Wpisz i kliknij enter

Luke Hess – Light In The Dark

Detroitowa wersja dubu.

Ze względu na swój hedonistyczny charakter, nowoczesna elektronika nigdy nie była kojarzona z jakąś głębszą duchowością. Wyjątkiem była scena trance – ta jednak, zdominowana przez synkretyczny bełkot spod znaku new age, szybko zamieniła się w parodię samej siebie.

Kiedy jednak bliżej przyjrzymy się historii techno, dojdziemy do wniosku, iż pierwsze zdanie tego tekstu jest z założenia fałszywe. Oto bowiem, czarnoskórzy „ojcowie” tanecznej elektroniki z Detroit, od początku swej twórczości, zawsze podkreślali, iż są ludźmi głęboko wierzącymi w Boga. Świadectwem tego były chociażby liczne dedykacje składane Stwórcy na okładkach płyt przez takich producentów, jak Derrick May, Juan Atkins, Kevin Saunderson, Robert Hood, Blake Baxter, Stacey Pullen czy Kenny Larkin. Tak się bowiem złożyło, że w przeciwieństwie do pierwszych raperów, odkrywających swą duchowość w czarnym islamie Louisa Farrakhana, pionierzy techno wyrastali w mocno zakorzenionej w Detroit tradycji chrześcijańskiej.

Spore znaczenie miała tu również sytuacja społeczna. Kiedy bogata i zblazowana europejska młodzież odkryła muzykę techno, natychmiast skojarzyła ją z narkotykową subkulturą, czyniąc z Ecstasy niezbędny element odbioru tej nowej muzyki. W Detroit tymczasem było zupełnie na odwrót. Produkcja techno i house`u szybko stała się jedyną obok sportu możliwością wyrwania się czarnej młodzieży z getta – a tym samym z zaklętego kręgu przemocy i narkotyków. Nic więc dziwnego, że tacy artyści, jak Carl Craig czy Mad Mike od początku odcinali się od całej narkotycznej otoczki subkultury rave, przeciwstawiając jej swoją własną, „czystą” postawę.

Takie podejście do tworzenia nowej elektroniki przetrwało w Detroit do dziś. Jednym z jego jasno zdeklarowanych reprezentantów jest Luke Hess, młody producent, który otwarcie głosi, że jest chrześcijaninem. Czy jego wiara ma jakikolwiek wpływ na muzykę, którą tworzy? Z pewnością – a świadectwem tego debiutancki album artysty – „Light In The Dark”.

Muzykę na płycie definiuje się jako dub-techno. To jednak tylko część prawdy. Już pierwsze trzy pierwsze, znakomite utwory, pokazują, że Hess, wychowany na produkcjach Roberta Hooda, wyraźnie jest zainspirowany nowoczesnym minimalem. Słychać to w warstwie rytmicznej „Meaning Matters”, „Son Beams” i „Evidence Everywhere” – bity są tutaj lekkie, niespieszne, subtelnie wyważone, bardzo dalekie od typowych dla dub-techno ciężkich i masywnych rytmów. Wszystko to, amerykański producent podrasowuje głębokimi pochodami basu, które niosą powoli narastające partie klawiszy o ciemnej tonacji.

Gdyby Hess na tym poprzestał, mielibyśmy do czynienia z nowoczesnym techno – minimalistycznym, odartym z wszelkich ozdobników, zredukowanym do swych najbardziej energetycznych elementów. Ale nie – detroitowy producent wpisuje w tę gotową konstrukcję brzmieniową elementy dubu: wibrujące akordy rdzawych klawiszy, przestrzenne efekty, zaszumione tła. Po co?

Ponieważ dub kojarzy mu się z reggae, z rastafarianizmem, z religią wielbiącą jedynego i osobowego Boga. Jak Hess sam przyznał w jednym z wywiadów, organiczny charakter jamajskiej muzyki sprawia, że produkcje, wykorzystujące typowe dla niej brzmienia, nabierają szczególnego – duchowego – wymiaru.

Zachowanie tego balansu między minimalem a dubem, objawia się najciekawszymi utworami na „Light In The Dark”. Kiedy Hess ostro skręca w stronę dubu w „Transform” czy dub-techno w „The Way”, powstają utwory dobre, ale zdecydowanie mniej odkrywcze, bliższe klasycznym dokonaniom gatunku.

Całe szczęście, amerykański producent jest nieodrodnym synem swego miasta. Potwierdza to wysmakowane „Reflections” – ilustracyjny ambient w detroitowym stylu, łączący pejzażową elektronikę z głębokim pulsem basu, nagranie, które z powodzeniem mogłoby się znaleźć na wczesnych płytach Carla Craiga czy Kenny Larkina.

Jeszcze lepiej wypada „The Truth Is”, w którym Hess zwraca się ku miękkiemu tech-house`owi. Energetyczny rytm kontrastuje tu jednak z chmurnym, niemal industrialnym tłem, na którym rozgrywa się zaskakujące spotkanie sonicznych klawiszy spod znaku Jeffa Millsa z bombastycznymi falami zdubowanych akordów rodem z dokonań Basic Channel.

Nie sposób nie zwrócić uwagi na minimalistyczne deep techno w „Self Control”. To jednoznaczny hołd Hessa dla swego mistrza – Roberta Hooda. Wyjątkowo prosta konstrukcja nagrania, nie umniejsza jego siły ekspresji – a tak potrafi konstruować swoje kompozycje tylko sam twórca „Minimal Nation”.

Uważne wsłuchanie się w muzykę z „Light In The Dark” wskazuje, że twórczość Luke`a Hessa nie ma aż tak wiele wspólnego z muzyką jego kolegów z Echocord czy Echospace. To po prostu szlachetne Detroit techno, wpisane w duchowy kontekst jamajskiego dubu.

Echocord 2009

www.echocord.com

www.myspace.com/echocord

www.myspace.com/hesslabs







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
6 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
FunkFan
FunkFan
14 lat temu

Jest taka skladanka z Moods & Grooves – „Beneath The Surface” – ktorej mottem umieszczonym na okladce jest Psalm 150. A na dwoch plytach nagrania Altona Millera, Ricka Wade`a, Johna Tejady, Theo Parrisha, Boo Williamsa, KDJ i Briana Hardena. No i dedykacja od autora kompilacji i szefa Mood & Grooves, Mike`a Granta – „Thank you to our lord and savior Jesus Christ for giving me the strenght, wisdom and courage to pursue my dream”.

kakaok
kakaok
14 lat temu

Cristero właśnie o takie przykłady pytam, o takie mi chodziło. w moich oczach to nawet zwiększa wartość płyty ;). mc po co powtarzasz rzeczy napisane w powyższej recenzji?

Cristero
Cristero
14 lat temu

Napis z albumu Roberta Hooda „Point Blank”: „To My Lord and Saviour Jesus Christ. You are My Life”.

mc
mc
14 lat temu

pierwsza generacja tworcow techno widziala bardzo gleboki zwiazek pomiedzy wlasna religijnoscia a produkowana przez siebie muzyka. ona nie tworzyla techno z mysla o hedonistycznych klubach, mialo to swoj duzo glebszy, duchowy wymiar. sami sie do tego przyznaja.

kakaok
kakaok
14 lat temu

„liczne dedykacje składane Stwórcy na okładkach płyt przez takich producentów, jak Derrick May, Juan Atkins, Kevin Saunderson, Robert Hood, Blake Baxter, Stacey Pullen czy Kenny Larkin”

to dosyć konwencjonalne „pozdrowić” Boga i matkę na okładce, ale skąd przekonanie, że wszyscy oni odnoszą się do Chrystusa?
na okładce just another day carla craiga znajduje się cytat z Księgi Rodzaju: „And God said unto Noah, the end of all flesh is come before Me; for the earth is filled with violence through Them; and, behold I will destroy Them with the earth”Genesis 6:13; czy u wspomnianych pozostałych detroitowców, poza lakonicznymi dedykacjami, istnieją jakieś przykłady świadczące o głębszych inklinacjach z Biblią>?

paide
paide
14 lat temu

Pawle, świetna recenzja. Dzięki niej coś, co jawiło mi się słabym, znalazło swoje ugruntowanie w faktach. Nie oznacza to, że zmienię zdanie o tej płycie, bo ona po prostu mi nie podchodzi, ale szanuję kontekst w jakim powstała. Dzięki.

Polecamy