Wpisz i kliknij enter

Roisin Murphy – Ruby Blue


Znamy ją chyba wszyscy. Jako głos fantastycznego zespołu Moloko, jako twórcę zdumiewających scenicznych kreacji, oryginalnego sposobu ubierania się, fascynującego utożsamiania się z wykonywaną sztuką, z każdym dźwiękiem i słowem. Roisin Murphy, jedna z największych muzycznych indywidualności w świecie muzyki elektronicznej, korzystając z przerwy (miejmy nadzieję, że przerwa nie oznacza dla Moloko końca) postanowiła zrealizować swój własny, solowy projekt. Nagrać album sygnowany własnym nazwiskiem. I powalić wszystkich na kolana po raz kolejny. Udało się.
Wszystko zaczęło się na początku tego roku wraz z wydaniem pierwszego maksisingla z serii „Sequins”, zawierającego cztery utwory stworzone przez Roisin do współpracy z producentem Matthew Herbertem, znanym wcześniej z miksowania nagrań Moloko. Matthew, niezwykle entuzjastycznie nastawiony do projektu, pełen emocji i wizji wypowiada się niezwykle przychylnie na temat wokalistki: „Od kiedy zacząłem pracować nad kilkoma miksami dla Moloko na przestrzeni lat od roku 1996, głos Roisin stał się dla mnie czymś znajomym, naturalnym. Zawsze kochałem sposób w jaki jej głos wkomponowuje się w dźwięki nad którymi pracowałem. Praca nad jej solowym albumem jest więc dla mnie idealną próbą umiejętności połączenia muzycznej charyzmy i dźwięków, czasem drażniących, które rzadko możemy usłyszeć w radio”. Mając u swego boku tak oddanego producenta nasza artystka mogła więc spokojnie zrealizować swoją wizję muzyki pop. Zrobiła to w sposób dość radykalny, o tym jednak za chwilę. Po wydaniu Sequins 1, Roisin zaprezentowała dwie kolejne EPki, numer 2 i 3. Opakowane we wspaniałe prace autorstwa Simona Henwooda. Pozbawione zwiewności, nierzeczywistego charakteru, ukazujące artystkę w sposób skromny, odarty z pretensji innych gwiazd pop pragnących tylko jednego- znalezienia się w snach każdego z fanów. Roisin odrzuciła całą tę otoczkę, poszła inną drogą. Wybierając ubogą i skromną paletę barw muzycznych stworzyła album doskonały.
Pulsujące rytmy, mnóstwo dźwięków w tle, migocząca elektronika, skomplikowane metrum, zapętlające się motywy, mistrzostwo wykonania w wydaniu Roisin- tak w skrócie można opisać zawartość „Ruby Blue”. Mieliśmy już rewolucję w sztuce okładkowej w kolejnych wydaniach Sequins. Kolejnym zauważalnym novum jest wykorzystanie zmysłowości głosu. Staje się on tutaj niemalże narzędziem dzięki któremu artystka oplata słuchacza. Głęboki śpiew, niezwykle zmienny i impulsywny, delikatny i brutalny zarazem, prowadzony w mistrzowski sposób. Pamiętamy rzeczy, które ze swoim głosem wyczyniał Elvis Presley, tutaj mamy do czynienia z podobnym rodzajem wrażliwości i siły w nim ukrytej. Rewolucja numer dwa gotowa. Palimy zdjęcia, tniemy taśmy filmowe z teledyskami i pozostawiamy sam głos z towarzyszącą mu kaskadą dźwięków. Tak w nieco zwulgaryzowanej formie wyglądałaby recepta Roisin na jej własną muzykę.
Co do samych dźwięków- rewolucja numer trzy. Wspomniana już wcześniej skromna paleta dźwięków szaleje. Maluje obrazy. Dodając do siebie dwie barwy artystka otrzymuje trzecią i nie boi się brnąć dalej. W zachwycającym, szóstym na płycie „Dear Diary” jej fantastyczny śpiew w samym zakończeniu ustępuje miejsca klawiszowym plamom, tak jednak delikatnym, że niemal niezauważalnym. Motywy przeplatają się, tworzą swój własny rytm płynący gdzieś obok głównego nurtu tej muzyki. Singlowy „If were in love”, jeden z najmocniejszych punktów na płycie zachwyca przede wszystkim śpiewem. Pokażcie mi drugą artyskę, która w tak niesamowity sposób zaaranżuje każdą kolejną linijkę tekstu, sprawi, że nie będzie dwóch zaśpiewanych identycznie, że utwór zamieni się z kolejnego singlowego przeboju w najprawdziwsze, doskonałe i potężne dzieło sztuki. Bjork? Jak dla mnie jest męcząca i pozbawiona tej żytowności, którą ma w sobie bez wątpienia Roisin. Chyba tylko Lisa Gerrard z zespołu Dead Can Dance potrafi tą sztukę lepiej od Roisin. Ale Dead Can Dance to nie pop. I tutaj kolejny punkt należy się dla Murphy. Rewolucja numer cztery- multum pomysłów użytych w kompozycjach, nie sprawia, że mamy wrażenie, iż słuchamy muzyki chaotycznej czy nie dokończonej. Wręcz przeciwnie. Każdy dźwięk jest na swoim miejscu i w swoim czasie. Brawa dla Herberta.
Dalej- numer tytułowy, mój ulubiony. Z tej racji, że na codzień oprócz elektroniki, jazzu i industrialu moje muzyczne serce oddaję muzyce rockowej. Czuć tutaj klimat lat 60 i 70, psychodelię w swojej najdziwniejszej formie, najmocniejszej i podszytej potworną siłą- sekcja dęta szaleje, dzikie bębnienie wprawia w niemalże plemienny trans, Roisin wykrzykuje tekst z niepowtarzalnym urokiem i charyzmą. W sprawiedliwym świecie nagroda Grammy czekałaby na nią od dnia wydania płyty…
Warto wspomnieć również o utworze „Sow Into You”. Kolejne mistrzostwo świata w konkurencji aranżowania śpiewu. Kolejna zwalająca z nóg konstrukcja muzyczna, rytm uderzający jak puls serca, sekcja dęta wypluwająca z siebie płuca, zatarcie klasycznego podziału na zwrotkę i refren zaskakującymi przejściami, mostkami, pętlami i wszystkim, co tylko Roisin ma w rękach jako jedna z najoryginalniejszych i najbardziej twórczych kobiet w dzisiejszym show businessie. Piękna, utalentowana, twarda i wrażliwa zarazem. Ze świecą szukać takich kobiet w muzyce. Dzięki temu jest wyjątkowa.
Ponad 60 lat temu Aleister Crowley, największy okultysta XX wieku zapowiadał, że nadchodzi epoka „ciemnych bogów”, czas w którym władzę nad naszym życiem przejmie naturalność, zmysłowość, siła i erotyka. Przepowiedział, że kobiety wyjdą z cienia w którym pozostawały przez wieki. Wniosą życie i sztukę na nowy poziom, uduchowiony i bardziej ludzki, impulsywny i pełen kontrastów. Popatrzcie teraz na Roisin. Nie taki diabeł straszny, jak go malują.
2005







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Ariadna
Ariadna
17 lat temu

To prawda że obie Bjork i Roisin są klasą samą w sobie, do tej dwójki dołożyłabym kolejnego artystę który poszukuje – Antony and the Johnsons – anioł ten obrał sobie za swą domenę uczucia i gra na nich jak na harfie.
Uważam, że trójka ta obdarzona jest wielkim boskim talentem po to by przybliżyć nam nieba.

bubu
bubu
17 lat temu

Bjork jeest naturalna pela zycia roisin jest troche bardziej wyluzdana accxzkolwiek jest swietna i wydala jedna z lepszych ostatno plyt bjork nie potrafi nudzic zaskakuje ale to jest o roisin ta tak kocham jaaaaaaaaa!! ale najbardziej kochm bjork!:P

Charlene
Charlene
18 lat temu

podoba mi się sposób, w jaki œpiewa Roisin, na pewno nie jest to ani nudne, ani monotonne, ale tylko głos Bjork potrafi wywołać we mnie tyle emocji. Bjork jest rewelacyjna!

elektrobi
elektrobi
18 lat temu

Co do bjork sie zgodze. Kiedys bardzo lubilem jej plyty. Ale faktycznie, ma ona 3-4 patenty na spiewanie ktore od lat eksploatuje. Roisin bardziej jezdzi po skali i przez to nie nudzi.
Co do tej plyty – jeszcze jej nie czuje. Na pierwszy rzut ucha wydaje sie, ze „things to make and do” raczej nie przeskoczyla.

Henry
Henry
18 lat temu

oj myœlę, że z tym marudzeiniem na Bjork to lekkie przegięcie….Bjork ma innš technikę œpiewania od Rosin, bardziej poetyckš, ekspresyjš (z żywotnoœciš!!!!!), jest jakby bardziej rozmażona…ale mimo wszystko wokalistka Moloko jest œwietna, a jej płyta jak na razie jednš z najlepszych w tym roku.

Polecamy