Wpisz i kliknij enter

Red Bull Music Academy Weekender 2015 – Relacja

Red Bull poszerza muzyczne horyzonty warszawiaków

Panie, jakby tu Wodecki grał, to bym przyszedł – powiedział starszy Pan z psem, który szedł koło Pałacu Kultury. Zdziwiłby się, bo grał, to znaczy śpiewał, i to Tedunia. To był – jakby to rzec – festiwal zdziwień. Jednym z nich był projekt Albo Inaczej – wytwórnia hip-hopowa Alkopoligamia skrzyknęła weteranów polskiej sceny, których słuchano na Unitrach, Tonsilach i w Kasprzakach. Bem, Wodecki, Dąbrowski, Prońko vs klasyki polskiego rapu w jazzowej formie – Flexxip, Tede, Pezet, Peja. To jest projekt którego słyszeć nie trzeba, a już wie się że to jest dobre. Tak było. (Patryk Zalasiński)

IMG_6401

Weekender to od zeszłego roku tańsza, a być może i w wielu aspektach bardziej atrakcyjna alternatywa dla praskiego Free Forma (który zresztą tymczasowo zawiesza działalność). Co wyróżnia festiwal Red Bulla? Z pewnością: miejsce. Ludzie bawią się dosłownie w samym centrum miasta, w przestrzeni renomowanych teatrów – Dramatycznego i Studio – oraz na Placu Defilad będącym od kilku sezonów miejscem kulturowej ekspansji nie tylko Weekendera, ale i ciekawych inicjatyw lokalnych. Miejsca te nie tylko robią wrażenie wizualnie, lecz również zapraszają do przyjścia każdego, nawet przypadkowego przechodnia. Właśnie dla tej grupy uczestników wydawała się być przeznaczona scena na wolnym, żeby nie powiedzieć lodowatym powietrzu, gdzie pierwszego wieczoru królował trap i inne taneczne dźwięki.

W ten weekend każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Na scenie Teatru Studio doskonale sprawdził się, ściągnięty na festiwal w zastępstwie Beat Spacek (nieodżałowana strata!), Brytyjczyk Koreless. Rodak Steve’a Spaceka rozkręcał się dobre dwadzieścia minut, by wreszcie do naszych uszu skierować dźwięki swoich minimalistycznych melodii i samplowanego głosu z 4AD i MTI na czele.

red-bull-music-academy-weekender-warsaw..

Ale to nie koniec zaskoczeń – bo w porównianiu z tamtym rokiem, PKiN był jak w 81′. Świat nam zamknięto na kłódkę, wprowadzono stan wojenny. Zdziwienie nr 2. Lokalny się zrobił ten festiwal, a pierwsza edycja to było odważne i wręcz bezczelne zagarnięcie najlepszych w roku. Pierwsza edycja dla mnie była lepsza niż Tauron. Ta – jakby to powiedział Cinek, z konkurencyjnego festiwalu – jakaś niepojęta, borowikowa. (Patryk Zalasiński)

Spędzanie czasu na zewnątrz było w ten zimny kwietniowy wieczór sportem ekstremalnym, dlatego też nie dziwił ścisk w obu teatralnych budynkach. Okej, może i niektórych dziwił, a nawet nie pozwolił obejrzeć koncertu Albo Inaczej. Niestety, tego wieczoru trzeba było przychodzić punktualnie! Nad ranem bowiem sala, tym razem w Teatrze Studio, znów zapełniła się po brzegi. Tym razem na koncercie nieokiełznanych Portugalczyków z Buraka Som Sistema. Tego wieczoru nic tak nie integrowało ludzi, jak ścisk i taniec do dzikich rytmów kuduro.

red-bull-music-academy-weekender-warsawd

Na plus trzeba na pewno zaliczyć organizatorom zaproszenie sporej reprezentacji artystów z Polski. W.E.N.A. akustycznie, Nosowska elektronicznie, HV/Noon – śmiało można powiedzieć, że wszyscy trzymali wysoki poziom i przyciągali nieraz większą publikę, niż artyści z zagranicy. A było z czego wybierać!

Drugi dzień należał między innymi do fantastycznego trio Brandt Brauer Frick. Nasi zachodni sąsiedzi w żywiołowym secie pokazali, że z prostych syntezatorów i perkusji da się wyciągnąć naprawdę wiele energii. Nie zawiódł także wychowanek akademii Red Bulla – Dorian Concept ze swoimi dwoma pomocnikami, w tym Cid Rimem, którego nie udało nam się zobaczyć w piątek, a podobno warto było ! Bohaterem wieczoru był bezsprzecznie niezawodny Evian Christ, który równo o drugiej odpalił swoje 45-minutowe show. Podobnie jak na październikowym Unsoundzie 22-latek momentalnie wprawił wszystkich w trans, wypełniając salę futurystycznym trapem i magicznymi światłami.

klnlknlk

Oby w przyszłym roku powrócono do bardziej otwartej selekcji, bo większość zaproszonych można było słyszeć weekendowo w Polsce i to wielokrotnie. Pan z psem zaciekawiłby się też, gdy usłyszałby projekt The Very Polish Cut Outs. Nie wytrzymałby pewnie długo przez zimno, bo grali na scenie otwartej i to dość wcześnie, ale kilka minut wystarczy, żeby zorientować się o co chodzi – a chodzi też o starocie, tym razem przerobione w formie balearów i kołyszącego nu-disco. Ewa Bem, Krystyna Prońko, Kombii i inne – Mannam np. – w sposób z dala od komercji, ale blisko nastrojowego klimatu. Nie odstajemy od świata w tym gatunku. Właściwie to go tworzymy. (Patryk Zalasiński)

Zdjęcia: Jakub Gąska, Red Bull







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy