Wpisz i kliknij enter

Gui Boratto – Take My Breath Away


Wydany dwa lata temu debiutancki album brazylijskiego producenta, był jednym z większych wydarzeń w świecie klubowej elektroniki. Guiemu Boratto udało się bowiem połączyć na „Chromophobii” taneczną energię z popową melodyjnością, wpisując całość w kontekst nieortodoksyjnego minimalu. Od tamtego czasu brazylijski artysta zjeździł prawie cały świat ze swymi setami, zyskując sławę znakomitego didżeja. Ponieważ jednak Boratto jest człowiekiem niezwykle rodzinnym, radość z sukcesów zawsze była niego podszyta tęsknotą za domem i najbliższymi. Nic więc dziwnego, że powstały w tym czasie materiał na drugi album, przeniknięty jest wyraźnym klimatem nostalgii.
Pierwsze dwa utwory z „Take My Breath Away” to oczywista kontynuacja „Chromophobii”. Mamy tutaj mocne bity techno wsparte ciężkimi basami, nad którymi wiją się świdrujące (tytułowy „Take My Breath Away”) lub buczące („Atomic Soda”) loopy, emanujące surową taneczną energią. Ale już trzecie nagranie („Colors”) brzmi inaczej: na połamany rytm electro nakładają się przesterowane klawisze o tęsknej barwie (jakby zasłyszane w muzyce Orbital), przez które przelewają się co chwilę sążniste pasaże syntezatorów o noworomantycznymi sznycie. Jeszcze silniej echo elektroniki z lat 80. odbija się w kompozycjach „Azzurra” i „Les Enfants”. Pierwsza z nich to mroczny synth-pop o przejmującej melodyce wygrywanej na popiskujących organach, a drugi – pobite żywą partią perkusji sążniste electro utrzymane w chmurnym nastroju. A to nie koniec reminiscencji z młodości Boratto – w „Besides” pojawia się charakterystycznie brzmiąca gitara w stylu New Order, zanurzona w szeroko rozlanym tle o ambientowym charakterze.

Mniej sentymentalne klimaty znajdujemy w „Opus 17” – ten zgrabny tech-house oparty jest na przenikających się wzajemnie pasażach organicznych klawiszy, przywołujących wspomnienie klubowych przebojów z połowy minionej dekady. Jeszcze bardziej w tę stronę idzie „No Turning Back”. Posiłkując się przebojową wokalizą swej żony, Luciany Villanovy, brazylijski producent tworzy epicko brzmiący neo-trance w „kompaktowym” stylu, wpisując w kaskady skowyczących przesterów, słodko brzmiącą gitarę i piano.
O ile płytę otwierało energetyczne techno, tak kończy ją energetyczny house. Boratto serwuje dwa utwory utrzymane w tym stylu – „Ballroom” i „Eggplant”. Oba, osadzone na funkowym pulsie, atakują szorstkimi akordami o metalicznym posmaku, stukając i bulgocząc efektownymi dodatkami.
Całość wieńczy jednak spokojne nagranie – wolno płynący pasaż fortepianowy, wsparty jedynie rytmicznym chrzęszczeniem („Godet”). To wyraźny ukłon brazylijskiego artysty w stronę muzyki ilustracyjnej – eterycznego soundtracku do samotnych podróży.
„Take My Breath Away” jest zdecydowanie bardziej różnorodny niż „Chromophobia”. Nie ma tu mowy o minimalu – dominują chwytliwe melodie, bogatsze aranżacje, naturalne brzmienia. W jego kontekście, Boratto pokazuje się jako otwarty, wrażliwy i uczuciowy artysta (oraz człowiek). Dlatego album ten spodoba się przede wszystkim żeńskiej części klubowej publiczności.
Sprawdź

2009







Jest nas ponad 16 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
m4p
m4p
15 lat temu

Colors to czysty Orbital 🙂

Pan Rozpadlin
Pan Rozpadlin
15 lat temu

Jedna z gorszych okładek ever, ale do Pana Boratto mam sentyment

Arab
Arab
15 lat temu

ballroom bardzo mi sie podoba! trzeba sprawdzic cala plyte

Siemomysl
Siemomysl
15 lat temu

Jedna z ulubionych 🙂

KL
KL
15 lat temu

„Dlatego album ten spodoba się przede wszystkim żeńskiej części klubowej publiczności.” co za seksistowskie komunały…Facetom płyta podoba się jeszcze bardziej, no i?

Polecamy