Wpisz i kliknij enter

Czułem w tej muzyce wewnętrzną prawdę

Rozmowa z francuskim producentem Marcelusem w przededniu wydania jego debiutanckiego albumu – „Vibrations”.

– Kiedy odwiedzałem Paryż na początku lat 90. byłem zdziwiony, że techno w ogóle się tam nie przyjęło. Nie było nawet ani jednego sklepu płytowego z taką muzyką.

– Cóż, byłem wtedy zbyt młody, by się interesować techno. W sumie i tak odkryłem je dosyć wcześnie – bo w 1994-95 roku, kiedy skończyłem… dziesięć lat. Zanim usłyszałem jak ona brzmi, pamiętam, że czytałem z zaciekawieniem prasowe doniesienia o imprezach techno, alarmujące że są na nich problemy z narkotykami i głośno odtwarzaną muzyką. Coś tam jednak się więc już wtedy działo.

– A jak sądzisz, skąd wynikała rezerwa Francuzów wobec techno?

– Mogę to oceniać jedynie z mojej obecnej perspektywy. Każde nowe zjawisko społeczne zawsze spotyka się z lękiem i niezrozumieniem. Każdy z nas trochę czuje obawę przed jakąś zmianą czy czymś nieznanym. Imprezy z techno musiały wywoływać nad Sekwaną szczególne zaniepokojenie, bo gromadzili się na nich ludzie różniący się statusem społecznym, przynależnością etniczną czy kulturową. Takie jednoczenie się nie jest nigdy dobrze przyjmowane przez władze, tym bardziej, jeśli wiąże się z tym niepłacenie podatków. Łatwiej jest dzielić i rządzić. Jeśli władza nie ma nad czymś kontroli, chce to zniszczyć. Stąd ta nagonka w mediach – której pewnie Francuzi ulegli wtedy w dużym stopniu. Dlatego techno z trudem się tutaj przyjmowało.

– Paryż zaistniał na światowej scenie elektronicznej właściwie dopiero wraz z Daft Punk i całym zjawiskiem „French Touch”. Ty dorastałeś w tym czasie – dlaczego więc skłoniłeś się ku techno, a nie ku disco czy house’owi?

– Początkowo słuchałem wszystkiego, co grano w klubach, nie zdając sobie sprawy, czy to jest techno czy house. Zajęło mi trochę czasu dostrzeżenie tej specyficznej melancholii i głębi, którą cechowało się klasyczne techno. Dopiero wtedy zrozumiałem co to jest za muzyka. Stałem się bardziej wrażliwy na undergroundowe brzmienia, bo czułem w nich jakąś wewnętrzną prawdę, która dotykała mnie bardziej, niż kiedy słuchałem innych rodzajów muzyki.

– Jak zmieniła się Twoja perspektywa na techno, kiedy zacząłeś wyjeżdżać jako didżej z Paryża, aby grać w innych krajach Europy?

– To bardzo mnie otwarło. Poznałem wielu wspaniałych ludzi i mnóstwo ciekawych miejsc. To oczywiście miało przełożenie na to co i jak grałem, a potem – jak brzmiały moje własne produkcje. Właściwie ciągle podróżuję po świecie, więc to dzieje się cały czas.

– O czasu producenckiego debiutu w 2010 roku wydałeś już dziewięć płyt. To znaczy, że tworzenie własnej muzyki interesuje Cię już bardziej niż didżejowanie?

– Niekoniecznie. Produkowanie i didżejowanie to kompletnie rożne aktywności. Dlatego czuję, że w moim przypadku one się po prostu uzupełniają. Co więcej – mam wrażenie, że występy w klubach mają bardzo mocny wpływ na to, co później tworzę w studiu. Dlatego chcę nadal zajmować się jednym i drugim.

– Trzy lata temu nawiązałeś współpracę z Tresorem. Jak do tego doszło?

– Pierwsze kontakty miałem z tą wytwórnią już wcześniej, około 2011 roku. Rozmawiałem wtedy z Paolo, który był ich menedżerem A&R. Co najważniejsze – bardzo mu się spodobały moje nagrania, które wtedy zrobiłem dla wytwórni Deeply Rooted House. Poprosił mnie więc o podesłanie demo niepublikowanych utworów. I tak to się zaczęło.

– Jesteś teraz rezydentem Tresora. Wielu fanów techno postrzega ten klub jako undergroundową opozycję wobec modnego i hedonistycznego Berghain. Tak jest naprawdę?

– Tak. Imprezowanie w Tresorze ma zupełnie inny charakter niż w Berghain. Ta różnica jest również odczuwalna dla grających w tych miejscach didżejów. Ale tak naprawdę oba kluby robia to samo: bronią dobrego techno. I to jest najważniejsze.

– Niebawem ukaże się Twój debiutancki album dla Tresora – „Vibrations”. Kiedy didżeje specjalizujący się w techno nagrywają swoje pierwsze longplaye, wielu z nich obawia się wypełnić je tylko konkretną muzyką klubową, tylko często sięga po ambientowe wstawki. W Twoim przypadku tego nie ma – tylko ciężkie i mroczne granie. Dlaczego?

– Szczerze powiedziawszy, nie czuję, żeby ta muzyka była aż tak ciężka. To oczywiście czyste techno, bo tego właśnie chciałem. Zależało mi jednak, aby poszczególne utwory były powiązane ze sobą, czego raczej nie ma na moich singlach. Chciałem, aby na tym albumie było coś więcej, coś bardziej precyzyjnego. Dlatego płyta stoi trochę w opozycji do moich wcześniejszych dokonań. Ważna jest na niej ta specyficzna atmosfera, która wywołuje u słuchacza konkretne odczucia.

– No właśnie: klimat nagrań z „Vibrations” jest dosyć mroczny. To efekt obecnych problemów społecznych i politycznych, które przeżywa Francja?

– To nie ma nic wspólnego z polityką. Po prostu chciałem stworzyć za pomocą tej muzyki taki właśnie nastrój. I nic więcej.

– Czy klimat zabawy w paryskich klubach zmienił się po zamachach terrorystycznych na Bataclan sprzed ponad pół roku?

– Nie sądzę. Myślę, że ludzie nie chcą dać się zdominować lękowi. Kiedy to by się stało, oznaczałoby to, że nasze życie nie jest nic warte.







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy