Wpisz i kliknij enter

Boards Of Canada – Tomorrow’s Harvest – dwugłos

Zamiast typowej recenzji mamy dla Was dwugłos w sprawie nowej płyty Boards Of Canada. Czy przetrwa próbę czasu? Skąd jej ponury charakter? I czy duet zagra wreszcie na żywo? Rozmawiają Krzysiek i Daniel.

Krzysiek: Ta płyta nie podeszła mi od razu. W sieci pojawiają się głosy, że dopiero czas określi jej siłę. Z dzisiejszej perspektywy zarówno „Music Has The Right To Children”, jak i „Geogaddi” to absolutna klasyka. Z kolei dla wielu „Campfire Headphase” to nieudany eksperyment z akustycznym lo-fi. Czy „Tomorrow’s Harvest” będzie równie mocne, kiedy opadnie trwający od jakiegoś czasu hype na ten powrót?

Daniel: Pamiętam jak rozmawialiśmy o tej płycie przed premierą – mowiłeś wtedy, że niemożliwym jest, aby Ci się nie spodobała. A widzę, iż jednak nie spełniła Twoich oczekiwań. Niesłusznie patrzysz przez pryzmat dokonań przeszłych – tamte albumy miały czas na to, by stać się klasyką. A zderzenie oczekiwań pielęgnowanych latami z tym, co serwuje nam potem zespół, może skończyć się rozczarowaniem, takim jak wielu przyjęło nowe Daft Punk.

Piszesz „hype na powrót”. Ale czy nie jest on uzasadniony? Rozsypana puzzlami po internecie kampania reklamowa podsyciła od zawsze tlące się zainteresowanie tym Duetem. Kiedyż to pojawiło się wolne okienko na nową ich płytę na oficjalnej stronie i internetowej? Miesiące temu! A ile wywołało wtedy zamieszania.

No i powiedz mi jak można było nie zachwycić się singlem „Reach For The Dead”?

Krzysiek: Być może właśnie „Reach For The Dead” sprawił, że pierwsze podejście do całej płyty miałem nierówne. Ten singiel uważam za jeden z najlepszych kawałków BoC – nie tylko na tej płycie. Jest doskonale poprowadzony, mamy tu wszystko, za co uwielbiam ten duet: połączenie pięknych harmonii z totalnym niepokojem, zarysowanym genialną linią basu. I właśnie takich kawałków spodziewałem się na „Tomorrow’s Harvest”. Nie chcę narzekać, bo nawet na „Music Has The Right To Children” trafiają się mielizny.

Na nowej płycie mierzi mnie strasznie to, o czym Sadison mówi otwarcie:

Niektóre kawałki kończą się wcześniej, niż możesz się spodziewać.

W ten sposób duet nawiązuje do starych soundtracków, na których często umieszczane były tylko fragmenty dłuższych kompozycji. Problem polegał na tym, że nijak nie dało się dotrzeć do wersji oryginalnych. Ten rodzaj frustracji towarzyszy mi choćby przy „Gemini” czy „White Cyclosa”. Co sądzisz o tych wszystkich „niedokończonych” miniaturach?

Daniel: Traktuję je jak łączniki między bardziej treściwszymi utworami – „Gemini” służy przecież za dobrze rozkręcające się intro. „White Cyclosa” rzeczywiście sprawia wrażenie fragmentu wyciętego z większej całości, dlatego też stawiam tę kompozycję obok „Telepath”, „Collapse”, czy też „Transmisiones Ferox” – niedługich, lekko tylko zarysowanych, wspaniale utrzymujących mistyczną, analogową aurę.

Wciśnięte między bardziej złożone czterominutowce pozwalają im wybrzmieć, choć samodzielnie nie mają prawa bytu. W końcu płytę taką, jak ta, powinno traktować się jak integralną całość – bez wydłubywania co żywszych kompozycji.

Zaraz po „Reach For The Dead” chciałem wymienić moich pozostałych faworytów. Problem w tym, iż byłby to co drugi utwór. „Come To Dust” – agregat post-apokaliptycznej aury, która wręcz namacalna w zamykającym całość „Semena Mertvykh” rzutuje tak naprawdę na całą płytę. Mało tu miejsca na tęsknotę za dzieciństwem i melancholią. I to według mnie jest największą zmianą w muzyce Boards Of Canada.

Krzysiek: To prawda. Sandison mówi:

Ostatni kawałek posiada w pełni zaplanowany klimat kompletnej bezradności. W pewnym sensie jest to bardzo ponury album.

Panowie przyznają, że w ciągu ostatnich lat przybrali nieco nihilistyczną perspektywę, co na pewno słychać na tym krążku (i nie tylko słychać – wystarczy spojrzeć na tytuły poszczególnych kawałków).

W tym sensie to jednoznaczne odcięcie się od komfortowego „Campfire Headphase”. Muzycznie to również powrót do przeszłości – „Nothing Is Real” mógłby spokojnie zmieścić się na „Music Has The Right To Children”. Przepiękny „Sundown” przypomina mi Biosphere z czasów „Substraty”, z kolei „Palace Posy” to klimat pierwszych płyt Autechre.

Być może to jest klucz do tego albumu: brzmieniowo nie ma tu zbyt wielu nowości (co dla niektórych może być rozczarowaniem). Nowością jest nastrój. Zamiast sentymentalnego filmu o nauce i kosmosie, mamy nieco przygnębiający dokument o końcu planety. I o tym, jak ludzie radzą sobie z tą świadomością – uciekając choćby w eskapizm czy mistycyzm. Eoin sygnalizuje, że ten krążek jest również o tym:

Myślę, że nawet największy racjonalista ma nadzieję, że jego wizja świata to nie wszystko

Daniel: Czyli w rozrachunku ogólnym album Ci się podoba? Czy jednak nie spełnił Twoich oczekiwań? Nie widzę konkurencji dla Boardsów, ani tym bardziej kogoś, kto dodając niespotykany do tej pory w muzyce Duetu pierwiastek miałby ich zdetronizować.

Trafnie wypunktowałeś podobieństwo do dokonań Autechre oraz Biosphere. Ale tak jak cień Aphex Twina od zawsze towarzyszący ich muzyce, nigdy nie zamienił się w widmo plagiatu, tak i w przypadku „Tomorrow’s Harvest” jestem spokojny o jego autorytarną wartość. Nastrojem zbliża się do Aphexowego „Selected Ambient Works vol. 2” (by wspomnieć „Grass”, „Tree”, czy „Curtains”) jednak dzięki wskazówkom i podpowiedziom zawartym w treści utworów oraz wspomnianych przez Ciebie tytułach dostarcza wyobraźni o wiele więcej – karmiąc myśli, które dokonają fabularyzacji. Składową, którą twórcy muzyki elektronicznej przestali spychać na margines, a którą to Boardsi opanowali do perfekcji, czyniąc zeń główny oręż.

Krzysiek: Tak, podoba mi się. Ma wspaniałe momenty. Z drugiej strony – „Gemini” posłuchałem może dwukrotnie. Moim faworytem jest „Cold Earth” – takie BoC lubię najbardziej. Zaraz potem „Reach For The Dead”. A cała płyta – gdzieś między „Music Has The Right To Children” a „Geogaddi”. Takie brakujące ogniwo łączące oba krążki.

Przypomnijmy jeszcze inspiracje dla tej płyty – Fabio Frizzi, John Harrison, Mark Isham, Stefano Mainetti, Riz Ortolani, Paul Giovanni, Wendy Carlos. Ten ostatni robił soundtrack do „Nakręcanej Pomarańczy” Kubricka. Że też wcześniej nie wpadłem na to podobieństwo!

A Ty gdzie stawiasz „Tomorrow’s Harvest”? Przebije „Geogaddi”?

Daniel: Pytasz mnie, czy lepiej spacerować po północnej półkuli Księżyca, czy południowej – „Tomorrow’s Harvest” jest dla mnie kolejną dobrą płytą BoC, w przypadku której gradacja jest bezcelowa. Z całą pewnością mogę tylko napisać, iż do „Geogaddi” szybko nie wrócę.

W jednym z nowszych wywiadów przeczytałem, iż przez te lata nieobecności zdążyli przebudować swoje studio, nieprzerwanie nagrywając nowy materiał oraz skatalogować wszystko, co do tej pory nagrali. Wyobrażasz sobie kiedyś takie archiwum wydawane regularnie przez Warp? Boards of Canada Archives vol. 1,2,3…

Krzysiek: Wszystko przed nami. Może za rok doczekamy się jakiejś epki, tak jak to było po wydaniu „Music…” i „Campfire…”? Ja też uważam „Tomorrow’s Harvest” za kolejny mocny punkt w dorobku BoC. Album z doskonałymi momentami, do których wracać będę częściej, niż do poprzedniego LP. No i czekam na BoC w wydaniu live, podobno w studio „Hexagon Sun” toczą się ostre próby 🙂







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
wolo
wolo
10 lat temu

świetna płyta, rewelacyjna kampania ( http://www.whitesticker.pl/boards-of-canada-kampania/ ), dla mnie album roku!

Yaniki
10 lat temu

Bardzo fajny tekst. Nie ma wyjścia, kupuję nowe BoC…

Polecamy