspiracji dla artystów związanych zarówno z gatunkiem pop, jak i wszelkimi odmianami elektroniki – wspominając o electropopie, New Wave, czy w końcu modnym dziś electro nie sposób przecież pominąć dokonań Czwórki z Düsseldorfu. Wystarczy także parę minut w serwisie SoundCloud, by uzmysłowić sobie ilu remiksów oraz coverów doczekał się Kraftwerk.
Muzyka elektroniczna od zawsze dynamicznie ewoluowała, podlegała częstym mutacjom, jednak instrumentarium analogowe nigdy tak naprawdę nie wyszło z mody. Sekwencje z kompozycji „Home Computer”, czy „It’s More Fun To Compute” z równym powodzeniem mogliby samplować i wykorzystywać w swojej twórczości zarówno Simian Mobile Disco, jak i Boards of Canada.
Jak nadgryźć ten album? Oda poświęcona nieustannie postępującej miniaturyzacji – „Pocket Calculator”, z aranżacją pozornie chaotycznej zbieraniny dźwięków i melodii układa się w wielobarwny kalejdoskop nadający kompozycji nieoczekiwanej przebojowości. Równie legendarny „Computer Love” zdaje się natomiast omijać meandry czasu, opływając godnie kolejne radiowe jętki oraz chwilowe mody. Rozbudowane, podrygujące sekwencje rytmiczne, twardo-brzmiące angielskojęzyczne frazy oraz kolorowa, prościutka melodia – najlepszy przykład na to, iż muzyka Kraftwerk potrafi ukazać krzemowy odcień dźwięku w barwach ciepłych, wyzwalających ludzkie emocje. Choć album nie przeszedł w całości próby czasu, to jednak trudno uwierzyć, iż trzydzieści dwa lata po premierze, w cieniu gigantów muzyki mocno okablowanej – reprezentowanych przez wytwórnie Warp, czy Kranky – „Computer World” dalej słucha się z przyjemnością.
Ósmy album studyjny Kraftwerk wyraża nadzieję na to, aby technologia przyszłości służyła człowiekowi zarówno w sprawach błahych, jak codzienne problemy, jak i życiowych – znalezieniu miłości. Wszystko to doczekało się urzeczywistnienia – żyjemy w myśl spełnionych przepowiedni Czwórki z Düsseldorfu. Ich muzyka natomiast zachowała swój urok pozostając piękną pocztówką z przeszłości, którą odczytać można także jako list miłosny adresowany do procesorów krzemowych.
a niebawem (w marcu) w Bureau B ukazuje się solowa płyta Karla Bartosa „Off The Record” , bardzo Kraftwerkowa w brzmieniu…
Komputerowy swiat to album wybitny album muzyki elektronicznej i zarazem proroczy w swej tresci jaka niesie, zmienila sie tylko forma. Swoja droga, juz pod koniec czerwca Kraftwerk wystapic na Malcie
fajnie, ze o Kraftwerku na NM piszecie, choc opisanu tu album jest gdzies w koncowce mojego prywatnego zestawienia. uwielbiam jak panowie odswiezyli brzmienie przy okazji wydania ‚Minimum Maximum’. wiecej takich staroci na NM prosze!
Wzmiankę o złowrogim zakończeniu usunąłem świadomie – nigdzie mi nie pasowała. I fakt – rzeczywiście obawa pojawia się w tych utworach, zwłaszcza w końcowym, ale dla mnie przytłaczająca większość emocji na tym albumie jest pozytywna 🙂
Dzięki za uwagę!
„Ósmy album studyjny Kraftwerk wyraża nadzieję na to, aby technologia przyszłości służyła człowiekowi zarówno w sprawach błahych, jak codzienne problemy, jak i życiowych – znalezieniu miłości.”
Czy aby na pewno nadzieję? Nie obawę? Ja odbieram ten album jako ironię na temat postępującej technicyzacji ludzkiego życia i uzależnienia od niej (zwłaszcza „złowrogie” finalne utwory), ale może czegoś nie doczytałem… sama muzyka oczywiście geniusz (prostoty). Mój ulubiony album Elektrowni.
Piękny album! Genialny! Kupiłem sobie reedycję na winylu i słucham z dzieciakami! Wiecie co jest najciekawsze? Ano, że sporo ludzi z dzisiejszego pokolenia 16-19 nie ma pojęcia, że nie byłoby tracka Coldplay „Talk” gdyby nie „Elektrownia” i ten album!