Wpisz i kliknij enter

a silver mt. zion – this is our punk-rock, thee rusted satellites…


a silver mt zion, poboczny projekt swoistej spółdzielni muzycznej rodem z montrealu – godspeed you! black emperor, rozpoczął swoją działalność jako basowo – klawiszowo – skrzypcowe trio. dążąc, podobnie jak godspeed, w kierunku epickiej wielowątkowości w muzyce, silver mt zion na potrzeby trzeciej płyty rozrósł się do the silver mt zion memorial orchestra & tra-la-la band, wspomagając się jeszcze przy tej okazji dwudziestoczterogłosowym ansamblem thee rusted satellite choir. jako że smyczki wciąż stanowią rdzeń stylu zespołu, pomimo znacznego rozrostu kolektyw nadal stawia na gitary o lekkim brzmieniu. całości spektrum dźwięku dopełnia kilku perkusistów, zapraszanych do udziału w grze wyłącznie w momentach, kiedy grupa potrzebuje zbudować wysokie napięcie, punkt kulminacyjny kompozycji.
jest to muzyka na skalę symfoniczną, cała w crescendach i minuendach, dobrze rozpoznawalna zarówno dla miłośników wagnera, jak i fanów wczesnego pink floyd. otwierający płytę „so some lonesome corner so many flowers bloom” rozpoczyna się samplem podsłuchanej sesji jakiegoś warsztatu tańca, uczestników tego happeningu biegających i liczących kroki. w dalszej fazie kompozycji dość szorstki chór zaczyna budować konstrukcję dźwięku z gęsto pogmatwanych linii melodycznych, unosząc nas ku plateau smyczków i archaicznych klawiszy, skąd następnie, przez finałowe trzy triumfalne minuty, jesteśmy wpychani na szczyt przy akompaniamencie perkusji. to swoiste wizjonerskie nagranie trwa 16 minut – warto po tym zasiąść wygodnie w fotelu z filiżanką herbaty, czekając na kolejne trzy suity wypełniające pozostałą część płyty.
silver mt zion są bezczelnie pewni siebie, z jednej strony odrzucając konwencjonalne brzmienie orkiestry czy chóru, z drugiej zaś tradycyjne rockowe podejście w muzyce. podstawą ich niemalże blake-owskich wizji jest gęsta, tworzona kolektywnie muzyka. wkład indywidualny poszczególnych członków zespołu zdaje się nie mieć wartości jako takiej, służy jedynie jako środek do wyrażania wizji całej grupy.
wspomniana swoista bezczelność rozciąga się poza sferę muzyki, stając się utrapieniem dla polityki („nemezis złego rządzenia”, czytamy we wkładce obok zdjęcia – prawdopodobnie – carskiej rosji), a także rzucając cień podejrzenia na ludzi lejących beton na nasze urokliwe krajobrazy w imię postępu. najbardziej jest to widoczne w „goodbye desolate railyard”, gdzie swego rodzaju pieśń żałobna przeistacza się w statyczną fakturę smyczków, gitar i elektroniki, które, będąc perfekcyjną imitacją, składają swoisty hołd dźwiękowi przetaczających się pociągów. stopniowo jednakże daje się usłyszeć rzeczywisty odgłos ogromnego, ciężko toczącego się składu, długiego jak kanada cała. na sam koniec znowu usłyszymy chór, tym razem zaskakująco delikatnie, i w takich właśnie momentach jak ten siver mt zion urzeka najbardziej.

[na podstawie the wire 09/2003]:
2003







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy