Wpisz i kliknij enter

aquavoice – electronic music


projekt aquavoice powstał w roku 1996 – wtedy to tadeusz łuczejko razem z piotrem woltyńskim zagrali po raz pierwszy na festiwalu „el-izerie” w świeradowie zdroju. po dwóch latach odpowiedzialny za muzykę aquavoice został już tylko łuczejko – i tak jest do dziś. artysta nie jest tylko muzykiem – zajmuje się też sztukami plastycznymi, jest również organizatorem – to właśnie dzięki niemu gliwickie międzynarodowe prezentacje muzyczne „ambient” mają już na swym koncie pięć edycji [szósta, tegoroczna, odbędzie się w dniach 15-17 lipca]. jeśli ktoś chciałby usłyszeć jak brzmi muzyka aquavoice – powinien sięgnąć po wydaną niedawno przez requiem records płytę łuczejki „electronic music”, będącą chyba najlepszą wizytówką artysty.
jak sam tytuł wskazuje – materiał na tą płytę przygotowany został głównie na wszelkiej maści przyrządach elektronicznych. łuczejko bardzo jasno określa więc źródło swych dźwięków, ich pochodzenie – resztę pozostawiając słuchaczowi. nie mamy więc nic w stylu „music for…” – ten materiał może prowadzić w wiele miejsc, może też spełniać wiele ról. jedno jest jednak pewne – „electronic music” to muzyka działająca na wyobraźnię, niesamowicie przestrzenna, bardzo spokojna – jednocześnie nie dająca się sprowadzić tylko do roli tła; ja sam z takim właśnie nastawieniem wkładałem krążek do odtwarzacza, zaraz potem zostałem jednak mile zaskoczony – oto bowiem aquavoice, mimo iż prezentuje muzykę niezwykle delikatną i – wydawałoby się – ulotną, potrafi wypełnić ją wielką liczbą różnego rodzaju brzmieniowych smaczków i niespodzianek. autor dwoi się i troi, aby ten prawie 70-minutowy materiał nie nudził. i na szczęście: dwoi się i troi z zaskakująco dobrym rezultatem, śmiało nawiązując swym brzmieniem do wielkich światowego ambientu: briana eno [otwierający płytę „labyrinth” swym poziomem przypomina znakomitą „shutov assembly” eno], biosphere [„hypnosis” pełne jest odniesień do twórczości geira jenssena], czy sense [najlepszy chyba na płycie „last train” z „idealnie monotonnym” stukotem toczącego się pociągu]. „electronic music” znakomicie więc sprawdza się późnymi wieczorami [nic dziwnego, wszak label requiem określa swe wydawnictwa hasłem „muzyka na dobranoc”], i choć całość trwa bardzo długo – nie nuży na szczęście słuchacza, co jest na pewno jedną z podstawowych wartości udanej muzyki ambient. produkcyjnie krążek przygotowany jest bardzo starannie – wspomniana mnogość dźwiękowych niespodzianek [elementy field recording, fragmenty ludzkich wypowiedzi, różnego rodzaju efekty] nie oznacza w tym przypadku przeładowania – co czyni muzykę aquavoice jeszcze bardziej wysublimowaną. minusy krążka? może kawałek „moth” – dość naiwnie „mroczny”, bez którego płyta na pewno mogłaby się obejść.
dokąd więc prowadzą słuchacza dźwięki „electronic music”? w moim przypadku były to rejony bardzo organiczne, kojarzące się z naturą i naturalnością [„dancing snowflakes”, „secret life of birds”], choć wiem, że muzyka aquavoice potrafi nasunąć bardziej kosmiczno-planetarne skojarzenia. i na koniec: „electronic music” jest w stanie prowadzić niekoniecznie do miejsc – może też nasuwać wnioski – ot choćby ten, iż w polsce można zagrać ciekawy, wartościowy ambient.
2004







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
fleishmann
fleishmann
18 lat temu

magiczna podróż… 10/10

Polecamy