Wpisz i kliknij enter

LoSoul – Care


Już wraz z wydaniem trzynaście lat temu pierwszego singla – „Caterpillar” – Peter Kremeier zaskarbił sobie opinię specjalisty od schizofrenicznego house`u.
Nagrania niemieckiego producenta, samego nazywającego siebie „Disco Donem”, zawsze wyłamywały się z obowiązującego w tym gatunku schematu – flirtując z jazzem, funkiem, czy bluesem, stroniły od melodyjności i przebojowości, koncentrując się na zaskakujących rozwiązaniach aranżacyjnych i brzmieniowych. Tworząc tak ekscentryczną muzykę, Kremeier nie mógł sobie pozwolić na zbyt częste wydawanie nowych płyt. W efekcie dopiero teraz mamy okazję zapoznać się z jego trzecim albumem w dorobku – „Care”.

Tym razem niemiecki producent jednoznacznie stawia na mocne rytmy – właściwie mają one house`owy charakter, ale decyduje o tym głównie ich dźwiękowe otoczenie, a nie samoistne brzmienie. Równie dobrze pasowałyby one do produkcji techno – o ile zostałyby wsparte typowymi dla tego gatunku pozostałymi elementami konstrukcji nagrania. Kremeier, jakby na złość krytykowi, wymyka się wszelkiemu skategoryzowaniu – kiedy wydaje się, że stawia na klasyczny house, wprowadza do utworu dźwięki zapożyczone z techno, burząc jednorodność stylistyczną kompozycji.

Wszystko zostaje podszyte niepokojącym tłem, tworzącym nietypowy dla muzyki klubowej paranoiczny nastrój osaczeniaTak dzieje się choćby w „The Lords Of Sanity”, gdzie na typowo chicagowskim bicie osadza skrzeczący loop rodem z wczesnych wydawnictw Tresora. Zupełnie odwrotna sytuacja występuje z kolei w „Deuce” – kontrapunktem dla bliskiego techno podkładu rytmicznego, staje się przeciągły pasaż syntezatorowy, rozbity wstawką ludzkiego głosu – rozwiązanie aranżacyjne wywiedzione z tradycji house. Przykładami typowych dla Kremeiera ekscentrycznych zestawień brzmieniowych są na „Care” dwie pierwsze kompozycje – „Slightly” i „The Crush”. Niemiecki producent buduje w nich gęsto tkaną siatkę dźwięków, na którą składają się przetworzone sample ludzkich głosów, cyfrowe deformacje zapętlone w hipnotyczne loopy i idealnie zsynchronizowane z bitem świdrujące efekty. Mało tego – wszystko to zostaje podszyte niepokojącym tłem, tworzącym nietypowy dla muzyki klubowej paranoiczny nastrój osaczenia.

W tym kontekście niespodzianką okazują się proste i klarowne utwory – „Up The Beach” i „Vacuum Stance”. To jakby ukłon Kremeiera w stronę dzisiejszego minimalu. Producent odziera bowiem te kompozycje z wszelkich ozdobników, koncentrując się na tym, co niesie największą energię – bitach i basach. Nie byłby jednak sobą, gdyby nie „udziwnił” obu utworów na własną modłę. Dlatego pierwsze z nich zalewa strumieniem kłującego uszy szumu o noise`owej proweniencji, a drugie – uzupełnia nerwowym samplem ludzkiego głosu, pytającego w kółko: „What is it?”.

Ciekawostką na „Care” są także nostalgiczne odwołania do twórczości mistrzów z Detroit. Dostajemy je w dwóch nagraniach – „Sunlite” i „To Last”. To idealny soundtrack do samochodowego rajdu po zdewastowanych przedmieściach Motor City: głęboki puls bitu i basu oplatają tu monochromatyczne fale organicznych klawiszy, tworząc intymny klimat samotnej podróży przez noc.
Wszystko to sprawia, że „Care”, zachowując fantazyjny styl LoSoul, z powodzeniem flirtuje z przeszłością i współczesnością klubowej elektroniki. Na taką gatunkową ekwilibrystykę mogą sobie jednak pozwolić tylko artyści o wyrafinowanym smaku – a Peter Kremeier niewątpliwie do nich należy.
Sprawdź

2009







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
cukierr
cukierr
14 lat temu

podoba mi sie stwierdzenie „paranoiczny nastrój osaczenia”

beau bullet
beau bullet
14 lat temu

O cholera! Czekałem na ten album dłuuugo.

Polecamy