Wpisz i kliknij enter

Lonker See – Lonker Seessions / Live at Pijana Czapla

Wystawa prac.

Wymyślanie wciąż nowych określeń na zespół Lonker See sprawia nie lada trudność. Przy okazji naszego cyklu „3 pytania” nakreśliłem dwie alternatywny. Nowy album nie przynosi rozstrzygnięcia, której z nich będę używał częściej. Tytuł nowej płyty narzuca perspektywę, od której ciężko się uwolnić. Oczywiście chodzi o „sesyjny” charakter wydawnictwa. I tak to w gruncie rzeczy wygląda. Dwie płyty: jedna z nowym materiałem, gdzie każdy kawałek stanowi odrębny byt, a druga z zapisem koncertu z Pijanej Czapli w Olsztynie. Może to przypominać wizytę na próbie zespołu. Z tym tylko, że są to cztery, różne próby, zagrane w innym czasie i innej przestrzeni.

Podobnie, jak na wydanym w tym roku albumie „Split”, Lonker See pokazują, że skakanie po różnych formach muzycznych nie jest dla nich dziecinną zabawą, a artystycznym zamiarem. Na płycie każdy znajdzie coś dla siebie. Miłośnicy free jazzu („The Element”), fani Sonic Youth („Awaking pt. 1&2”), uzależnieni od psychodelii (“Dark Mother”) czy nienasyceni ambientem („New Dawn”). Pewne zdumienie może budzić fakt, że to wszystko wychodzi spod instrumentów jednego zespołu. Trudno się do końca dziwić wiedząc, że każdy z tych muzyków prowadzi też inne życie poza Lonker See. Założycielski duet czyli Joanna Kucharska udzielała się w zespołach 1926 i Black Mynah, a gitarzysta Bartosz Borowski okazjonalnie bywa dj`em. Zespół uzupełniają perkusista Michał Gos i saksofonista Tomasz Gadecki.

To co lubię najbardziej w stylu Lonker See nabrało najpełniejszego kształtu w „Awaking pt. 1&2”. Niespiesznie zaczynająca się od gitary kompozycja, która zaczyna zgrzytać. Słychać różnego rodzaju metalowe tarcia, szurnięcia i tąpnięcia. Konkret pojawia się w okolicach trzeciej minuty. Sprawność z jaką Lonker See się rozpędza, sprawia najczystszą frajdę. Przy tak monumentalnej formie trzeba pamiętać, żeby utwór nie rozlazł nam się i tu warto przychylnie odnieść do umiejętności zwierania szeregów przez cały zespół. Część pierwsza, w miarę bezpieczna, kończy się mniej więcej w 8 minucie. Potem charakter ulega zmianie i otrzymujemy solidne, przybrudzone granie, które wprost przypomina Sonic Youth. W ten sposób dojeżdżamy do hałaśliwej końcówki.

Pierwszy na liście „Dark Mother” tylko sprawia wrażenie chaotycznego. Ja dostrzegam tu sporo umiejętności kompozytorskich. Szczególnie środkowe przełamanie – rosnąca melodia, której towarzyszy rozmyty głos, dający poczucie mistycyzmu. Jako, że jestem praktycznie bezkrytyczny wobec dźwięku saksofonu w fachowych rękach, to „The Element” stanowi dla mnie pewny punkt tej płyty. Kończący „New Dawn” zbija z tropu. Ciekawe zabawy dźwiękowymi dziwactwami z odbijającym się echem w tle. Utwór zyskał po dodaniu delikatnej elektroniki. To zasługa gości czyli Michała Miegonia i Artura Krychowiaka. Improwizatorskie i otwarte partie muzyków są bardzo równe i nikt nie wychodzi przed szereg. W tym miejscu należy się ukłon w stronę Kuby Kapsy odpowiedzialnego za mastering materiału. [EDIT: Posypuję głowę popiołem. Słusznie zespół zwrócił uwagę, że Kuba Kapsa był odpowiedzialny tylko za numer 2 na płycie. Za pozostałe 3 odpowiedzialny był Michał Miegoń. Za przeoczenie ponoszę odpowiedzialność, a ukłony należą się obu Panom za wykonanie kapitalnej roboty.] Nad całością nie unosi się żadna myśl przewodnia. Każda z sesji brzmi wzorowo i przekonująco, ale jako album są zbyt niespójne. Lepiej pod tym względem wypada zarejestrowany koncert z drugiej płyty, gdzie zespół pokazał, że potrafi grać w sposób zwarty, nie tracąc przy tym rozpiętego kształtu swych improwizacji. Obstawiam, że pełen zachwyt przyjdzie wraz z nadchodzącą, dużą płytą, która może pojawi się jeszcze w tym roku.

Music is the weapon | 2017

FB

Bandcamp







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy