Wpisz i kliknij enter

Various Artists – All

Celebracja piętnastolecia jednej z najciekawszych wytwórni w historii nowej elektroniki.

Jeśli za nazwą Dial stoją tacy artyści, jak Lawrence, Efdemin, Pawel i Carsten Jost, to można się spodziewać, że firmowana nią tłocznia będzie wydawała wyjątkową muzykę. I faktycznie – w ciągu półtorej dekady działalności Dial opublikował wiele znakomitych krążków, które przyczyniły się do zatarcia granic między techno i house’m a alternatywnym popem, udowadniając, że muzyka taneczna z równym powodzeniem może być mocno nasycona najgłębszymi emocjami, takimi jak smutek czy tęsknota.

Nie inaczej jest na jubileuszowej kompilacji hamburskiej wytwórni. „All” zawiera aż piętnaście nagrań – i z jednej strony stanowi podsumowanie dotychczasowej działalności Dial, a z drugiej – przynosi kilka zaskakujących niespodzianek, które być może stanowią drogowskaz dla dalszego rozwoju firmy. Jaki obraz przeszłości i przyszłości wyłania się z tego zestawu?

Album otwierają synth-popowe reminiscencje, które do tej pory były wyraźnym, ale pobocznym torem w działalności Dial. Tak jest i tutaj. Najpierw Christian Naoujoks serwuje przypominający ilustracyjne miniatury z wczesnego okresu działalności The Human League (a może nawet The Future) soundtrackowy utwór „For A While”, a potem otrzymujemy w wykonaniu Stefana Tcherepnina zawadiacką balladę podrasowaną na ejtisową modłę tęsknymi klawiszami – „I Want To Be Art”. Post-punkowe echa powracają dopiero pod koniec albumu z nagraniem „S Lush” Jamesa K – łączącym dudniący puls automatu perkusyjnego rodem z minimal wave z eterycznymi wokalami i onirycznymi przesterami w stylu shoegaze.

Główny nurt w dyskografii Dial stanowi jednak oczywiście współczesna muzyka klubowa. Najmocniejszy segment tworzą tutaj kompozycje reprezentujące organiczny deep house. Zaczyna Roman Flügel serwując w „In Your Wardrobe” minimalistyczną wersję gatunku, wypełnioną oszczędnymi samplami piano i Rhodesa. Bardziej funkowy charakter ma „Summer Smile” projektu RMND, zanurzającego łagodny puls w szeroko rozlanym tle. „My Confession” Carstena Josta układa się w energetyczny utwór uwodzący melodyjna partią Rhodesa. W „Chez Dupont” Lawrence’a trafiamy na perliste sample klasycznego piano – wpisane w dynamiczny podkład rytmiczny.

Nie inaczej jest w utworze „No Exit” Efdemina – bo klaskane bity rodem z detroitowej klasyki wnoszą tu jednak łagodnie ćwierkające klawisze. Typowe dla wcześniejszych wydawnictw Dial zamglone deep techno dostajemy tylko w jednym nagraniu – i jest to naturalnie kompozycja Pantha Du Prince’a. Rozwibrowany pasaż wibrafonowych syntezatorów w „Timeout On The Rocks” nie eliminuje oczywiście tanecznego charakteru utworu – jak to zwykle bywało na płytach niemieckiego producenta. Zupełnie świeży powiew wnosi do kolekcji jednak dopiero „Zero” DJ Richarda – w porywający sposób zestawiające hard house’ą rytmikę z psychodeliczną elektroniką w stylu wczesnego Autechre.

Druga część zestawu niesie więcej zaskoczeń – niestety, niekoniecznie pozytywnych. Można zrozumieć słabość szefów Dial do piosenkowego synth-popu, którą dzielą z nimi choćby bossowie Kompaktu. Ale po co sięgać po akustyczną psychodelię? Trudno więc zrozumieć co na tej płycie robi „Earth Angel” – kaskada gitarowych dźwięków o folkowym rodowodzie w wykonaniu projektu Queens. Dobrze nie wypada też „All Nearness Pauses” – nijaka ballada o indie-popowym sznycie w wykonaniu Pawla. Na pewno ciekawiej zabrzmiałyby tutaj choćby ambientowe czy krautowe eksperymenty – których nie brakowało przecież na dawnych płytach Philipa Sollmanna, Glühen 4 czy Ursprung.

Całe szczęście znacznie ciekawiej robi się, kiedy producenci z Dial sięgają po brytyjską bass music. „Paloma” Johna Robertsa to efektowny post-dubstep o nerwowym rytmie, w którym wiodącym motywem jest progresywna partia organów. Z kolei Physical Therapy serwuje w „Market Crash” przebojowy UK garage – dowcipnie flirtujący zarówno z dubem, jak i z happy hard core’m. A na finał kolejne zaskoczenie – alternatywne R&B rozśmieszające kreskówkowymi wokalizami, zanurzonymi w odmętach onirycznej elektroniki, czyli „Like Thoughts Or Moments We’ll Fall” Dawn Mok.

Cóż – szefowie Dial zawsze lubili podsunąć nam coś ekscentrycznego. Tak jest i tym razem. To dobrze – bo takie niespodziewane wstawki ożywiają tę wyjątkowo długą składankę. Nie wszystkie skoki w bok wypadają tu jednak tak ciekawie, jakbyśmy się tego spodziewali. Trzon kompilacji stanowi jednak błogi deep house, który Lawrence, Efdemin, Pawel i Carsten Jost powinni utrzymać jako wiodący nurt swej wytwórni. Dzięki temu Dial zachowa własną tożsamość – i mocną pozycję na elektronicznej scenie.

Dial 2015

www.dial-rec.de

www.facebook.com/pages/DIAL-RECORDS







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy