Wpisz i kliknij enter

Kalipo – nasza rozmowa

Chciałem stworzyć coś spokojniejszego, a odjechanego, co ciągle nadawałoby się do tańca. O swoim solowym projekcie Kalipo opowiada Jakob Häglsperger.

 

Przeszedłeś długą drogę żeby znaleźć się gdzie jesteś teraz: zaczynając od DJ-owania przez granie w zespole, żeby w końcu wypuścić album jako Kalipo. Jak duża część z tej ‚podróży’ była zaplanowana, a jak dużo zależało od przypadku?

– Owszem, niektóre moje marzenia się spełniły. Nie można jednak zakładać, że wszystko ułoży się zgodnie z planem, branża muzyczna jest zbyt nieprzewidywalna. Nigdy nie przestawałem oddawać się pasji tworzenia muzyki i to w naturalny sposób otworzyło mi wiele drzwi. Z dużą dozą szczęścia mogłem przejść przez część z nich. Wszystkie projekty, w które byłem zaangażowany do teraz wpływają na siebie, przenikają się i pomagają stworzyć pewien artystyczny balans.

– Czytałem, że oprócz produkcji muzyki na „Yaruto” jesteś również autorem analogowych zdjęć, które znaleźć można we wkładce płyty a nawet odpowiadasz za klipy wypuszczone razem z albumem. Wolisz mieć pełną kontrolę nad projektem, w porównaniu z byciem tylko członkiem zespołu?

– Obie sytuacje mają swoje plusy i minusy. Będąc w zespole możecie się wzajemnie inspirować, ale od czasu do czasu też blokować. Musisz potrafić pójść na kompromis, a równocześnie możesz korzystać z talentów innych. Kiedy pracujesz sam, wszystkie te dyskusje na temat najlepszego rozwiązania, czy kierunku, który należałoby obrać po prostu nie mają miejsca. Zamiast tego wszystko musisz wymyślić sam, a to nie zawsze łatwiejsze! Bardzo łatwo jest się pogubić, tracąc orientację w tym, czego tak naprawdę chciałeś.
Lubię pracować z innymi ludźmi, nie mam problemu z oddawaniem inicjatywy, ale jako Kalipo świadomie podjąłem decyzję, żeby doświadczyć przeciwieństwa pracy w zespole. Fotografia i kinematografia to tylko hobby, które pojawiło się kiedy muzyka stała się dla mnie pracą. Hobby, które pomaga, kiedy szukam zdjęć pasujących do mojej płyty.

– Jakie są Twoje plany na przyszłość? Masz za pasem więcej materiału solowego?

– Jak najbardziej! Ostatnio skupiam się na zespole – Frittenbude, którego jestem jednym z trzech członków, a który w sierpniu wypuści czwarty już album długogrający. Nieźle nam idzie w niemieckojęzycznych rejonach, ale teraz język stał się dla nas ograniczeniem.
Z tego powodu występy pod szyldem Kalipo to ostatnio rzadkość i coś specjalnego. Pracuje też nad nową muzyką pod szyldem Kalipo i mam część nowego materiału gotową. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem powinniśmy zobaczyć nowości w listopadzie, co znaczy także, że będzie mnie można znów zobaczyć na żywo.
Planuję brzmienie bardziej fizyczne i syntetyczne dlatego sporo eksperymentuję z analogowymi automatami perkusyjnymi.

– Yaruto to dośc specyficzna płyta: zdecydowanie muzyka stworzona do tańca, a równocześnie dość kontemplacyjna. Co inspirowało Cię podczas produkcji?

– Marihuana i codzienne życie. Jak już mówiłem, chciałem stworzyć balans dla lat imprezowania z Frittenbude. Chciałem stworzyć coś spokojniejszego, a odjechanego, co ciągle nadawałoby się do tańca. Mniej koncentrowałem się na rytmie, bardziej na melancholijnym klimacie i dźwiękowej sygnaturze przejawiającej się delikatnymi powtórzeniami.
Muzyka elektroniczna ma wiele twarzy a ja chciałem zrobić co tylko przyszło mi do głowy z jednym leitmotivem: odrębnym klimatem.

– Interesuje mnie jak powstają Twoje utwory: Spędzasz dni nad dopracowywaniem poszczególnych dźwięków, czy wolisz zaszaleć, bawić się dźwiękiem i improwizować?

– To zależy. Zazwyczaj najlepszy materiał pojawia się dość szybko. Dla przykładu utwór tytułowy powstał raptem dwa tygodnie zanim oddałem materiał do masteringu. Został wymyślony i zarejestrowany w jeden wieczór.

Staram się nie spędzać za dużo czasu nad jednym pomysłem, żeby nie straci krytycznego podejścia. Czasem jednak takie podejście nie działa. Najlepszym przykładem będzie otwierający album “Embroy”: pozwoliłem mu przeleżeć cały rok. Jeśli po takim czasie ciągle brzmi dobrze, znaczy że jest ponadczasowy.

– Organizatorzy Audioriver porównują Cię do Bonobo, Caribou i Moderata? Jak Ci jest z takimi porównaniami?

– Kocham ich muzykę, słuchałem ich wszystkich dużo, więc w oczywisty sposób mnie inspirowali i potrafię zrozumieć porównania. Mam jednak nadzieję, że moja praca ma swoją oryginalną i rozpoznawalną sygnaturę. Nie chodzi o to, że nie chciałbym brzmieć, jak Ci artyści na poziomie konceptualnym. Myślę, że dzielimy wspólną pasję dla muzyki.
Prawie zawsze podobieństwa zauważam jednak w retrospektywie. Podczas procesu twórczego pozwalam się ponieść chwili, emocjom, pozwalam, żeby pewne rzeczy rozwijały się w naturalny sposób zamiast próbować je cały czas ksasyfikować i porządkować.

– Jaki koncert, który widziałeś niedawno zainspirował Cię najbardziej i czego ostatnio słuchasz?

– Jest tego mnóstwo do wyboru. Objawienia doznałem niedawno w kotle pod sceną na koncercie Nine Inch Nails, dokładnie kiedy grali “March Of The Pigs”. Portishead na żywo byli wspaniali: być może jeden z najlepszych koncertów, jakie kiedykolwiek widziałem.
Kiedy nagrywałem swój album grałem dużo klasycznego minimalizmu kompozytorów takich jak Hans Otte czy Steve Reich, który zainspirował zresztą mój numer “Get Rich”, w pewnym stopniu ukłon w stronę “Music For 18 Musicians”.
Teraz wróciłem do starego Soulu i Bluesa. Dla przykładu “After The Rain” Muddy Waters.

 

Kalipo zagra w Płocku już w najbliższy piątek w ramach Audioriver 2015.

 

https://www.facebook.com/pages/Kalipo/

https://www.facebook.com/audioriver







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy

3 pytania – Nela

Nowy, debiutancki singiel sprowokował nas do podpytania co słychać u byłej wokalistki duetu IWasHomeAnyway?