Wpisz i kliknij enter

Off Festival 2015 – relacja

Dziesiąta edycja unikalnie eklektycznego festiwalu za na nami. Sprawdźcie jak było.

Wspaniale było rozpocząć festiwal od występu czołowych muzyków trójmiejskiej sceny, których w tej kolaboracji nie często można zobaczyć. W projekcie Kaszebe II oprócz lidera Olo Walickiego można było usłyszeć Kubę Staruszkiewicza, Michała „Bunia” Skroka, Tomka Ziętka i dawno nie widzianego (jak zwykle świetnego) Piotra Pawlaka. Cała piątka jest w znakomitej formie, a niedostatecznie chyba doceniony materiał trójmiejskiego basisty zabrzmiał na Scenie Leśnej bardzo świeżo.


OFF Festival Katowice 2015 – Day 2

Z racji nieziemskiego upału w zasadzie wszystkie zespoły występujące w ciągu dnia, zwłaszcza na Głównej Scenie zasługują na niskie chylenie czoła. Dodatkowe uznanie należy się z pewnością zespołowi King Khan & The Shrines, który dał w tych afrykańskich warunkach szalenie pozytywny i energetyczny popis funkowo-soulowego groove’u. Lider kapeli ubrany w kuse szorty, złotą bluzkę i czarny pióropusz poza powierzchownością godną Jamesa Browna bardzo żartobliwie zabawiał publiczność między utworami, sekcja dęta przywoływała złote czasy kolektywu Chicago, a klawiszowiec kapeli grał na swym instrumencie trzymając go nad głową.


King Khan & the Shrines – Off Festival 2015

Jak co roku w Katowicach pojawia się reprezentant polskiej sceny rapowej, w tym roku wybór padł na Ten Typ Mesa, który wraz z licznym live bandem (9 osób) wykonał przede wszystkim materiał z szeroko komentowanej płyty „Trzeba Było Zostać Dresiarzem”. Można go kochać lub nienawidzić, ale chyba nie ma obecnie w kraju rapera, którego byłoby stać na tak otwartą i wieloosobową interpretację własnej twórczości. Na Scenie Eksperymentalnej można było zapoznać się z Huun-Huur-Tu, czyli kwartetem śpiewu gardłowego, wykorzystującym poza głosem oryginalne instrumenty z regionu ich pochodzenia – autonomicznej republiki Tuwy (Rosja). Dla nieznających tego rodzaju generowania dźwięku z pewnością stanowiło niezapomniane wrażenie. Kolejną gwiazdą z plakatu Off Festivalu był ILoveMakonen – podopieczny samego Drake’a. Raper choć sprawny technicznie niestety raczej rozczarował niż zaczarował, grał krótko, powtarzalnie, a jego Dj puszczał hity Dr.Dre czy Snoopa – co akurat w tym przypadku bardziej pachniało brakiem koncepcji na koncert niż sensownym follow’upem do klasyków.


Sun Ra Arkestra – Off Festival 2015

Choć lider Sun Ra Arkestra nie jest już z nami od ponad 20 lat, jego podopieczni cały czas przemierzają świat głosząc swoje kosmiczne prawdy. Dziewięcioosobowa ekipa, pomimo że nie skręca już w ekstremalne rejony improwizacji cały czas potrafi dołożyć do pieca czy połaskotać ucho free-jazzową solówką Maestro Marshalla Allena. Należy też podkreślić ponadprzeciętną pracę sekcji rytmicznej oraz klimatyczne wokale Tary Middleton. Obecni liderzy tej barwnej grupy mogą pewnie walczyć na wiek z muzykami Buena Vista Social Club, ale naprawdę nie brak im werwy (Michael Ray znany też z Kool and The Gang tańczył breakdance) i dystansu do siebie (ach te kolorowe stroje). Tuż po wizycie na Saturnie (Space is the place!) można było odlecieć na skrajnie inna orbitę, a to za sprawą bezkompromisowego The Dillinger Escape Plan. Wprawdzie znajomi, którzy widzieli ich już po raz piąty twierdzili, że z każdym kolejnym występem tracą nieco rezon – trudno to sobie jednak wyobrazić, bo precyzyjne metalcore’owe granie wespół ze skokami z odsłuchów/rzucaniem statywem i wycieczkami w stronę sopranowych zaśpiewów a la Mike Patton zrobiło piorunujące wrażenie. Każdy powinien choć raz to przeżyć. Wielką zagadką był koncert „młodych koni” ze stajni Warpa, czyli Future Brown. O ile ich debiut wydawał się raczej jedną ze słabszych pozycji tej wytwórni, to ich dość eklektyczny elektronicznie live przynajmniej w warstwie muzycznej się obronił (gorzej wypadło to wizualnie, bo trudno nazwać widowiskiem sprawdzanie maili przez cztery osoby na jednym laptopie…). Odniosłem także wrażenie, że miejscami nagłośnienie nie dawało rady, zwłaszcza w konfrontacji rap vs. podkład.


Xiu Xiu – Off Festival 2015

Wielką niewiadomą była interpretacja muzyki Badalamentiego przez uznane trio Xiu Xiu. Ciężko mi ocenić to starcie, gdyż podobnie jak spora część publiczności przeżyłem ten koncert śniąc na jawie, leżąc z zamkniętymi oczami – świadomość poczucia „tu i teraz” pojawiała się i znikała. W kategorii doświadczenia pozamuzycznego mogę stwierdzić, że udało mi się przeniknąć do „Twin Peaks”, w kategoriach muzycznych na pewno mogło być lepiej. Zespół lawirował między noisem a ambientem gdzieniegdzie wrzucając znany motyw. Odkryciem drugiego dnia Off-a jest zdecydowanie duński kwartet dziewcząt z Selvhenter (oryginalnie grają w kwintecie z podwójną perkusją). Tu nawet osoby nielubiące noise’u musiały szukać szczęki gdy młoda puzonistka Maria Bartel zaczęła generować przesterowany hałas. Bardzo oszczędna, ale pomysłowa perkusja w połączeniu z dronującymi skrzypcami i freejazzowymi popisami saksofonu altowego Sonji LaBianci po prostu obezwładniała. Skandynawia potwierdziła, że jest królestwem wolnej improwizacji skoro Gustafssonowi rosną tacy następcy.


Selvhenter – Off Festival 2015

O 1.40 do namiotu Sceny Eksperymentalnej wkroczył etiopski mistrz instrumentów klawiszowych Hailu Mergia, który grając jednocześnie na organach Hammonda i Rhodesie wykreował kapitalny jazz rodem z Czarnego Lądu. Całość brzmiała bardzo dynamicznie, w czym ogromny udział mieli kontrabasista Mike Majkowski i dobrze znany nad Wisłą, wspaniale afrobeatujący perkusista Paweł Szpura. W tym samym czasie na Scenie Leśnej, jeszcze dość spokojny techniczny set zaczynali Ron Morelli i francuski producent Low Jack, potem było już o wiele mocniej i industrialnie. Nowością na Off Festivalu było wprowadzenie do line-upu dzikich występów, czyli koncertów niespodzianek (w piątek wystąpił amerykański duet Ho99o9). W sobotę wybór padł na Steez83 i Oskara, czyli święcącego tryumfy (również w pozagatunkowych kręgach) hip-hopowego duetu PRO8L3M, który mimo późnej i niezapowiadanej wcześniej pory, przyciągnął pod dodatkową scenę całkiem sporą grupę fanów i dał naprawdę energetyczny popis.


OFF Festival Katowice 2015 – Day 3

Ostatni dzień Off-a przywitały na Głównej Scenie krakowskie Rycerzyki. Patrząc na szklarniowe warunki i jednak sporych rozmiarów scenę poradzili sobie całkiem nieźle. Dlaczego RMF nie zacznie grać takich pięknych electro-popowych piosenek? Podobne pytanie można postawić w stosunku do twórczości Sonia Pisze Piosenki, która w tym samym czasie grała uroczy i dojrzale oszczędny koncert na Scenie Trójki. Widać, że młoda songwriterka zdobywa dopiero doświadczenie, ale to niezwykle krzepiące, że już na początku drogi dostaje szanse pokazać się na tak ważnym festiwalu jak Off. Z totalnie odmiennego bieguna wydaje się pochodzić duet Małe Miasta, któremu czego jak czego, ale pewności siebie odmówić nie można. Mateuszowie (Holak i Gudel) prezentują niesztampowe podejście do hip-hopowego szkieletu, łącząc jego nieodzowne obecnie atrybuty (auto-tune czy nawoływanie do robienia hałasu) ze swobodnym traktowaniem rapowej nawijki – ja tego nie kupuję, ale z pewnością warto docenić poszerzanie gatunku i celność niektórych spostrzeżeń zawartych w ich tekstach. Trudno uwierzyć, że liderka kapeli Der Father to ta sama osoba, która była ostatnio widywana jako chórek w projekcie Mitchów z Wodeckim. Podczas występu w Katowicach Joanna Halszka Sokołowska dała prawdziwie charyzmatyczny popis i wraz z „muzykami LadoABC” (Rogiewicz/ Tyciński / Pigoński) podniosła pustynną temperaturę jeszcze wyżej. To był koncert bez słabych momentów, w pełni udany melanż rock’n’rolla, jazzu, elektroniki czy wyciszonej songwriterki. Niezwykle skromny Jacek Mazurkiewicz zaprezentował chwilę później bezkompromisowe podejście do noise’u. Jego projekt 3FoNIA to improwizowane próby poszukiwania granic eksploatacji kontrabasu poprzez łączenie walorów akustycznych tego instrumentu z daleko idącą preparacją dźwięku i jego loopowaniem. Esencja jednoosobowego eksperymentu. W podobnym nurcie Główną Scenę zasilił kolektyw Innercity Ensemble, który wprowadził słuchaczy w swego rodzaju trans za pomocą kawalkady rytmu, generowanego przez miejscami czterech perkusjonalistów. Szamańska lokomotywa pod wodzą Kuby Ziołka to prawdziwe zjawisko.


Decapitated – OFF Festival 2015

Coraz większym zjawiskiem jest również to, co wyprawia krośnieńskie Decapitated. Ich techniczny death metal dociera do coraz szerszych kręgów i jest kolejnym po Vaderze czy Behemothcie polskim fenomenem, który sięga po kolejne sukcesy na międzynarodowej scenie. Niesamowite, że zespół braci Kiełtyków kreuje tak rozbudowane i precyzyjne ściany dźwięku tylko w trio, nie licząc charyzmatycznie-sympatycznego wokalisty Rafała „Rasta” Piotrowskiego. Czymś zupełnie oryginalnym okazał się także performance Ann Liv Young, która gdy dotarłem przed namiot Sceny Eksperymentalnej, prawiła wyrzuty jakiemuś przypadkowemu widzowi… Nawet jak na Off tego typu historie to chyba przesada, pasująca bardziej do Zachęty czy CSW. Prawdziwym wydarzeniem, które z pewnością zostanie zapamiętane na lata był koncert Son Lux. Chyba nikt się nie spodziewał, że ten występ wywoła w widzach, ale też u samych muzyków tak wiele pozytywnych emocji. Lider trzyosobowej grupy był ewidentnie wzruszony tak szerokim i ciepłym przyjęciem. Twórczość grupy zaprezentowała się na żywo bardzo pomysłowo i rześko – czyżby to męska odpowiedź na FKA Twigs? Zespół odwiedzi stołeczną Kulturalną 29 października, więc zarówno dla tych co rządni są powtórki jak i tych, co nie byli na Off-ie pozycja obowiązkowa.


Son Lux – OFF Festival 2015

Koncertem nr 1 dziesiątej edycji Katowickiej imprezy był jednak piorunujący występ trio z Atlanty, czyli Algiers. To kapela z typu tych, co dopiero na żywo potrafi emocjonalnie zmasakrować. Wokalista Franklin James Fisher to osobowość wielkiego kalibru, czasem śpiewający z wiarygodnością ducha swych przodków z niewolniczych pól bawełny, innym razem zamieniający się w energetyczne zwierzę o ruchach Michaela Jacksona lub skupionego songwritera o aksamitności Otisa Reddinga. Muzycznie Algiers to również fenomen, łączący siłę soulu, bluesa i gospel z automatami perkusyjnymi, ale też z brutalnością punka czy rapu – całość – o czym świadczy chociażby nazwa zespołu – mocno umoczona jest w politycznym zaangażowaniu. W tym samym czasie Sceną Eksperymentalną zawładnął jej kurator Arto Lindsay. Urodzony w 1953 roku nowojorski awangardzista wraz z towarzyszącym mu bandem pokazał jak w dość nieskomplikowany sposób można po prostu bawić się formą prostej piosenki. Olbrzymi czarnoskóry basista z długimi warkoczykami wywijał rasową solówkę, duet perkusyjny z niekrytą przyjemnością wspólnie się napędzał brazylijską rytmiką, a przemiły lider kierował tą machiną gdzieniegdzie dogrywając kilka akordów na gitarze. Zupełnie inną kategorią należy mierzyć artystyczną wypowiedź głównego headlinera tegorocznego Off-a, czyli Patti Smith grającą album „Horses“. To historyczny moment wobec wszystkich edycji imprezy Rojka. Ten koncert był z pewnością dla ogromu widzów wydarzeniem szalenie ważnym, zwłaszcza dla tych, którzy mieli okazje kilka godzin wcześniej spotkać się z legendą osobiście w Kawiarni Literackiej, ale też dla tych którzy przeczytali niezwykle osobistą autobiografię artystki „Poniedziałkowe Dzieci”. Nie ma sensu analizowanie tego występu pod kątem muzycznym, gdyż było to zdarzenie o bardzo wielu wymiarach znaczeniowych. Manifest? Dowód na żywotność utopijnych idei? Drogowskaz w bezkompromisowym chodzeniu swoją droga? A może jednak powód do wystąpienia wątpiącego, cynicznego uśmieszku kwitującego prezentującą miałkość dziecięcego marzycielstwa? Patti Smith naprawdę zaczarowała publiczność, zarówno tę będącą jej rówieśnikami jak i tę mogącą być jej wnukami. Niezwykle poruszająco zabrzmiało „Elegy”, w którym oprócz Jimi’emu Hendrix’owi artystka złożyła hołd wielu odeszłym już gwiazdom rock’n’rolla. Po odtworzeniu debiutu z 1975 roku Amerykanka przypomniała jeszcze cover The Who „My Generation” oraz ładujące baterie „People Have the Power”.


Buffalo Daughter – OFF Festival 2015

Na koniec ostatniego dnia festiwalu można jeszcze było zderzyć się z rozbrajająco bezpretensjonalnym wykonem japońskiego trio Buffalo Daughter. Gdybym miał określić jaką muzykę gra ten zespół, najprościej byłoby stwierdzić, że jest to moje wyobrażenie na temat tego, czego słucha Macio Moretti, który swoją drogą kilka metrów od sceny, doskonale bawił się na ich występie. Dość absurdalne połączenie disco, popu, folku, techno, electro, funku, jazzu czy kto wie czego jeszcze. Jedno jest pewne, na żywo zarówno utwory z ostatniego wydawnictwa Japończyków „Konjac-tion” jak i starsze kawałki chociażby z EP „Pshychic” zabrzmiały o wiele lepiej, niż na fizycznych nośnikach. Wisienką na torcie tegorocznego Off-a był obezwładniający energetycznością gig rapowego Flipa i Flapa, czyli Run The Jewels. Zarówno El-P jak i Killer Mike byli tego wieczoru w wyśmienitej formie, ale też we wspaniałych „upalonych” nastrojach. Tłum pod sceną ku zaskoczeniu zespołu znał szybko rymowane teksty i wariował jak na punkowym koncercie. Sprowadzenie najgorętszego obecnie rapowo kolektywu w roli headlinera było strzałem w dziesiątkę.

Oczywiście Off Festival to nie tylko muzyka, jak co roku ogromną popularnością cieszyły się spotkania w Kawiarni Literackiej, stoiska wydawnictw muzycznych Off Marketu, a także nocne przedstawienia burleski, którą Rojkowa ekipa postanowiła przypomnieć światu. Po początkowym zamieszaniu ostatecznie organizatorom należą się pochwały za dostarczenie dla uczestników darmowej wody, zarówno tej do picia jak i lanej przez strażaków dla choćby krótkotrwałej zewnętrznej ochłody. Mam wrażenie (co jest zasługą zapewne zarówno coraz bardziej ekologicznie myślących uczestników jak i sprawniejszej obsługi), że teren festiwalu jest z roku na rok bardziej czysty. Trzydniowe święto niezależnego brzmienia ma się coraz lepiej, zachowując przy tym swój jakże cenny kameralny i mało komercyjny charakter. Bezwzględnie warto tu przyjeżdżać zarówno dla wymarzonych headlinerów jak i małych osobistych odkryć. Jak wiadomo dobrej muzyki jest więcej niż złej, tylko nie zawsze (pomimo, a czasem właśnie dlatego, że istnieje internet) łatwo jest do niej trafić. Off Festival to umożliwia i to w wyjątkowej, niepowtarzalnej atmosferze.

OFF Festival Katowice 2015 – Day 1







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy

MIN t

Wokalistka, producentka i dyplomowana songwiterka. MIN t, czyli Martyna Kubicz, rozmawia z nami m.in. o swoim najnowszym teledysku, życiu w Berlinie i artystach którzy ją inspirują.