Wpisz i kliknij enter

Kedr Livanskiy – nasza rozmowa

Spotkaliśmy się na chwilę przed jej występem w warszawskiej Miłości, by Yana opowiedziała o początkach swojej drogi muzycznej, szczególnych źródłach inspiracji, a także o tym, dlaczego rzuciła studia i skąd właściwie wzięły się opóźnienia w wydaniu jej debiutanckiej epki (śmiech)

Pomimo lekkiego przeziębienia, Kedr na pewno zaliczy pierwszy koncert w Polsce do udanych. W magicznym secie Rosjanki usłyszeliśmy pełen przekrój jej twórczości, a bodaj trzeci radosny bis przerwali dopiero gospodarze klubu. Koncert Kedriny zamknął wieczorną część pierwszej edycji nowego warszawskiego festiwalu Share Now. New Media&Music – wydarzenia zadedykowanego relacjom zachodzącym pomiędzy muzyką a nowymi mediami i technologią.

Yana stwierdziła, że najlepiej byłoby nazwać nasz wywiad „na łóżku z Kedrem”. Zadawanie pytań w tak intymnym miejscu jak materac w kuluarach, jej zdaniem, musi rodzić po stronie rozmówcy równie szczere i intymne odpowiedzi.

Za tłumaczenie z rosyjskiego dziękuję Darii Brusovej.

Skończyłaś Moskiewską Szkołę Nowego Kina, ale z innych wywiadów możemy wyczytać, że muzyczna pasja przyszła u ciebie wcześniej, niż filmowa. Nadal obracasz się w jakiś sposób w świecie kina? Są jacyś konkretni reżyserowie lub filmy, które miały lub nadal mają wpływ na twoją twórczość?

Filmy? (śmiech) Moja styczność z kinem to ostatnio głównie wyświetlanie filmów na ścianie w mieszkaniu. Urządziłam sobie w pokoju małe kino i, na przykład, przez ostatni tydzień codziennie oglądałam filmy Hitchcocka.

Ale tworzysz też swoje klipy.

Tak, na ogół są dosyć abstrakcyjne, chociaż mój ostatni teledysk do Your Name trochę się różni pod tym względem. W szkole filmowej mieliśmy kręcić przede wszystkim rzeczy związane z nastolatkami i, ogólnie, problemami młodych ludzi. Miałam kłopot z tym, żeby przekonać się do takich tematów i formy. Trochę się bałam, trochę byłam też niepewna w tym, co robię. W końcu zebrałam się w sobie, dogadałam z kolegą i nakręciliśmy krótką historię właśnie mniej-więcej w takim klimacie.

Inspirowaliśmy się początkiem lat 2000, okresem kiedy sama byłam jeszcze nastolatką. Styl, w którym stworzyliśmy klip bardziej przypomina kino dokumentalne, ale jest jednocześnie dość nowoczesny. Część ludzi, którzy uczestniczyli w nagraniu to moi znajomi, a druga część to fani, których wybrałam przez casting na mojej stronie na Instagramie . Organizacją planu, strojami, make-upem i innymi technicznymi rzeczami zajmowali się już tylko moi znajomi.

Kiedy słyszę „dlaczego nie zrobisz jakiejś większej produkcji?” od razu odpowiadam, że to nie moja bajka. Muszę czuć to ciepło między sobą a moim zespołem. Dla mnie liczy się tak naprawdę samo doświadczenie na planie, proces współpracy z ludźmi, a nie końcowy rezultat. Dwa dni kręcenia Your Name były dla nas magiczne. Nagrywaliśmy na działce mojej babci, pod Moskwą. Na sam alkohol poszło jakieś 10 000 rubli. Musieliśmy się jakoś zrelaksować. (śmiech)

W takim razie dlaczego rzuciłaś studia?

Wiesz, bycie reżyserem to nie tylko kwestia talentu, ale też wielu umiejętności organizatorskich. Kiedy kręcę własne teledyski, pracuję sama na siebie i nie muszę przejmować się opinią innych ludzi. Nie jestem gotowa na to, żeby pracować na jakąś firmę i brać odpowiedzialność za odbiorców.

Na bandcampie, wśród swoich inspiracji wymieniasz między innymi Autechre, Boards of Canada i Laurel Halo. Zastanawiam się, jaka muzyka spoza elektroniki prowokuje cię do działania.

Dzisiaj, mówiąc o muzyce elektronicznej, mamy na myśli raczej format taneczny. Myślę, że w zasadzie o prawie każdym utworze, który powstał od lat 80. możesz powiedzieć, że jest w jakimś stopniu elektroniczny. Przez ostatni rok czerpałam dużo inspiracji z Suicide, krautrocka i rocka psychodelicznego. Uwielbiam Grateful Dead, Spacemen 3. Lubię też shoegaze. Każdy gatunek muzyczny jest okej, ale wszędzie poza świetną muzyką, trafisz też na sporo gówna. Inspirują mnie wszystkie style, chociaż ostatnio wolę bardziej eksperymentalne rzeczy.

Na soundcloudzie wrzucam sporo miksów. One najlepiej odzwierciedlają mój gust muzyczny. Zdecydowanie wolę robić miksy w domu. Kiedy grasz na żywo, musisz sprawić, żeby ludzie tańczyli. Robiąc miks w domu, możesz zagrać wszystko, co chcesz. To trochę jak w filmie, opowiadasz w ten sposób jakąś historię.


A jak wyglądają twoje najważniejsze pozamuzyczne inspiracje? W wywiadach wiele wspominasz o swoim dzieciństwie.

Inspiracje czerpię przede wszystkim od ludzi, z książek i wywiadów. Pod tym względem w literaturze moimi faworytami są Puszkin i Jegor Letow, no i jedna książka z wywiadami Johna Cage’a. Ze świata muzyki inspiruje mnie przede wszystkim Sergey Kuryokhin i jego eksperymentalna, postmodernistyczna grupa Pop-Mechanika. Zawsze interesowało mnie to, jak ludzie tworzyli przewroty w głowach swoich odbiorców. Kiedy wstaję i ruszam do działania, wiem, że czuję się zainspirowana. Gdy oglądam film, czytam książkę albo w inny sposób coś przeżywam, próbuję odnaleźć w tym główną melodię, chociażby jedną nutkę, którą chciałabym pociągnąć, czy przekazać dalej, a jednocześnie która pozwoli mi zrozumieć moje pragnienia i dążenia.

Kiedy, na przykład, piszesz pracę licencjacką z jakiegoś humanistycznego przedmiotu, przykładowo o kinie, czy o literaturze, cały czas szukasz informacji, linków do tematu, który wybrałeś. Tak samo jest ze mną – bez przerwy poszukuję, czerpię od świata „linki”, które w mojej twórczości połączą się w jedną całość.

Jakiego sprzętu i oprogramowania używasz w domu, a jakiego podczas występów na żywo?

(śmiech) Kiedy tworzę w domu, korzystam z syntezatora i Abletona, w którym sklejam poszczególne ścieżki. Grając na żywo, więcej eksperymentuję z efektami. Czasami na występ zabieram też klawisze i dogrywam na nich jakieś nowe partie podczas występu.

Jestem ciekaw, jak zawiązała się twoja współpraca z labelem 2MR.

To śmieszna historia. (śmiech) Napisali do mnie na soundcloudzie. W chwili, w której dostałam od nich pierwszą wiadomość, w internecie nie było jeszcze żadnych informacji o labelu, bo w zasadzie w tym czasie jeszcze nie istniał. Od razu zapytałam o warunki współpracy. Odpowiedzieli, że zyski podzielimy pół na pół, ale jako że mój angielski jest dosyć kulawy, początkowo zrozumiałam, że musiałabym pokryć część kosztów z własnej kieszeni. Stwierdziłam, że to muszą być jacyś oszuści, którzy chcą wyłudzić forsę, żeby samemu się rozkręcić, więc przestałam im odpisywać. Ale pisali przez kolejne trzy miesiące, więc pomyślałam, że coś jest nie tak. I wtedy zapytałam mojego przyjaciela. Kiedy przeczytał moją korespondencję z labelem, stwierdził, że jestem tępą pizdą. (śmiech)

W tekstach swoich utworów starasz się zawrzeć jakąś specjalną wiadomość? Czy raczej powinniśmy traktować twój głos bardziej jako instrument, niż nośnik słów?

Nie przepadam za zbyt długimi tekstami w muzyce. Sama, wymyślając słowa, staram się dobierać je fonetycznie, tak, żeby to nie tylko miało właściwy przekaz, ale też, żeby odpowiednio brzmiało. Bywa, że znajduję wyraz, który dobrze oddaje sens moich myśli, ale zwyczajnie nie pasuje do utworu pod względem długości, czy melodii. Moje teksty są na ogół dosyć rozmazane, abstrakcyjne. Czasami przekazuję to, co chcę powiedzieć wprost, ale częściej wolę to jakoś rozmazać. Tak, czy inaczej, każdy mój tekst o czymś opowiada.

W większości utworów występuje pewien wymyślony mityczny bohater, z którym się utożsamiam. Razem z nim przeżywam różne chwile depresji i refleksji. Jednak nie mogę poddawać się tej refleksji przez cały czas, bo wtedy moja muzyka przestałaby kwitnąć. Staram się, by moje słowa rozwijały się równolegle z muzyką.

Jak w takim razie zaczynasz pracę nad nowym utworem: od dźwięku syntezatora, czy od słów?

Zaczynam od muzyki, która tworzy swego rodzaju twórczy kwas, sprzyjającą otoczkę, którą wykorzystuję potem podczas układania tekstu. W niektórych piosenkach, przykładowo w Razrushitelniy Krug, słowa wylały mi się z ust, jak nuty. To była dla mnie duża niespodzianka. Przy słowach do Ariadny musiałam się już trochę namęczyć.

Myśląc o klimacie twoich utworów, czuję, że, przynajmniej dla mnie, decydująca w nich jest melodia języka rosyjskiego. Ktoś jednak zapyta się, dlaczego (poza Winds of May) nie śpiewasz po angielsku?

Hahaha, tak, mamy w Rosji jednego rapera, który nadal śpiewa „Ja roniau zapad” (co oznacza, że zachód spada w jego oczach na „niższy level” – przyp. tłum.). No i kurczę, po co mam śpiewać po angielsku, skoro rosyjski to mój ojczysty język? Nie chcę tworzyć muzyki „pod kogoś”. Nie widzę sensu w tym, żeby gwałcić się tylko dla zyskania popularności, czy większego zasięgu. Dostałam już parę propozycji, dzięki którym mogłabym jeszcze bardziej się wybić, ale odmówiłam. Może po prostu za mało zaoferowali mi za to pieniędzy… (śmiech)

W jakich okolicznościach powstał wasz kolektyw John’s Kingdom?

To mit. (śmiech) Tego kolektywu tak naprawdę już nie ma. Cztery, czy pięć lat temu, gdy powstawał John’s Kingdom, w Rosji nie istniała jeszcze za bardzo undergroundowa scena. Nasz kolektyw obejmował wszystko, od sztuki po sposób życia. Przez to, że coś takiego wcześniej jeszcze się nie pojawiło, młodzi ludzie zaczęli się tym interesować.

Podobno mówiliście do siebie per „John”?

Tak, to było coś jak „ziom”. Nieoficjalną nazwą klubu był „kutas” (член [chlen] ma po rosyjsku dwa znaczenia, dokładnie tak jak „członek” po polsku – przyp. tłum./red.). Z John’s Kingdom wywodzą się między innymi Buttechno i ludzie związani z labelem Gost Zvuk Records, na przykład Lapti. Buttechno to mój były chłopak. (śmiech)

25. listopada zagra w Katowicach.

Tak, tak, będzie w Polsce. Idźcie go zobaczyć! (śmiech) Jest świetny. Obecnie to jeden z najbardziej utalentowanych producentów w Rosji.

Jego soundtracki do pokazów Goshy Rubchinskiy’ego są fantastyczne.

Oj tak. Oni zresztą nadal współpracują. Zawsze i na zawsze. (śmiech)

Tworząc Ariadnę inspirowałaś się między innymi sceną Iżewska z lat 80. Czym jeszcze? I skąd tytuł?

Ta historia ma kilka różnych stron.

Jak wiadomo, kiedyś istniał Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich. W 1989 roku w ZSRR miał miejsce pierwszy nielegalny festiwal rockowy. Oglądałam na youtube archiwalne nagrania z tego wydarzenia. Występowała tam między innymi Nastya Poleva wykonująca Pieśń o Ariadnie. Pokazałam to nagranie Buttechno i stamtąd właśnie wzięliśmy sampel do mojego nagrania.

Oprócz tego, byłam zachwycona mitem o Ariadnie. Podobny motyw pojawia się też w Razrushitelniy Krug (rozłamujący się krąg – przyp. tłum.). Idea wygląda tak, że jesteś żmiją, która będąc w tym kręgu, zżera własny ogon. Podobnie jest w Ariadnie, gdzie znajdujesz się w labiryncie bez wyjścia. Kiedy pisałam ten utwór, kierowałam się pewną nadzieją w życiu. Zakochałam się w idei, według której sam możesz być Ariadną, czyli samemu uratować sobie życie. Możesz tkwić w zamkniętym kręgu albo podjąć próbę wyjścia.

Planujesz swoją najbliższą przyszłość?

Nic nie planuję. Nie myślę o tym, co będzie w przyszłości. Chciałabym nagrać nowy materiał, ale nie wiem kiedy to nastąpi.

A co z planem na dzisiejszy występ?

Oczywiście, mam. (śmiech) Wiesz, to nie jest ani złe, ani dobre. Każdy jest inny. Niektórzy projektują swoją przyszłość w najdrobniejszych szczegółach, a niektórzy – tak jak ja – nie planują zupełnie nic.

 

Zdjęcia – Instagram artystki

 

 







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy