Wpisz i kliknij enter

Forest Swords – Compassion

Londyńska Ninja Tune serwuje po raz kolejny wyrafinowane dzieło, tym razem autorstwa Matthew Barnesa, tworzącego jako Forest Swords.

Po zebraniu wyjątkowo wysokich not wśród krytyków za swoje pierwsze, oficjalne dzieło „Dagger Paths”, Matthew Barnes zdążył zaznaczyć swoją obecność na wielu europejskich festiwalach, wyjątkowo ceniących sobie jakość prezentowanej muzyki. Nie zabrakło go również na naszym rodzimym Off Festivalu, na którym zagrał w 2012 roku.

„Compassion” to drugi album artysty, który tak naprawdę poprzedzały trzy wcześniejsze tytuły. Pierwszą była EP’ka „Fjree Feather”, samodzielnie wydana w 2009 r., poza jakimkolwiek labelem. Rok później była wcześniej wspomniana „Dagger Paths”, również traktowana jako EP, zaś w 2013 przyszedł czas na pełnoprawny, pierwszy album zatytułowany „Engravings”.

Poprzednie wydawnictwo wydawało się bardziej mroczne, cięższe, oparte na ambientowym, dubowym szkielecie. W charakterystyczne dla siebie gęste i momentami pancerne dźwięki, na „Compassion”, Forest Swords wpuszcza nieco światła, a co za tym idzie więcej barw. Muzyka stała się w tym wypadku bardziej organiczna. Eksperymentalny dobór dźwięków, zdawać by się mogło, z totalnie różnych muzycznych porządków sprawia, że mamy do czynienia z czymś, co wykracza poza prostą systematykę gatunkową. Mamy tu zarówno abstrakcyjny, instrumentalny hip hop, dub, future jazz, downtempo, do tego dużo sampli, nierzadko podkręconych wyrazistymi synthami.

Najnowszy krążek Brytyjczyka łączy dzień z nocą, akustyczność z elektroniką, ducha z ciałem. Wielobarwność tej muzyki przejawia się w nakładaniu warstw składających się z rytmu (niekiedy o pogłosie bardziej drewnianym, niekiedy bardziej metalicznym), poszatkowanych sampli z ludzkim głosem, ale bez konkretnych słów czy fraz oraz akustycznych, orkiestrowych dźwięków pianina, wiolonczeli czy dzwonków.

Można powiedzieć, że to taki bardziej wytrawny Bonobo. Może nawet na lekkim kwasie. Takie skojarzenia mogą pojawić się szczególnie przy słuchaniu „Exhalter”, którego charakter buduje kołacząca perkusja i poszarpane, żwirowe sample.

Struktura poszczególnych utworów jest kompletnie nieprzewidywalna. Momentami mamy sycząco-buczącą elektronikę, a niekiedy harmonijne łączenie smyków, pianina i delikatnego stukania i klekotania. Wszystko łączy się ze sobą perfekcyjnie.

Jaki jest jednak przepis na to by nie wyszła z tego kakofonia? Matthew Barnes nie kontrastuje przesadnie poszczególnych, odmiennych elementów. Pomimo tak różnych dźwiękowo struktur, nadaje im swoisty wspólny mianownik. Zakrywa wszystko lekko matowym filtrem, by od nadmiaru bodźców nie zrobiło nam się niedobrze. Nadaje to muzyce surowości i niekiedy wręcz dojrzałości. Nie jest to absolutnie monochromatyczność, ale lekkie oszlifowanie wystających części.

Taki zabieg stosuje również w swoich remiksach takich arcydzieł jak chociażby „Stonemilker” Björk, czy „4 Degrees” ANOHNI.

Album zamyka nostalgiczna „Knife Edge”, która rozpoczyna się motywem zagranym na pianinie, do złudzenia przypominający „Roads” Portishead. To zmysłowe zakończenie bardzo intensywnej, burzliwej i obfitej w dźwięki „Compassion”.

Drugi album Forest Swords to pokłosie ogromnego arsenału muzycznych inspiracji. Kuchnia fusion w najlepszej postaci.

Forest Swords
Ninja Tune







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Szymon
Szymon
6 lat temu

To posłuchaj ostatniej Forest Swords.

elu
elu
6 lat temu

chyba słuchałem innej płyty

Polecamy