Wpisz i kliknij enter

Robert Logan – Flesh Decomposed

Wygląda na to, że anglo-węgierski producent znów przeskoczył samego siebie.

Wydanym niemal dokładnie rok temu albumem „Flesh” (nasza recenzja tutaj), Robert Logan udowodnił, że jest jednym z najciekawszych reprezentantów współczesnej muzyki elektronicznej. Przed kilkoma miesiącami ukazała się płyta „Flesh Decomposed”, która jest nie tyle kontynuacją swojej poprzedniczki, co jej pełnoprawną – nawet jeśli tytularnie „zepsutą” – towarzyszką.

Materiał źródłowy posłużył jako punkt wyjścia dla wycieczek na rozległe pole ambientu – na poły organicznego, na poły futurystycznego, zwykle na tyle posępnego, że podpadającego pod kategorię „dark”. Nie jest to jednak generyczny „mhrok”, lecz frapująca twórczość zrodzona z gęstych tekstur, przestrzennych padów, dalekich pogłosów, przerażających dźwięków i nagrań terenowych.

Czasami pojawia się skorodowany metaliczny beat, jak w niesamowitym „Throne”. Innym razem – przeszywająca trąbka w 10-minutowym „Four Wheels” czy okruchy fortepianu w „Dark Farm”. Najczęściej jednak producent rozlewa powłóczyste plamy po całej dostępnej przestrzeni, mieszając ze sobą smoliste barwy z palety jesiennych żółci, brązów, czerwieni i czerni.

W mijającym roku Robert nagrał jeszcze dwa znakomite albumy ze Stevem Roachem, amerykańską legendą muzyki ambient – „Biosonic” i „Second Nature”. Najnowszy solowy wypust Logana jest równie soczysty. „Flesh Decomposed” to prawdopodobnie jego najlepszy album. To mięcho może być celowo nadpsute, ale nadal smakuje wybornie.

Slowfoot Records | 2016







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy