Wpisz i kliknij enter

Chet Faker – Built On Glass

Podobno z tą rudą brodą, zawsze w czapce i z papierosem wygląda jak menel. Znajoma stwierdziła, że gdyby kloszardzi tak wyglądali, to pewnie sama zamieszkałaby na ulicy. Stało się – Chet Faker wreszcie zadebiutował w pełnej krasie.

Za sprawą specyficznego coveru „Angel” Buriala i EPki „Thinking in Textures”, Nicholas Murphy trafił do mojego folderu z ‚ulubionymi’, i tak trwa w nim już półtora roku. W moim, i nie tylko w moim, folderze. Patrząc na ilość materiału i działań promocyjnych, jakie Faker poczynił na przestrzeni ostatnich dwóch lat, ciężko pojąć jego popularność. Przychylność zarówno fanów jak i krytyków, a także kolegów z branży, pokazują, że w tym szaleństwie jest metoda – albo Chetowi ktoś dobrze podpowiada, albo Australijczyk sam posiada jakiś szósty zmysł.


Wszystko było tutaj przemyślane – występy u boku Flume’a, trasy pod szyldem wytwórni Future Classic, oszczędne dawkowanie nowego materiału, powolne, acz bardzo konsekwentne zdobywanie słuchaczy, a nawet kontrolowany przeciek. Oczekiwanie na „Built on Glass” dłużyło się nieznośnie, ale też stawiało Cheta w dwojakiej sytuacji – album okaże się sukcesem, ale też będzie musiał sprostać ogromnym oczekiwaniom.


„Melt” z udziałem Kilo Kish, „Talk Is Cheap” i „1998” poznawaliśmy zbliżając się do premiery. Są to highlighty krążka, ale… „Built on Glass” to same mocne punkty! Chet Faker jest zadeklarowanym fanem jazzu i soulu, swój pseudonim artystyczny wziął właśnie od swojego idola. Po bardziej tanecznej EPce „Lockjaw” stworzonej z Flume’em wraca do korzeni. „To Me” to śliczna soulowa balladka, „Blush” to pomysłowe kombinowanie z rytmem, wyciszeniami i konwencjami, zwraca uwagę rozbudowane, siedmiominutowe „Cigarettes & Loneliness”. Dla mnie jednakże absolutnym faworytem jest „Gold”, dające w pigułce prawdopodobnie wszystkie zalety Fakera. Chwytliwy bit i bas, doskonała melodia, zmysłowy głos, klaskanie, wszystko z miejsca skłania do bujania. Wyczuwam kolejny singiel.

Faker wykorzystuje techniki, którymi już wcześniej nas kupił, uwodzi głosem, łączy jazz i soul z delikatną elektroniką spod znaku downtempo, ale zdarzają mu się nadal wycieczki w stronę r ‘n’ b, a także mocniejszych bitów. Zaczepne, sensualne teksty, relaks pomieszany ze zblazowaniem – to wszystko działa. Pojawia się tylko pytanie, czy nie dało się jeszcze lepiej?

Chet wspomina, że kilka razy wyrzucał do kosza nagrany materiał, niezadowolony z efektów. Miał ten komfort, że fani i tak na niego poczekają, ale zastanawiam się, czy nie lepiej było kuć żelazo, póki gorące? Apetyt rośnie w miarę jedzenia, a wymagania w miarę oczekiwania. „Built on Glass” zapewne zostałoby lepiej przyjęte choćby pół roku temu, na fali współpracy z Flume’em, ale jeżeli brzmi doskonale, to czy jest nad czym się rozwodzić. O ile rozum jeszcze trochę marudzi, o tyle serce kupuje ten krążek w całości. Do zobaczenia na Tauronie.







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy