Wpisz i kliknij enter

VA – Late Night Tales by Röyksopp

Z zardzewiałej łupinki wysłano sygnał – „halo, jeszcze nie utonęliśmy!”

A swego czasu ten statek był bardzo znany. Pływał po popowych morzach, dobrze radził sobie na ambitniejszych wodach. Norwescy kapitanowie statku – Svein Berge i Torbjørn Brundtland – wypłynęli z fiordów w roku 1999. W 2001 zaproponowali niezwykle seksowną wizję chilloutu i downtempo na debiutanckim albumie „Melody A.M.” – który wymieniany był (i słusznie) jako jeden z najważniejszych elektronicznych albumów dekady 2000-2010.

Potem bywało różnie – albumy „Junior”, „Senior”, „The Understanding” – lepiej, gorzej, tanecznie, depresyjnie. Najważniejsze, że było o nich głośno i wszędzie ich oczekiwano – stali się jednymi z najbardziej lubianych elektronicznych producentów. Po erze komercyjnych sukcesów, sprzedanych kawałków do reklam, topowych kolaboracji, po platynach i nominacjach do Grammy, przyszły naprawdę chude i ciche czasy. Zamilkli w 2010 roku, gdy krytyka raczej chłodno przyjęła album „Senior” – dojrzałą kontynuację optymistycznego i czasem banalnego „Juniora”. Zmieniono kurs na instrumentalny, nastrojowo-tajemniczy, spróbowano nowych patentów. „Melody A.M.” zaczęło być ciężarem, nieznośnym punktem odniesienia, bo stale oczekiwano czegoś w stylu debiutanckiego ideału. Ciszę przerwali na moment, w 2012 gdy pojawił się utwór „Running to The Sea”, z głosem Susanne Sundfor.

W letnim sezonie 2013, nieco zapomniani, bo obecne muzycznie czasy, nie tylko nie lubią próżni – po prostu jej nie uznają, Röyksopp zabrało się za stworzenie własnej części renomowanej kompilacji Late Night Tales. I tym muzycznie gęstym czasom pokazują jak mało ich obchodzą, jak są denne, wtórne i zjadające własny ogon. Ich kompilacja to nieśpieszna muzyczna podróż w delikatną psychodelię, psych-pop, folk, gdzie liczy się dźwięk, a nie hype i nazwiska. Czarują nastrojem, takim jak satynowa pościel – błyszczącym, kuszącym, jednak zimnym i odpychającym przy pierwszym zetknięciu. To zestaw z najwyższej półki, jak z ekskluzywnego sklepu, nie dla każdego.

Podążając za skomponowanym dla kompilacji utworem „Daddy’s Groove” i editem Depeche Mode – „Ice Machine” (to pierwsze autorskie dźwięki Röyksopp które słyszałem od lat), dalej jest jeszcze ciekawiej. Mnóstwo tu pereł z lamusa – „Passing Through” to B-Side z wydanej w 1975 roku płyty kapeli „Rare Bird”, Little River Band – oldskulowa, popowa super grupa z Antypodów, jest miejsce na klasyk (Vangelis i „Blade Runner Blues”) i niekończące folkowo-psychodeliczne dźwięki i wokale. Swoim głosem kokietuje F.R. David, a hippisowsko-narkotyczną atmosferę podsyca niemiecki psych-pop (Richards Schnerider Jr), krautrock (Popol Vuh) oraz John Martyn i XTC. Mimo, że składanka rozchodzi się na wiele nurtów, wiąże unikalną atmosferą do samego końca, który należy do Benedicta Cumberbatcha (tak, to Sherlock), brytyjskiego aktora, czytającego drugą część specjalnego słuchowiska Late Night Tales – „Flat of Angels”.

Przywiodła mnie tu ciekawość – jedna z poprzednich części Late Night Tales, od Friendly Fires, to moja ulubiona kompilacja poprzedniego roku. Chciałem też zobaczyć co u moich licealnych idoli. Patrząc na nich z wyższością i nie spodziewając się niczego dobrego, zawstydzili mnie, ścierając w proch moją ignorancję – przedstawili taką muzyczną erudycję, której nie można się nauczyć. Trzeba mieć „ten” instynkt. I mają go, wciąż, mimo zastoju w ostatnich latach i ciągle nurtującego pytania – czy oni jeszcze wydają coś dobrego?

LateNightTales, 2013

4,5/5

Najlepsze momenty: Richard Schneider Jr – „Hello Beach Girls”, Little River Band – „Light Of Day”, Acker Blik – „Stranger On The Shore”, Byrne & Barnes – „Love You Out Of Your Mind”, Popol Vuh – „Aguirre I Lacrime di Rei”







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Inline Feedbacks
View all comments
dalecooper
dalecooper
10 lat temu

Mam wrażenie, że ten obraz „chudych lat” został trochę przejaskrawiony na potrzeby recenzji. Nic dwa razy się nie zdarza, Royksopp pewnie już nie powtórzą sukcesu „Melody AM”, ale czas pokazał, że „The Understanding” niesłusznie było tak nisko oceniane na tle debiutu. Faktyczny spadek formy mógł przyjść dopiero z kolejnymi dwoma albumami, ale wciąż są to płyty, które większość muzyków ocierających się o tę stylizację powitałaby w swoim dorobku z otwartymi rękami.

„Ice Machine” jest kiepskie, ale dobór utworów na „Late…” na pewno nie. Te zresztą już z założenia całej serii mają być niszowe i niestandardowe, więc nic dziwnego, że Royksopp nie kuszą „hype i nazwiska”. Moimi ulubionymi fragmentami są „In a Manner of Speaking”, „‚Til I Gain Control” i „Music”. W końcu po kim spodziewać się italo jak nie po Royksopp :).

Polecamy