Wpisz i kliknij enter

Voin Oruwu – Big Space Adventure

„Kwaśna” przesyłka z Kijowa z biletem na samotny lot w kosmos. Nie awizujcie!

Nadawcą tej przesyłki jest ukraiński producent i DJ Dmitriy Avksentiev, który kilka dni temu wydał swój debiutancki album pod pseudonimem Voin Oruwu (artysta występuje także jako Koloah). „Big Space Adventure”, bo taki tytuł nosi płyta, została opublikowana 25 maja przez rosyjską wytwórnię Private Persons. Od razu i śmiało wskazuję, że to „techno-diament”, który już swobodnie umościł się na pierwszym miejscu mojej subiektywnej listy najlepszych płyt techno 2018 r.

Voin Oruwu regularnie występuje zarówno na liczących się kijowskich festiwalach i imprezach elektronicznych związanych z klubem Closer (Next Sound, Strichka i Brave Factory Festival), w ramach CXEMA, jak i poza granicami Ukrainy – moskiewski Boiler Room oraz CXEMA w berlińskim Tresorze. Przez rok od momentu gdy usłyszałam muzykę artysty po raz pierwszy na żywo, nie straciła nic a nic na sile swojego brzmienia. Występ Avksentieva na ubiegłorocznej i zarazem pierwszej edycji Brave! Factory Festival był dla mnie fantastycznym przeżyciem. W Kijowie brzmienie dociskało mnie do muru tunelu, w którym zlokalizowana była scena o nazwie „Truba”. Dziś „Big Space Adventure” miota mną po ścianach mieszkania. Nie wiem co Voin Oruwu dodaje do swoich produkcji, ale ostrzegam – to jest totalnie uzależniające i kopie tak, że gdyby nie splot techno z ambientowymi uspokajaczami to „Big Space Adventure” groziłaby zawałem serca.

Nie chodzi tu nawet o tempo czy ciężkość produkcji Voin Oruwu, bo te nie są nadzwyczajne, ale o ich gęstość i głębię. Każdy z jedenastu utworów, które trafiły na „Big Space Adventure”, ma tak bogatą strukturę, że można się w nim zatopić na długo. Energia nie ulatnia się z kolejno wybrzmiewających loopów. Wszystkie zastosowane efekty audio są tu idealnie wkomponowane i wymierzone. Harmonia w rozłożeniu muzycznej energii i napięcia sprawia, że brnie się w muzyczną podróż zorganizowaną przez Avksentieva jednocześnie z szaleństwem i dziecięcą radością w oczach. Z muzyką ukraińskiego producenta zostajecie sam na sam. Brzmi to może nieco pretensjonalnie, ale właśnie taka jest „Big Space Adventure”. Przy czym podskórne odczuwanie jednostkowych muzycznych emocji dostępne jest tu nawet dla odbiorcy, którego muzyczne gusta nie zahaczają o rejony techno.

Przyczyna z której „Big Space Adventure” wywołuje tak głębokie emocje jest jednak zgoła inny niż po prostu sposób muzycznej kompozycji twórczości Ukraińca. Dmitriy Avksentiev od wielu lat jest zafascynowany sztuką filmową i wizualną oraz mistycyzmem. Jak wskazuje jego wydawca:

„Zainspirowany własną post-apokaliptyczną historią, producent zdecydował, że potrzebuje zarówno ścieżki dźwiękowej jak i wizualizacji – i tak narodził się Voin Oruwu, łączący ze sobą technologię, naukę i sztukę. To obserwujący myśliciel, który pojmuje muzykę z filmowej perspektywy. Obrazy, które rodzą się w jego głowie, zamienia w muzykę. Następnie miksuje ciężki rytm i futurystyczny dźwięk w jeden spójny live act.”

I to właśnie za sprawą niezwykle obrazowego postrzegania muzyki przez Voin Oruwu, połączonego z mistycznymi, wręcz paranormalnymi dźwiękami, „Big Space Adventure” ma całościowo tak niebywałą aurę, że staje się dla słuchacza muzycznym opium.

W tym kontekście wręcz zaskakujące jest, że to ambient został wskazany jako gatunek wiodący albumu. Bo choć otwierający „Contact” utrzymany jest rzeczywiście w konwencji astralnego ambientu, przywodzącego na myśl budzenie się jakiejś nieznanej formy życia, to jednak na płycie przeważa solidne techno, surowo wymieszane z brzmieniami charakterystycznymi dla struktur acid, także house’u. Już w kolejnym utworze pt. „Forest Theme” zaczynają kąsać acidowe breaki, które w jego końcówce przechodzą w dziwaczne, lynchowsko brzmiące aliensoundy. Rozwijają się one jeszcze swawolniej w następnym „Manhunt”. Wprowadzony w nim beat niemal całkowicie wypiera ambient otwierając brzmieniowe bramy techno.

Podobny klimat niesie „Crisis in the Jungle”, wykręcona muzyczna fluktuacja ambientowych dronów, drumów i przerażających metalicznych dźwięków. Dziwaczny i jednocześnie nieziemski klimat utrzymuje także kolejny „Oruwu Island”, przy czym tu już techno zaczyna się panoszyć na dobre. Ale to jeszcze wciąż dość daleko od tego, co czeka na słuchacza w trójkącie bermudzkim: „Combine Combat”, „Different” i „Karate”.

Najogólniej rzecz biorąc: ta trójca jest genialna. Szalone rytmiczne drumy jakie słyszymy w „Combine Combat” są obłędne. Wywołują odcinający trans. Energetyczne i wypolerowane beaty w „Different” kleją się do wszystkiego, tak wewnątrz jak i zewnątrz. Wreszcie „Karate”, który postawi na nogi umarłego. Zresztą jego brzmienie wydaje się być stworzone z myślą o porannym tańcu techno-zombie w świetle wschodzącego słońca. Gorąco i duszno, ale przeżyliśmy.

Po tej eksplozji energii wyciszająco brzmi „Big Space Tragedy”, który zamyka album. Próbując otworzyć szerzej oczy dosięga nas brzmienie nadprzyrodzonego i jednocześnie nostalgicznego ambientu. Karzeł w bordowym garniturze? Tak, możecie go ujrzeć.

Na koniec wracam jeszcze do środka płyty. Z dwóch powodów. Po pierwsze czeka tam gładki, „londyński” „Let In The Spirit” z gościnnym udziałem Zolaa, innego ukraińskiego producenta rezydującego w Kijowie. To wybornie słodka hybryda miękkiego lo-fi house’u i downtempo z dodatkiem zsamplowanych wokali. Porównanie do eleganckich brzmień londyńskiej elektroniki jest w pełni uprawnione. Brzmienia takie jak w „Let In The Spirit” wymagają określonego prestiżu odsłuchu, dystyngowanych konwenansów, na które świat house’u i techno szarpie się od święta, choć z tendencją wzrostową. To też ciekawy utwór w kontekście klimatu całej płyty, bądź co bądź jednak bardzo undergroundowej („pogłosowej”, co jest mi bliższym określeniem).

Drugi powód by wrócić do środka płyty to kawałek „A Part Of Myself”. Dość surowy, a jednocześnie emocjonalny i szczery. On też ukazuje wielki talent Voin Oruwu, który niezależnie czy sięga po ambient czy techno komponuje swoją muzykę z pożądaną surowością. Wiąże się tu ona ze naturalną szczerością, a tą wcale nie tak łatwo znaleźć w coraz bardziej napastliwej masie produkcji techno i technopodobnych. To jednak nie dotyczy „Big Space Adventure”. Tu nie czyha na słuchacza nic złego. Wręcz przeciwnie – tylko kosmos kosmos i gęsta masa pyłu międzygalaktycznego. 10/10.

25 maja 2018 | Private Persons

Profil Voin Oruwu na Facebooku »
Profil Private Persons na Bandcamp »
Strona Lobster Records »







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
4 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Ania Pietrzak
Ania Pietrzak
5 lat temu

Hej, od dziś płytę w wersji winylowej można kupić w sklepie MONOTON: https://monoton.pl/item/1397/ Pozdrawiam.

dimmu
dimmu
5 lat temu

Hejo

Dziękuje Aniu , bardzo miło z Twojej strony)))

Ania Pietrzak
Ania Pietrzak
5 lat temu

Hej,

z FB artysty wynika, że w takich miejscach:

Lobster, UK – bit.ly/PRIVATEPERSONS007LR
Juno, UK — bit.ly/PRIVATEPERSONS007JR
Phonica, UK — bit.ly/PRIVATEPERSONS007PH
RedEye, UK — bit.ly/PRIVATEPERSONS007RE
Clone, NL — bit.ly/PRIVATEPERSONS007CL
Decks, DE — bit.ly/PRIVATEPERSONS007DX
Deejay, DE — bit.ly/PRIVATEPERSONS007DJ
Bandcamp, WW — bit.ly/PRIVATEPERSONS007BC.

Niestety nigdzie w Polsce nie znalazłam tej płyty, choć klimatem pasowałaby do warszawskiego Side One, ale na razie nie ma jej u nich (sprawdzałam dziś rano). Ja sama zamówiłam z Lobster z UK – wychodziło najtaniej z przesyłką. Pozdrawiam.

dimmu
dimmu
5 lat temu

Gdzie mogę kupić ten materiał? Dziękuje z góry za pomoc))

Polecamy