Wpisz i kliknij enter

EABS + Grzebałkowska = Komeda

Książka i płyta.

Magdalena Grzebałkowska spisała się wybornie w roli biografki Krzysztofa Komedy. Jej książka „Komeda. Osobiste życie jazzu” była trudna do napisania, chociażby z powodu pozyskiwania wiedzy o artyście. Trzeba było się spotykać z ludźmi, którzy go znali, jeździć po świecie, żeby dotknąć jego istoty. Twórca „Astigmatic” wymyka się łatwemu opisowi. Mało mówi, więcej czuje oraz potrafi emanować swoją energią na innych muzyków. Największa część jego obrazu powstała w wyniku opowieści tych, którzy z nim grali. A jednak udało się uchwycić to co najważniejsze, że jazz lat 50 i 60 nosi na sobie jego piętno.

Mówimy tu o epoce, w której na festiwal jazzowy w 1956 roku w Sopocie organizatorzy spodziewają się, że przybędzie dziesięć tysięcy osób. Przyjeżdża trzydzieści-czterdzieści (szacunkowo). Pomijając znakomite tło historyczne, które jest jednym z kluczowych atutów biografii, autorka opisuje wydarzenia znaczące. Jak na przykład sposób zarejestrowania albumu „Astigmatic”. Kiedy to decydenci z Polskich Nagrań nagle pozwalają Komedzie zarejestrować materiał (czas domowych sposobów nagrywania nie istniał nawet w wyobraźni ówczesnych). Skład dobrany w sposób nagły. Zespół biegnie do studia zaraz po skończonym koncercie, bez przygotowania i prób. W konsekwencji powstał najznakomitszy album w historii polskiego jazzu. Kto by dziś tak umiał?

Skoro więc już ktoś chce się mierzyć z dokonaniami Komedy to musi zaproponować coś więcej niż tylko odegranie z nut. Przy okazji nut, jak wspomina Jan Ptaszyn Wróblewski: „Krzysio z nutami był na bakier. Czasami przychodził i coś grał nam na pianinie, i myśmy to pamięciowo opanowywali. Po prostu pokazywał nam, kto co ma grać. On znał oczywiście nuty, ale nie był w tym sprawny. Robił to opornie i nie lubił. Ja pisałem pięć razy szybciej niż on. Spisywałem poszczególne głosy dla każdego z osobna, nie wszystkie zresztą. Sprawę symboli funkcyjnych Krzysio załatwiał sam. Ja mu bardzo często pomagałem w zapisywaniu tego, co sobie wymyślił. Pamiętam w tej świetlicy bez światła coś zagrał i zapytał mnie nagle: „Jak myślisz, czy to może dobre?”. No, było dobre.”*.

Słusznie zauważył Bartek Wyonicz, że EABS podeszli do twórczości Komedy z namysłem i nie na skróty. Najnowszy krążek, będący zapisem koncertu w klubie Hipnoza, można potraktować jako rozszerzenie do znakomitej płyty „Repetitions”. Różnice są. Przede wszystkim zabrakło mojej ulubionej „Niekochanej”. Zespół gra jeszcze barwniej. Znane wersje są dłuższe, z popisami i wariacjami. EABS niejako cyfryzuje kompozycje Trzcińskiego i jednocześnie udowadnia, że po dziś dzień nie straciły one swej werwy i świeżości. W wersji live zostawione zostały cytaty z filmów, do których powstała muzyka, a co dodawało urokliwej nostalgii całemu przedsięwzięciu. Najważniejsze jest jednak na końcu. Dwa nowe utwory: „Kraksa” i „Svantetic”. Wykonanie tego drugiego zapadnie w pamięć wszystkim, którzy darzą ten utwór szczególnym uwielbieniem. Trzeba było kilku przesłuchań, aby wyjść ze stanu niedowierzania. Natomiast wejście pod koniec najbardziej charakterystycznej frazy zwala z nóg. Książka Grzebałkowskiej i płyta EABS są pozycjami, z którymi obowiązkowo należy się zapoznać.

Magdalena Grzebałkowska – Komeda. Osobiste życie jazzu
Znak | 2018

EABS – Repetitions (Letters to Krzysztof Komeda) Live at Jazz Club Hipnoza
Astigmatic Records | 2018

* cytat pochodzi z książki M. Gzebałkowskiej

Strona EABS
Bandcamp







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy