Wpisz i kliknij enter

Jon Hopkins – Immunity

Patrząc na muzyczne CV Jona Hopkinsa, można śmiało stwierdzić, że jest poważnym gościem. Co daje nam jego najnowszy, czwarty solowy album „Immunity”?

Przede wszystkim specyficzną różnorodność. Wspominam o przeszłości Jona (od Imogen Heap, przez terminowanie pod okiem Briana Eno, po współtworzenie „Viva La Vidy” Coldplaya i po miksy i produkcje dla Four Tet, The xx, czy Röyksopp – to historia), bo na tym krążku elegancko spina swoje doświadczenia, czy może raczej doprawia nimi swój autorski materiał. Rozpoczyna się to wszystko „We Disappear” – od szumów i zakłóceń, przez mocny rytm, po delikatne, klawiszowe plamy dźwięku. Hopkins łączy elementy z różnych bajek, czego rozwinięciem jest następny w zestawie, „Open Eye Signal” – dużo brudu, chropowatości, niesamowicie chwytliwy temat zmierzający do wyciszenia na końcu.

„Immunity” wiąże mocny, czasami nawet agresywny, techno-house’owy rytm z rozmytymi, onirycznymi melodiami. Szumy i zakłócenia równoważone są przez delikatne, ambientowe plamy dźwięku, klawiszowe motywy dążące do toniki. Pobrzmiewają tu i ówdzie echa takich wykonawców jak Burial, Moderat, wspomniene Imogen Heap, a owe „złagodzenia” mają w sobie coś z Four Tet, czy właśnie mistrza Eno. „Breathe This Air” ma szanse, jeśli nie zostać mocno ogranym w klubach singlem, to przynajmniej doczekać się kilku zacnych remixów. „Collider” spokojnie mogłoby trafić na set didżejski Martina Gore’a puszczany przed wejściem Depeche Mode na scenę.

Druga połowa albumu, rozpoczęta umownie przez „Abandon Window” to już nieco inna bajka. Więcej tu ambientu,  eteryczności. Dźwięki fortepianu leniwie płyną z głośników, wspierane przez przestrzenne dodatki, takie jak szum wiatru, czy niemal filmowa, rozmyta orkiestracja w tle. Nagle na „Immunity” robi się bardzo „luźno”, delikatnie. Jon zbiera dźwięki ze świata (kapanie wody, szum morza, ludzki oddech) i miesza je z (teraz już lżejszym) rytmem, samplami, przeszkadzajkami i tworzy idealną (po mocnych, klubowych harcach w pierwszej części albumu) muzykę tła.

Hopkins szuka, kombinuje, miesza, łączy, dzieli. Finałem tych poszukiwań jest ostatni na płycie, tytułowy utwór „Immunity”. Delikatne pianino, wspierane przez szumy, cichutką perkusję i mnóstwo dźwięków „ze świata”, składa się na piękny, dziesięciominutowy relaks. A cały, godzinny krążek to solidne, różnorodne, acz odpowiednio wyważone granie. Pierwszy odsłuch jest niespokojny, zaskakujący, daje poczucie słuchania muzyki trudnej i brudnej. Ale też zachęca do kolejnego przesłuchania. A wtedy… Wtedy zaczyna się naprawdę podobać. Cztery i pół.

Profil na Facebooku »

Słuchaj na Soundcloud »

Szczegóły na Discogs »







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
3 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
mika_el
mika_el
10 lat temu

Dobry krążek.

PolskiBandyta
PolskiBandyta
10 lat temu

Trochę późno ta recenzja 😉 Jak dla mnie, to absolutnie najlepsza płyta tego roku. Doskonała, spójna, zaskakująca. Na TNM Hopkins potwierdził swoją klasę grając kapitalnego seta.

tankrider
tankrider
10 lat temu

Jedna z najciekawszych płyt ostatnich kilkunastu miesięcy. Mógłbym słuchać samych basów.

Polecamy