Wpisz i kliknij enter

Eartheater – IRISIRI

Pociągająca niejednoznaczność.

Alexandra Drewchin przyszła na świat jako córka Amerykanki i Rosjanina. Ojciec, który był abstrakcyjnym malarzem, nie przejął się specjalnie założeniem rodziny. Matka musiała więc sama wychowywać czwórkę dzieci na farmie w Pensylwanii. Być może dlatego Alexandra długo nie miała ani komputera, ani internetu. Wszystko zmieniło się, kiedy matka popadła w finansowe tarapaty i sprzedała farmę, by przenieść się do zwykłego mieszkania w dużym mieście. Wtedy Alexandra poszła do liceum – i poznała kolorowy świat popkultury, od Lil Kim’ po Rage Against The Machine.

Nic więc dziwnego, że gdy osiągnęła pełnoletniość, wyjechała do Nowego Jorku. Tam imała się dorywczych zajęć, grając jednocześnie w różnych zespołach – od folku po metal. W końcu zaczęła tworzyć samodzielnie, czego podsumowaniem były dwie płyty opublikowane w 2015 roku – „RIP Chrysalis” i „Metalepsis”. Pierwsza miała bardziej piosenkowy charakter, choć dominowały na nim elektroniczne brzmienia,  druga – zwracała się w stronę awangardy. Promujące je koncerty zainteresowały Billa Kouligasa – stąd jego PAN serwuje nam trzeci album artystki.

Nagrania zamieszczone na „IRISIRI” zbudowane są na zasadzie kolażu. Stronę rytmiczną tworzą tu wysamplowane skądś i poddane radykalnym manipulacjom bity – z hip-hopu („Not Worried”), z techno („MTTM”), czy z electro („Inclimed”). Muzyka ta nie ma jednak tanecznego potencjału, gdyż rytmy te są celowo wycofane. Na pierwszym planie znajdują się natomiast poszatkowane fragmenty orkiestrowych partii – choćby harfy, smyczków czy fortepianu – które stanowią nieoczywisty podkład do wokalnej ekwilibrystyki Alexandry („Peripheral”).

O ile pierwsza część zestawu ma bardziej zróżnicowaną dynamikę, tak druga objawia nam ambientową stronę twórczości amerykańskiej artystki. Tym razem rytmice bliżej do IDM-u („MMXXX” z udziałem Moor Mother) czy nawet R&B („Switch”), wokalne partie odwołują się do operowych technik („Slyly Child”), a syntezatory – stają się chmurne i przestrzenne („C.L.I.T.”). Kulminacją tej metody twórczej jest „Tresspasses” – rozbudowana kompozycja, która jawi się swego rodzaju nową wersją neoklasyki.

Nowy album Eartheater ma wszystkie wady i zalety tego, co zachodni krytycy ochrzcili mianem „expermimental club music”. Z jednej strony te chaotyczne i fragmentaryczne kompozycje odpowiadają alinearnej i rozdrganej rzeczywistości, w której granice między cyfrowym fantomem a namacalną prawdą zatarły się już dawno, ale z drugiej – ta bezceremonialna koślawość odpycha i irytuje, budząc podejrzenia, że Amerykanka po prostu nie potrafi napisać porządnej piosenki czy zagrać solidnego techno. Ta niejednoznaczność jest jednak w sumie pociągająca – bo stanowi ważny wyznacznik muzyki tworzonej tu i teraz.

PAN 2018

www.p-a-n.org

www.facebook.com/pan.hq

www.eartheater.solar

www.facebook.com/Eartheater-106267762383







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy