Wpisz i kliknij enter

Sampa the Great – Birds and the BEE9

Kandydatka do tronu.

Nie sposób ignorować mixtape`ów. Od czasu słynnego „Section.80” Kendricka Lamara staram się przykładać większą uwagę do tych form wydawniczych. Mianem mixtape`u została nazwana też płyta „Birds and the BEE9”. W obu przypadkach definicja mixtape`u jest raczej kwestią techniczną. Obie są przemyślane i ułożone jakby były klasycznymi longplay`ami. Trwają też odpowiednio długo oraz ujawniają spore umiejętności obojga wykonawców. W przypadku Lamara oczywiście mówimy już o kimś uznanym, twórczym i wybitnym. Natomiast Sampa ma wszystkie atuty, żeby taką się stać. Pochodząca z Zambii Sampa Tambo ukierunkowała swój talent w stronę muzyki soulowej. Jak to bywa z nowoczesnymi produkcjami, na samym soulu się nie skończyło. Spory szum jaki rozszedł się w internecie po publikacji „Birds and the BEE9” przyniósł porównania do Erykah Badu czy Speech Debelle. Z tą ostatnią łączy Sampę jeszcze wydawca czyli wytwórnia Big Dada.

Neo-soulowa otoczka „Flowers” sama kieruje skojarzenia z Badu. Z tym tylko, że o ściąganiu mowy nie ma, ale o silnej inspiracji już tak. To samo podejście do muzyki, ten sam rodzaj emocjonalności oraz pomysłowości. Oczywiście bazą jest rytmika soulowa, ale już nadbudowę stanowią nietuzinkowe instrumenty. Jazzowe wstawki, hip-hopowy wtręt, afrykańska nuta – to wszystko się tu przenika i wzajemnie uzupełnia. Z zapałem godnym prawdziwej MC wyśpiewuje słowa w „Protect Your Queen”. To jeden z moich faworytów i często zapętlanych utworów. Sampa znajduje tu idealny kompromis między rapem a śpiewem. Podobnie do tego co osiągnęła Paulina Przybysz na swojej ostatniej płycie. Pierwszą część płyty domyka jeszcze „Rhymes To The East”. Ten utwór dzięki bitom i mistycznemu ornamentowi sytuuje się blisko stylistyki Lauryn Hill.

„Bye River” to mój numer jeden. Coś takiego we mnie jest, że mam słabość do dłuższych form. Prawie siedem minut sielskiej nuty. Rozciągnięty do granic wstęp zawiera w sobie oniryczny klimat, łagodnie wprowadzający w trans. Całość sprawia, że odechciewa mi się czegokolwiek, poza słuchaniem. „Bye River” zaczyna dobrze kołysać, wewnętrzny luz dostaje niespodziewane wsparcie, a mięśnie należne im rozluźnienie. Na wszystko co proste musi pracować wiele osób. Nie inaczej jest tu. Sekcja rytmiczna uderza miękko, chórki robią swoją robotę. Utwór zmienia swój charakter kilkukrotnie, ale nienachalnie. Łagodne przejścia, jazzowe nakładki, odrobina R&B i afrykańska magia. Trzaski z winylowej płyty dają efekt ocieplenia w „Black Girl Magik”. I to jest mój numer dwa. Przyjemność zwiększa udział Nicole Gumble. Ten wielogłos kobiecy przy refrenach jest tym czego nigdy dość nie mam. Swoją drogą sporo dzieje się tu w warstwie podkładu. Połamany rytm, nieprzesadne naładowanie efektów i fortepian w oddali.

Brak przynudzania, oczywistości oraz gęstości pomysłów mogą być efektem współpracy aż trzech producentów. Kwes Darko, Justin Smith (Sensible J) oraz Alejandro „JJ” Abapo (Silentjay) sprawili się dobrze w swojej roli. Ten ostatni kojarzony jest z zespołem Hiastus Kaiyote (to tłumaczy jazzowe wstawki). Wszyscy, wliczając Sampę, reprezentują australijską scenę muzyczną. Dzięki temu kolektywowi „Birds and the BEE9” staje się dziełem bardzo wartościowym. Jedyne do czego mógłbym się przyczepić to do dwóch ostatnich numerów. Nie to, że są złe. Po prostu są zbyt oczywiste. Idealnym końcem płyty dla mnie jest „Inner Voice”. Prościutka, chwytliwa piosenka na koniec. Całość wskazuje na spory potencjał jaki drzemie w Sampie. To już drugi, tegoroczny, licząc Sudan Archive, tak mocny, kobiecy głos w czarnej muzyce. Pewny i odrębny. Znakomita płyta.

Big Dada | 2017

Strona Sampy

Bandcamp

FB







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy