W zrelaksowanym nastroju.
Pomysłodawcami projektu The Seasons są dwaj muzycy – Sam Rouanet i Phil Stumpf. Pierwszy z nich, z pochodzenia Francuz, prowadzi obecnie w Berlinie wytwórnię Trenton oraz jako Reynold nagrywa nowoczesną elektronikę, sięgającą od techno i house`u, po ambient. Drugi z artystów to Niemiec, produkujący klubowe nagrania dla takich tłoczni, jak Moon Harbour czy Out Of Orbit. Obaj panowie znają się od ponad dekady i tworzą razem popularny duet Duplex 100.
Rouanet i Stumpf, nagrywając muzykę taneczną, zatęsknili pewnego dnia za bardziej rozbudowanymi formami muzycznymi. W tym celu powołali do życia formację The Seasons, której skład uzupełnił trzeci instrumentalista – paryski basista James Sindatry. Do nagrania debiutanckiej płyty zaproszono również dodatkowych gości – Jacquesa Rouaneta, ojca Sama, cenionego klawiszowca, oraz Roba Mazurka, legendarnego kornecistę ze sceny downtown w Chicago.
Ich wspólne dzieło to – jak można było się spodziewać – organiczne połączenie elektroniki z dźwiękami „żywych” instrumentów. W warstwie rytmicznej dominują tu kruche bity, płynące wolnym strumieniem miarowych uderzeń („Picto”), odwołujące się do połamanych podkładów spod znaku wczesnego IDM („Discord”) czy zredukowanego i wyciszonego electro („Minimio”). Tym niespiesznym konstrukcjom towarzyszą ciepłe, przyjemnie wibrujące, nakładające się na siebie pasaże syntezatorowe – bliskie temu, co znamy z dawnych nagrań The Black Dog („Trois”) czy wczesnego Alter Ego („Guacha”).
Te elektroniczne struktury przenikają w niektórych utworach finezyjne partie solowe „żywych” instrumentów – raz słychać tu lekko rockową gitarę („Out There”), kiedy indziej gięty pochód podwójnego basu („Rayon Vert”), a najczęściej – jazzowe frazy kornetu („Discord” czy „Tsu City”).
Wszystko to podporządkowane jest jednak zrelaksowanemu nastrojowi całości – a zatem wyciszone, leniwe, pozbawione jakiegokolwiek inwazyjnego charakteru.
Nad wyraz przyjemnie słucha się tej płyty – to jakby elektroakustyczny soundtrack do codziennych czynności, zgrabnie łączący różne tradycje muzyczne w jednej formule chilloutowego grania.
City Centre Offices 2009
Zapowiada sie kawal dobrej muzy.
Reynold od jakiegoś czasu zdradzał właśnie takie ciągoty, o których Paweł pisze w recenzji. Bardzo ciekawe sample popychają w stronę konieczności sprawdzenia tego projektu.