Wpisz i kliknij enter

Deadbeat – Drawn & Quartered

Powrót do korzeni.

W ciągu dwunastu lat swej działalności wyznaczonej sześcioma albumami i kilkunastoma singlami Scott Monteith zapracował na opinię jednego z najważniejszych twórców cyfrowego dubu. Nic więc dziwnego, że w końcu udało mu się otworzyć własną wytwórnię płytową – BLKRTZ. Jej pierwszym wydawnictwem jest oczywiście premierowy materiał projektu swego właściciela – Deadbeat.

„Drawn & Quartered” stanowi zaskakujące przeciwieństwo „Roots & Wire”. O ile krążek zrealizowany dla Wagon Repair był kolekcją zwartych i krótkich utworów, tak ten najnowszy składa się z pięciu długich nagrań układających się w niespełna godzinną suitę.

Zaczyna się od cyfrowego szumu – dopiero po dłuższym czasie powoli wyłania się z niego dubowy rytm, wolny i ciężki, uzupełniony świszczącymi klawiszami o melodyjnym tonie. Wszystko to zanurzone jest w gęstwinie studyjnych pogłosów rezonujących skorodowanymi akordami syntezatorów („First Quarter”).

Oniryczny pasaż wiedzie do kolejnego nagrania – tym razem koncentruje się ono na energicznym pulsie techno wspartym strumieniem rozwibrowanych klawiszy. „Second Quarter” to hołd Kanadyjczyka dla nieistniejącej już wytwórni Scape, która opublikowała cztery jego albumy, ugruntowujące pozycję projektu na elektronicznej scenie.

Następny utwór ma zdecydowanie minimalistyczną konstrukcję – to pozbawiony wyraźnej konstrukcji rytmicznej wolno płynący ambient, rozbrzmiewający kanalizacyjnymi partiami syntezatorów podbitymi masywnymi uderzeniami tektonicznego basu („Third Quarter – The Vampire Of Mumbai”).

Kiedy milkną chropowate dźwięki smażącego się winylu eksploduje dudniący bit wsparty plemiennymi congami – tym razem kanadyjski producent sięga po tribalowy podkład, ale tylko po to, aby zatopić go w matowych akordach plumkających klawiszy, prowadzących do wyciszonego finału („Fourth Quarter – Cala`s House”).

Album kończy sugestywny hołd Monteitha dla rodzimego Montrealu – dlatego tym razem kontekst utworu tworzą dźwięki otoczenia oddające klimat wielkiego miasta.

Powoli wynurza się z nich dubowy puls niosący podniosłą partię reggae`owych dęciaków skontrastowanych z nerwowym pasażem smyczków wysamplowanych z jakiegoś koncertu muzyki współczesnej. W ten sposób rodzi się majestatyczny hymn na cześć kanadyjskiej metropolii („Plateau Quarter – Hope In Numbers”).

„Drawn & Quartered” to po przygodach z dubstepem i dancehallem na „Journeyman`s Annual” i „Roots & Wire” powrót Monteitha do ambientowych i stricte dubowych klimatów z wczesnego okresu swej twórczości, wyznaczanego płytami „Primordia” i „Wild Life Documentaries”.

Choć znajdujący się na krążku materiał nie zaskakuje niczym nowym, słucha się go z wielką przyjemnością, bo to dokładnie ten sam Deadbeat, którego pokochaliśmy równo dekadę temu.

BLKRTZ 2011

www.myspace.com/deadbeatcomputermusic







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
4 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Yulquen
Yulquen
12 lat temu

dopiero po 3 przesłuchu: jest fajnie! lato jest! Deadbeat jak Autechre nie zaniża 🙂

raskain
raskain
12 lat temu

jo, we wrocku pare lat temu z powodzeniem bawilo sie paru karków w bialych obcislych podkoszulkach pod scena 😀

jar3cki
jar3cki
12 lat temu

zadziwiajace jak jego sety bardzo roznia sie od muzyki ktora robi w studiu. vide ostatni wystep w poznanskiej opcji. prawie jak remiza party!

equinoxe
equinoxe
12 lat temu

Faktycznie jest to powrót do korzeni. Urywki przypominają mi utwory z czerwonego i niebieskiego albumu Scotta. Dźwięki otoczenia gęste i ciągnące się niczym dym z komina. Podkłady rytmiczne są natomiast bardziej wyraziste (zbliżone do tych z ostatnich płyt, choć nie jest to juz dub-techno). Takie połączenie daje unikalny efekt. Szczerze mówiąc na taką płytę kanadyjczyka liczyłem. Nie mówię, że „Journeymans Annual” i „Roots and Wire” były złe, na pewno nie. To kwestia tego, co kto lubi u tego twórcy. Ja go uwielbiam właśnie za ten powolny klimatyczny dub. Moim faworytem jest, i po wydaniu nowego albumu zapewne nadal będzie, album „New Worlds Observer” – który uważam za jeden z najwybitniejszych nie tylko w twórczości Scotta ale w ogóle w muzyce dub. Mogę napisać o nim tylko i aż tyle: klimat, klimat i jeszcze raz klimat!!! (w ramce dodać mogę jeszcze takie szczegóły jak nowatorstwo oraz bezbłędna inżynieria dźwięku – ale to zawsze było domeną Deadbeata:)). W każdym razie, wracając do tematu, nie mogę się doczekać nowego albumu. Z tych urywków szykuje się po prostu uczta dla uszu, i jak wspomnialem mocno cieszy mnie odejscie trochę od dub-techno i powrót do swego pierwotnego stylu. Zobaczymy jak wypadnie całość.

Polecamy

3 pytania – Avtomat

W naszym cyklu mikrowywiadów gościmy prawdziwego „człowieka orkiestrę”.