Wpisz i kliknij enter

Thug Entrancer – Death After Life

Ciekawe połączenie kosmiche musik, górnych zakresów BPM oraz chicagowskiego house’u. Swój pierwszy long play prezentuje Ryan McRyhew.

Thug Entrancer stanowi egzemplifikację muzycznych podróży artysty, w stronę chicagowskiej sceny oraz jego reminiscencji klasykami analogowych brzmień. „Death After Life”, czyli śmierć po życiu, jako odwrócenie przyjmowanego w większości religii paradygmatu życia po śmierci, jest interesującą próbą uchwycenia ludzkiej kondycji. Złożony z ośmiu numerowanych kolejno rzymskimi cyframi album, w swojej wzbogaconej wersji, posiada dodatkowe dwa bilety w naszpikowane diodowymi gwiazdami niebo.

Naszą elektroniczną eskapadę, rozpoczynamy od utworu „I”, będącego idealnym otwarciem tego postapokaliptycznego albumu. Właz naszego wahadłowca otwiera się przy akompaniamencie syntezatorów, którym towarzyszy cała paleta dźwięków dobiegających z komputera pokładowego. Na pierwszy plan wchodzi perkusyjna maniera, będąca konsekwencją nieustannej inspiracji automatem Roland TR-808. W połowie kawałka, Ryan podkręca tempo oraz dorzuca duże ilości pędzących hi-hatów. Wzbogacony echem oraz reverbem claps, uspokaja kanonadę cykaczy, a całość przypomina twórczość Kuedo oraz jego bezapelacyjnie mistrzowski album „Severant”.

„II” jest ciekawie rozbudowaną konstrukcją, gdzie techniczny minimalizm gra tutaj pierwsze skrzypce. Mamy zatem wszystko, co składa się na niepowtarzalność tej muzyki: stuknięcia, kliknięcia, klaśnięcia, szurnięcia, rzucanie metalową kulką w ogromnej przemysłowej hali oraz wygięcia i łamanie blach. Całość płynie na bezkompromisowo ciężkim i dudniącym basie, a w tle słychać kwaśny syntezator, którego pasmo doświadczono delay’em. Prawdziwa niespodzianka czeka nas od 3 minuty i 12 sekundy, gdzie McRyhew bawi się jakimś szalonym rezonansem, którego wymuszone drgania, doprowadzają do wzrostu amplitudy chropowatego dźwięku – iście transowe przedsięwzięcie!

„IV” jest diabelskim sprintem po górnych zakresach bpm, gdzie przewalające się na zmianę werble i hi-haty mogą doprowadzić do palpitacji serca nawet Dalajlamę. Głównym motywem, jest lawirujący na wszystkich możliwych częstotliwościach odłamek syntha, który zdaje się być próbą wybrania numeru telefonu przez nażartego chemią humanoida.

„VI”, zbliża nas pewnej filozoficznej tezy tego albumu. Wydaje mi się, że zamierzeniem artysty jest przedstawienie wizji świata po upadku ludzkości. Zwrot „śmierć po życiu”, to po prostu obraz planety, która została opanowana przez cyborgi, androidy, oraz wysoko rozwiniętą sztuczną inteligencję. Śmierć, oznacza tutaj sumę tych mechanicznych kreatur, gdzie znamiona życia są całkowicie inne niż te, składające się na człowieczy twór. Miarowa stopa wbrowadza buzujący i chropowaty bas. Gdzieś w tle słychać start rakiet, warkot silników oraz innych konstruktów naszych pogromców – wyruszają na podbój kolejnej cywilizacji.

Luty 2014 | Software Records

http://www.discogs.com/Thug-Entrancer-Death-After-Life/master/658620

http://softwarelabel.bandcamp.com/album/death-after-life







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy