Wpisz i kliknij enter

Cummi Flu/Raz Ohara – Y

Wokalna i rytmiczna egzotyka.

Pierwszym wydawnictwem opublikowanym przez pododdział berlińskiej wytwórni Shitkatapult o nazwie AlbumLabel była płyta niemieckiego wokalisty Raz Ohary. „Moksha” próbująca podejść w niestandardowy sposób do połączenia śpiewu z elektroniką w nowoczesnym stylu wyznaczyła formułę, jaką realizowały kolejne krążki z tłoczni. Prowadzącemu ją Marco Haasowi zależało bowiem, aby przynosiły one nieoczywistą muzykę, wymagającą od odbiorcy chwili zatrzymania się w codziennym pędzie i skupienia na intymnym odbiorze.

Nic więc dziwnego, że kolejną płytą w dyskografii AlbumLabel okazał się zestaw premierowych nagrań Olivera Doerella z Brukseli firmowany pseudonimem Cummi Flu – „Z”. Ten artysta, znany z takich projektów, jak nagrywające dla City Centre Offices zespoły Dictaphone i Swod, koncentrował się z kolei na polirytmii, splatając egzotycznie brzmiące loopy z dźwięków otoczenia. Dzięki Haasowi doszło z czasem do współpracy obu artystów – w efekcie czego AlbumLabel może się pochwalić wspólną płytą Raz Ohary i Cummi Flu – „Y”.

W naturalny sposób dochodzi na niej do kolizji fascynacji muzycznych obu jej twórców. Pierwszą część zestawu wyznaczają smoliste nagrania przypominające oldskulowy dubstep, w których zwaliste bity i masywne basy stanowią podkład dla wokalnej ekwilibrystyki Raz Ohary i rytmicznych wariacji Cummi Flu. Ten pierwszy zaczyna od soulowego falsetu („Herbal”), by przejeść z czasem do afrykańskich zaśpiewów („Papadam”) czy niezwykłego śpiewu, przypominającego dokonania Anthony’ego Hegarty’ego („Aksak”). Ten drugi z kolei nasyca muzykę plemiennymi perkusjonaliami, których pochodzenie trudno zidentyfikować („Gotal Nuso”).

W drugiej części kolekcji nagrania dryfują w bardziej kontemplacyjną stronę. Tym razem ich bazą jest podwodny dub o pełniejszych aranżacjach, w których można znaleźć nie tylko typową dla tego stylu tęskną melodikę, ale też oniryczny wibrafon („118”) czy ekspresyjną elektronikę („Mata Hari”). Wyciszeniu ulegają również wokalizy Raz Ohary, przybliżając się ku szamańskiemu mamrotaniu („Chanson De La Lune”) czy latynoskim skargom („Lapse”). W efekcie album wieńczy niemal ambientowa miniatura o kojącym tonie – „118/2”.

Źródeł tych eksperymentów z rytmem i ludzkim głosem można szukać w bardzo odległych czasach – choćby w dokonaniach niemieckich zespołów z kręgu kraut rocka, które chyba jako pierwsze w historii gatunku z powodzeniem sięgnęły po plemienną egzotykę. Raz Ohara i Commi Flu wpisują ją we współczesny kontekst, wykorzystując do tego zdobycze klubowej i eksperymentalnej elektroniki. Efekt jest ciekawy – i w naturalny sposób koresponduje z obecnymi trendami ideologicznymi zachodniej lewicy, czyniącej z upominania się o prawa mniejszości etnicznych w Europie jedno z najważniejszych haseł na swoich sztandarach.

AlbumLabel 2017

www.albumlabel.com

www.facebook.com/razohara/?ref=page_internal

www.facebook.com/Cummi-Flu-186381461392627/







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy