Wpisz i kliknij enter

The Irresistible Force – Kira Kira

Ambient, jakiego dziś już nie ma.

Ta opowieść zaczyna się w zamierzchłych czasach. W 1978 roku światło dzienne ujrzała jedyna EP-ka nagrana przez punkowy zespół The Ripchords. Nawet prezentujący ją w swej audycji na falach BBC1 John Peel nie mógł się spodziewać, że grający w grupie na basie piętnastoletni Morris Gould dekadę później będzie jednym z najważniejszych pionierów nowej fali ambientu. Tak się jednak stało – ale zanim świat usłyszał o Mixmaster Morrisie, musiał on przejść jeszcze długą drogę.

Najpierw na początku lat 80. młody student został wyrzucony z uniwersytetu – i dzięki temu zajął się didżejowaniem, aby zarobić na chleb i mieszkanie. Wtedy już miał inne zainteresowania muzyczne: wciągnęła go subkultura uliczna, najpierw electro, a potem hip-hop, co sprawiło, że szybko znalazł miejsce zarówno w londyńskich klubach, jak i w pirackich radiostacjach. Kiedy więc do stolicy Anglii dotarły pierwsze echa acid house’u z Chicago – on już był nań w pełni gotowy.

Wtedy narodził się projekt The Irresistable Force, który najpierw objawił się na żywo, występując z zespołami Psychic TV i The Shamen, tworzącymi pod koniec lat 80. forpocztę drugiego „lata miłości”. Znajomość z Dr. Alexem Patersonem z The Orb i Jimmy’m Cautym z The KLF sprawiła jednak, że Morris Gould zachwycił się wyciszoną stroną subkultury tanecznej – ambientem. W efekcie to spod jego palców wyszły na początku następnej dekady dwa fundamentalne dla niej albumy – „Flying High” i „Global Chillage” wydane przez Rising High.

Psychodeliczna wersja ambientu w wykonaniu Mixmaster Morrisa zdefiniowała brzmienie tego gatunku na całe lata 90. Nic więc dziwnego, że w tym czasie artysta nie próżnował: grał podczas neohipisowskich festiwali Tribal Gathering, jak również na Love Parade w Berlinie i na Ibizie, tworzył zarówno samodzielnie, jak i innymi specami od chill outu, choćby Peterem Namlookiem (dwa albumy jako Dreamfish) i Jonahem Sharpem. Dekadę zamknął płytą „It’s Tomorrow Already” dla Ninja Tune.

Po osiemnastu latach od tamtego wydawnictwa The Irresistible Force powraca z czwartym krążkiem. Dziewięć znajdujących się na nim nagrań podsumowuje jego didżejskie doświadczenia z ostatnich czasów. Choć bowiem nie nagrywał nic nowego, cały czas występował z własnymi setami, zajmował się remiksowaniem nagrań innych artystów i tworzeniem kolejnych kompilacji reprezentujących klasyczną wersję stylu. W realizacji „Kira Kira” wspomogło go kilku przyjaciół – w tym Youth z Killing Joke, Nik Turner z Hawkwind czy Jah Wobble z dawnego PIL.

Muzyka z czwartego albumu The Irresistable Force brzmi, tak jakby w ambiencie nie wydarzyło się nic nowego od ćwierć wieku. To brzmienie stworzone metodą samplingu: na wolne i połamane bity (czasem zbliżające się do downtempo, a czasem do hip-hopu) nakładają się radiowe głosy, fragmenty egzotycznych melodii, partie country’owej gitary czy dubowego basu. Wszystko to zanurzone jest w świetlistej elektronice, uzupełnianej subtelnymi partiami perlistego piano czy tęsknego saksofonu. W efekcie powstaje łagodna i ciepła muzyka o rozmarzonym tonie.

Dziś nikt już nie tworzy takiego ambientu. Tymczasem u swych źródeł brzmiał on dokładnie w taki sposób. Najlepiej odbierało się go w chill out roomach – pomieszczeniach przylegających do klubowych sal, gdzie na wygodnych sofach relaksowali się tancerze po wyskakaniu się przy techno czy house’ie. „Kira Kira” przywołuje tamten arkadyjski czas dla nowej elektroniki, uwodząc zrelaksowanym nastrojem, urokliwymi melodiami i łagodnym tchnieniem psychodelii. Co ciekawe – ten staroświecki wdzięk sprawia, że The Irresistable Force brzmi dziś wyjątkowo oryginalnie.

Liquid Sound Design 2017

www.facebook.com/LiquidSoundDesign

www.facebook.com/The-Irresistible-Force-9842107126







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Inline Feedbacks
View all comments
Jędrek
Jędrek
6 lat temu

I za takim chill roomem tęsknię

Polecamy