Wpisz i kliknij enter

Ibeyi – Ash

Siła sióstr.

Historia zna przypadki kooperacji rodzinnych w muzyce. U nas najbardziej znanym układem dwóch sióstr są oczywiście Paulina i Natalia Przybysz. Kiedyś razem, dziś osobno. W sumie ich muzyka ładnie się uzupełnia i zazębia. Lisa-Kaindé i Naomi Díaz z duetu Ibeyi póki co tworzą łącznie. W tym roku wydały swój drugi album „Ash”. Album, co powoli staje się regułą wszędzie indziej niż u nas, nieunikający tematów drażliwych, społecznych i politycznych. Tym samym lokuje je bliżej sióstr Knowles. Muzycznie, obie Panie, starają się korzystać ze swoich korzeni. Usłyszymy tu wpływy muzyki kubańskiej, ale dobrze wkomponowane w dzisiejszy czas. Ibeyi sprawnie przeskakują po stylistykach, mieszają stare z nowym oraz wykazują się sporą dawką żarliwości.

Korzystając ze współpracy z Richardem Russellem udało im się ściągnąć na płytę Kamasiego Washingtona. Efektem ich działań jest znakomity „Deathless”. Pewny punkt płyty. Gęsta rytmika uwodzi transowością. Gospelowy chór unosi warstwę liryczną. Ta kryje w sobie osobistą historię Lisy-Kaindé Díaz. Otóż punktem wyjścia jest jej spotkanie z paryskim policjantem. Kiedy miała lat szesnaście została zatrzymana i w sposób opresyjny wypytywana o używanie narkotyków. Doszło też do rewizji zawartości jej torebki. Dopiero jak stróż prawa znalazł partyturę utworu Chopina, zaprzestał dalszych działań. Równie mocno oddziałuje „No man is big enough for my arms” z dodanym fragmentem wystąpienia Michelle Obama. Szczególnie wyeksponowane zostało zdanie: „The measure of any society is how it treats its women and girls”.

Zdecydowanie wolę pierwszą część albumu. Siostry potrafią świetnie ze sobą współgrać. W „Away, away” ich głosy brzmią eterycznie. Oparty na hip-hopowym bicie przynosi znakomity rezultat. W „Me Voy” pojawia się salsa w wersji popularnej z udziałem hiszpańskiej raperki Mali Rodríguez. Nie wszystkie piosenki trzymają równy poziom. Niepotrzebne użycie Auto-tune w „Numb” deprecjonuje ten zbyt oczywisty kawałek. „Waves” mógłby być bardziej chłodny. Jego pojawienie się na płycie miało zapewne wprowadzić nieco więcej intymnego nastroju, który mam w pamięci z debiutu. Jednak przy tak intensywnych ścieżkach, wypada to nienaturalnie i psuje spójność „Ash”. Nie przekonuje mnie też „I Wanna Be Like You” nieco banalizujący warstwę muzyczną. Choć skakanie po jazzie, hip-hopie, radosnej elektronice czy soulu siostrom wychodzi dobrze w końcowym rozliczeniu.

Nie sposób przejść obojętnie obok „Transmission/Michaelion” z gościnnym udziałem basistki Meshell Ndegeocello. Może to moja słabość do epickości, a może fragmenty dziennika Fridy Kahlo czytane przez matkę sióstr Mayę Dagnino po hiszpańsku, ale to właśnie ten fragment uważam za najbardziej cenny. Głosy wokalistek brzmią mocno. Syntezator dobrze współgra z basem. Wszystko zagrane z należną powagą. Niepełna satysfakcja płynąca z „Ash” wynika z tego, że czuć tutaj wszystko aż za bardzo. Jeżeli gatunki muzyczne się łączą, to musi być mocno udziwnione. Jeżeli ma się pojawić podkreślenie przesłania to najlepiej je zmultiplikować. Ambicji jest to co niemiara. W takim przypadkach zawsze powtarzam, że ograniczanie środków ekspresji ma sens i powinno być stosowane. „Ash” mogłaby być zdecydowanie lepsza.

XL Recordings | 2017

Strona Ibeyi

FB







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy