Dobre na jesień.
Urodzona w połowie lat siedemdziesiątych we wschodnim Berlinie Masha Qrella, to córka rosyjskiego fizyka oraz niemieckiej lekarki pracującej nad problemami związanymi z zaburzeniami snu. Swoją drogą ciekawe połączenie w kontekście zawodu muzyka. Już od najmłodszych lat – niczym wolny elektron chciała dotknąć wszystko, co związane jest z muzyką.
W roku 2002 podpisała kontrakt z małą niezależną berlińską oficyną – Monika Enterprise, wydając w niej swój pierwszy autorski album zatytułowany „Luck”. Od 8 września można usłyszeć nowy album Mashy, który ukazał się dzięki Jazzboy Records.
Klasyczne brzmienia już od samego początku przenoszą mnie na deszczowe ulice europejskich miast, gdzie pędzący ludzie chowają się w przydrożnych kawiarniach aby choć na chwilę zwolnić przy kubku smacznej kawy. Tak właśnie widzę ten album. Przyczajony w klimatycznym pubie, wsłuchuję się w dźwięki nostalgicznych klawiszy przy wsparciu akcentów klasycznej gitary. Rozmowy ludzi przenikają się, tworząc indywidualny język tego miejsca.
Poszczególne numery tworzą eklektyczny przekaz życia artystki, która przeplata współczesność z przeszłością. W „Keys” wraca do Neukölln, gdzie oznaką zmiany są jedynie drzewa, a czekanie na lato staje się znacznie przyjemniejsze kiedy u swojego boku mamy drugą osobę. Tak też jest z pozostałymi utworami, które stanowią z jednej strony szkice codziennego życia, z drugiej zaś ukryte pragnienie przeżycia czegoś więcej. Można napisać, że jest to próba wykrzesania z każdego dnia odczuciowego maksimum.
Całość kończy „Dj” z przeciągniętymi smyczkami oraz rozwibrowanymi klawiszami. Masha śpiewa: „I was everything except the one I am” i prosi o ponowne wskrzeszenie. Kto zatem będzie wskrzeszać ten album? Z pewnością ci, którzy w nieustannym deszczu widzą parę unoszącą się nad filiżanką, a w samotnych podróżach po mieście, rekonesans nieznanych miejsc oraz twarzy.
Bo w nich jest wszystko.
Morr Music | Jazzboy Records | 08.09.2017
