Wpisz i kliknij enter

Rozmowa z Jackiem Niziołem

Jak widać rzeszowska scena eksperymentalna ma się dobrze, chociażby za sprawą grupy PITZ. Udało mi się porozmawiać z liderem tego zespołu Jackiem Niziołem na temat ich najnowszej płyty „Tranquilizer”, której premiera odbyła się na początku maja.  

Grupa PITZ tworzy muzykę wielowymiarową i trudną do sklasyfikowania mieszankę jazzu, yassu, elektroniki, ambientu, a przede wszystkim improwizacji. Płyta „Tranquilizer” została nagrana w trzyosobowym składzie: Jacek Nizioł (gitara basowa, programowanie, syntezator gitarowy), Dominik Drapikowski (perkusja), Sebastian Mac (gitara, instrumenty klawiszowe), z gościnnym udziałem Vasena Piparjuuri (elektronika).

Grupa zadebiutowała w 2008 roku płytą „Themo”, w której dźwięk i światło były traktowane na równych prawach.

Dwa lata później ukazał się kolejny ich krążek „Motety i Jutrznia”. Ponadto muzyka z tego albumu przypadła do gustu Christianowi Volckmanowi, reżyserowi filmu „Renesans”, który wykorzystał ją do swojego obrazu.

PITZ

Powyżej: Jacek Nizioł (bas), Dominik Drapikowski (perkusja) i Sebastian Mac (gitara)

 

Na początku zechciej wyjaśnić, co kryje się pod nazwą Waszej grupy i jak doszło do powstania zespołu PITZ?

Pierwsze nasze próby odbyły się mniej więcej w 2007 roku w Rzeszowie. Po dwóch latach wspólnego grania, postanowiliśmy zarejestrować materiał i tak średnio co dwa lata powstaje nowy. „Tranquilizer” to nasza trzecia płyta. Skład zespołu jest płynny, choć ostatnio coraz bardziej stabilny. A nazwa naszej grupy to po prostu cztery litery.

W maju ukazała się Wasza najnowsza płyta „Tranquilizer”. Wydaliście ją nakładem własnych środków i jestem zaskoczony, że nie udało się znaleźć odpowiedniego wydawcy, bo materiał z „Tranquilizer” jest godny każdej wytwórni, która poszukuje nieoczywistych rozwiązań w muzyce eksperymentalnej. Opowiedz jak wyglądała Wasza przygoda dotycząca opublikowania tej płyty.   

Tak naprawdę to nie szukaliśmy wydawcy i pewnie byłbym przy pierwszej płycie gdybym czekał na osobę, która zechciałaby to wydać. Muzykę traktuję i zawsze traktowałem jako hobby, a fakt ukazania się płyty jest dla mnie zamknięciem pewnego okresu. Proces nagrywania i produkcji płyty nie jest skomplikowany. Mamy już pewną wiedzę i sami możemy tego przypilnować. Bas i perkusję nagrywaliśmy w podrzeszowskim studio Spaart. Realizacją zajął się Jacek Młodochowski. Sebastian Mac i Vasen Piparjuuri nad swoimi rzeczami pracowali w domu. Miks i mastering płyty był po stronie Pawła Pruskiego, a okładkę stworzył Kacper Dudek.

Jak długo pracowaliście nad „Tranquilizer” ?

Nie mieliśmy żadnego ciśnienia, nikomu nigdzie się nie spieszyło. Chcieliśmy zrobić to dobrze. Samo zebranie pomysłów i stworzenie jakiejś koncepcji trwało nieco ponad pół roku. Następnie do pracy wkroczyli Sebastian Mac i Vasen Piparjuuri, którzy dostali nieograniczony czas. Gdyby tak to policzyć, to płyta powstała na przestrzeni kilkunastu miesięcy.

Wspomniałeś wcześniej, że skład zespołu jest płynny. Właściwie to jesteś jedynym muzykiem grupy, który brał udział w nagraniu wszystkich płyt. Z czego wynika obecny skład PITZ?

Materiał z albumu „Motety i Jutrznia” w założeniu miał być jednorazowym projektem, nagrywanym „na setkę”. Później miałem trochę inną koncepcję na ten zespół. Przede wszystkim ograniczyłem ilość efektów i bardziej skupiliśmy się na rytmach. Kilka osób wypadło, ktoś pojawił się nowy. Nową osobą i stałym członkiem zespołu jest Dominik Drapikowski, z którym wypracowaliśmy cały materiał.

Tym razem podzieliliście album na osiem kompozycji. Ponownie wśród muzyków pojawił się Vasen Piparjuuri. Moim ulubionym utworem pozostaje „Copelandia”. Czuję w nim m.in. wpływy Tortoise i generalnie dużo post-rockowych przestrzeni. Jakie znaczenie ma ten gatunek w kontekście Waszej muzyki? 

Lubię łączyć różne estetyki. Muzyka nie powinna mieć ograniczeń. Jakiekolwiek bariery są sztuczne i nieprawdziwe. Każdy z obecnego składu zespołu PITZ ma różną przeszłość muzyczną. Kilka lat temu zamieniłem Musicmana na akustyczny bas, gdy wyjąłem progi to okazało się, że taki instrument jest bardzo inspirujący. Osiem prostych piosenek jest wynikiem wspólnego bardzo intensywnego grania z kolegą perkusistą Dominikiem. Przy albumie „Motety” współpraca z Vasenem układała się bardzo dobrze, więc oczywistą rzeczą było dla mnie zaproponowanie mu dalszej współpracy. Dobrze, że kojarzy Ci się nasza muzyka z Tortoise, każda z ich płyt to dźwiękowa przygoda, a ich muzyka jest nadal świeża. Bardzo chętnie wracam do nagrań Tortoise.

PITZ

Patrząc na album PITZ – „Motety i Jutrznia”, to „Tranquilizer” jest zwrotem w Waszej stylistyce. Znajdziemy tu zdecydowanie więcej brzmień kojarzonych z jazzem i nu-jazzem. Sposób w jaki artykułuje dźwięki Sebastian Mac na gitarze, przywodzi na myśl wielu klasycznych jazzmanów, takich jak John Abercrombie, John Scofield, czy nawet styl Westa Montgomery’ego.  Jaki rodzaj jazzu jest Tobie bliski?

Mój jazz to „Phanthalassa” Billa Laswella, „Nawyki przyrody” Robotobiboka, muzyka The Necks i Revolting Cocks – „Linger Ficken’ Good”, to płyty, które mnie w jakiś sposób ukształtowały. Jednak staram się być na bieżąco. Przeszukuję Internet i co chwilę odkrywam coś wartościowego, ostatnio zaciekawił mnie Plaistow. Interesują mnie przestrzenne brzmienia i projekty łączące brzmienia akustyczne z elektroniką.

Każda płyta PITZ jest inna, wynika to ze zmian w składzie zespołu. Tym razem duży wpływ na brzmienie zespołu miał Dominik, który wprowadził dużo przestrzeni i Sebastian, który fajnie ubarwił całość.

Krążek „Motety i Jutrznia” wydaliście w 2010 roku. Skąd pomysł na taki tytuł płyty?

Autorami tytułu są Baśka Mikulska (wokal) i Konrad Pasch (saksofon). Mnie ten pomysł bardzo się spodobał. Jest on niezwykle wyrazisty i mam nadzieję, że oddaje klimat tych nagrań. „Motety”, to pierwsza część albumu, a „Jutrznia” kończy całość.

Longplay „Motety i Jutrznia” jest podzielony na dwie długie kompozycje: „Motet”, która jest swojego rodzaju „suitą” eksperymentalno-jazzową i „Jutrznia” o bardziej elektronicznym charakterze w swojej formie. Skład zespołu też jest powiększony: na trąbce Marcin Żminkowski, a na saksofonie Konrad Pasch. Pojawił się również wspomniany Vasen Piparjuuri odpowiedzialny za elektronikę. Opowiedz dlaczego zdecydowaliście się na taką dłuższą formę, czego wyrazem jest utwór „Motet” i jak wykrystalizował się skład muzyków na tym albumie?

Szkielet płyty powstał w dwuosobowym składzie. Chcieliśmy wyjść poza standardową formę, szukaliśmy czegoś więcej. Pojemna skrzynka z efektami dała nam dużą swobodę pracy. Motet, jako forma użyta do przekazania tej koncepcji jest na to najlepszym przykładem. Istniał przez wiele lat, jako pewien model muzyki sakralnej konfrontując go ze świeckimi odmianami pieśni zwrotkowo-refrenowych. Na tym polegała nasza idea, co do stworzenia kompozycji i samego doboru utworów na płytę. Gdy słychać nawiązanie do refrenu lub zwrotki jest ono celowo rozciągane, zakłócane, deformowane, a czasem nawet być może do granic tradycyjnego pojmowania muzyki. Inny wymiar płyty ma powiązanie z symboliką nawiązującą do jutrzni – pierwszego nabożeństwa, od którego powinno się zaczynać dzień jeszcze przed wschodem słońca. Dlatego płyta jest pomyślana, jako pętla do słuchania bez przerw między motetami i stąd też utwór „Jutrznia” jest na końcu płyty, który zapowiada coś nowego.

Muzycy na płycie to znajomi, bądź znajomi znajomych. Z Krzyśkiem Żuradem znaliśmy się z THCulture , Vasena i Sebastiana Maca poznałem przez Marcina Żminkowskiego, Baśkę Mikulską z Wadada, a Konrad Pasch grał już wcześniej w zespole.

Klimat jaki znajdziemy na płycie „Motety i Jutrznia” zalatuje znacząco awangardą, free-jazzem, szczególnie w partiach instrumentów dętych, a rytmika osadzona na dość tradycyjnej grze perkusisty – Krzysztofa Żurada. Mamy też mnóstwo wariacji rozpisanych na elektronikę. Zdradzisz czym się ówcześnie inspirowaliście tworząc ten materiał?

Elektronika to tak naprawdę zestaw efektów podpinanych do pudła. Następnie loopowałem tą przestrzeń, co dawało bardzo ciekawy i inspirujący materiał do dalszej obróbki. Improwizacja jest tu esencją emocji jakie staraliśmy się przedstawić. Trzeba być pewnym tego co chcesz zrobić, nie bać się wyjść poza utarte kanony.

Nagranie „Jutrznia”, które trwa ponad piętnaście minut jest znakomitą kodą zamykającą krążek. Przyznam, że bardzo lubię ten fragment płyty. Kompozycja „Jutrznia” w pełni oparta jest na elektronicznych eksperymentach i brzmieniu preparowanych instrumentów. W tym nagraniu elektroniką manipuluje Vasen Piparjuuri. Po raz kolejny słychać, że Wasza współpraca z tym artystą to doskonały pomysł. Jak Ty postrzegasz ten utwór?

„Jutrznia” to jedna z takich fajnych rzeczy, które udało się nam przygotować zupełnie niespodziewanie. Bardzo lubię ten utwór. Powstał dosłownie w ostatniej chwili, a to co zrobił Vasen to prawdziwa perełka. Mam nadzieję, że uda nam się wspólnie zrobić kilka piosenek. Bardzo pomocny po raz kolejny okazał się EHX 2880. To jemu zawdzięczam zarejestrowanie tej interesującej chwili.

Jakie macie plany koncertowe na ten rok?

Pracujemy nad występem na większym festiwalu. I liczę, że uda się zagrać przed szerszą publicznością.

Bardzo dziękuję za wywiad i życzę wielu sukcesów.

 

Oficjalna strona PITZ »
Profil na BandCamp »







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
ja
ja
10 lat temu

Kolejny projekt którego nigdy nie słyszałem. To jest fajne odkrycie. Dzięki za wywiad.

Grzesiek Bojanek
10 lat temu

PITZ to jest koncertowy ogień. Genialna rzecz. No i płyty na BandCampie są za „Name Your Price”… (ale wg mnie warto coś im wrzucić do koszyczka!)

Polecamy