Wpisz i kliknij enter

Ike Yard – Sacred Machine EP

Udane zmartwychwstanie.

Założona w 1979 roku w Nowym Jorku grupa, w latach 80. udowodniła, że nonszalanckie podejście do post punka oraz wsparcie przekazu solidnymi porcjami elektroniki daje naprawdę dobre efekty.

Spora rzesza fanów, to owoc nagranego wówczas albumu „Factory America”. Następnie zawieszenie działalności na 28 lat oraz powrót z albumem długogrającym w roku 2010 („Nord”). Co istotne, reaktywacja dotknęła oryginalnego składu, czyli Michaela Diekmanna (klawiatura, gitara, wokale), Kennetha Comptona (programowanie perkusyjne, bas, gitara, wokale), Stuarta Argabrighta (syntezatory, zniekształcenie basu, perkusja). 

Wydaniem EP’ki zajęła się tłocznia Noiztank i już od 16 października możemy cieszyć się odsłuchem. A jak jest?

Na pewno ciekawie. „Night Klub” wprowadza mnie w mroczne i bezwzględne przestrzenie rzeczywistości rodem z powieści „Mechaniczna Pomarańcza”. Z pewnością cytowanie słów „Dreams go by opposites I was once told” Anthony Burgess’a nie jest tu przypadkowe. Wietrzny i zimny syntezator, zwielokrotniona stopa oraz zamaszysty bas tworzą oniryczny klimat, gdzie pod osłoną mgły udaję się na szklaneczkę meskaliny. Kwaśne obrazy krążą dookoła mnie przy akompaniamencie kwaśnych padów, zaś moi towarzysze wybierają kolejne miejsce przeznaczenia. W noc! W miasto!

Tytułowy utwór „Sacred Machine” lawiruje pomiędzy cumulusami ambientowych syntezatorów. Odległe i poddane filtrom delay’a oraz echa pogłosy docierają do mojego zamroczonego mózgu. Budzę się na trawie z oczami wpatrzonymi w gwiazdy. Liczne przeszkadzajki oraz zakłócenia przybierają postać dźwiękowego pasma z odległej galaktyki. Czy meskalina jeszcze działa?

„Tear Drop” feat. Tropic Of Cancer to przejście w troszkę inne zakresy. Pulsacyjny i konsekwentny bit wskazuje na rodzącą się z chaosu strukturę. Urocze skrzypcowe stringi wprowadzają silne uderzenie stopy oraz przełamanie pętli tępym werblem. Delikatny kobiecy wokal jest balsamem dodanym do kąpieli w basenie ogromnego oceanu, do którego właśnie wszedłem.

„Spit” brnie na IDM’owej proweniencji. To zwariowany galop muzyki zakłóceń z wyraźnymi spiętrzeniami oraz nałożeniami kilku pasm jednocześnie. Z błogiej kąpieli, do środka batyskafu oraz obserwowanie głębin z wnętrza gniecionej pod ciśnieniem maszyny. „Slaves Of Janet” feat Erica Belle, doprowadza tę historię do zjawiskowego końca. Dynamiczne pociągnięcia za struny gitary uruchamiają dodatkowe silniki maszyny. Męski wokal kapitana wydaje komendy automatom pokładowym, te zaś odpowiadają podźwiękami diod kontrolnych.

Unoszę się do góry w towarzystwie wyjących syren, które strzegą tajemnicę tej mrocznej toni.
Wynurzenie. Doskonały trip.

Noiztank | 16.10.2017

Noiztank FB

Ike Yard FB

 

 







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Krystian
Krystian
6 lat temu

si, naprawdę dobrze płynie.

Paweł Gzyl
6 lat temu

Super rzecz!

Polecamy