Wpisz i kliknij enter

Terrence Parker – Life On The Back 9

W tych ciężkich i mrocznych czasach potrzeba muzyki pełnej duchowego optymizmu – i zapewniają nam ją weterani z Motor City.

Zanim Detroit zaczęło być postrzegane jako kolebka techno, powszechnie wiadomo było, że to stolica amerykańskiego soulu. Nic więc dziwnego, że czarnoskórzy producenci, zafascynowani nowoczesnymi brzmieniami, w naturalny sposób byli zakorzenieni w tradycji muzyki ze słynnej wytwórni Motown. Słychać to w nagraniach wielu twórców z Motor City – a szczególne miejsce zajmuje wśród nich Terrence Parker.

Działając nieprzerwanie od 1988 roku zrealizował niezliczoną ilość winylowych dwunastocalówek, które zjednały mu sympatię wszystkich wielbicieli korzennego house’u. W ciągu trwającej ćwierć wieku kariery nagrywał dla takich wytwórni, jak 430West, Metamorphic czy Serious Grooves, które tworzyły podwaliny detroitowej sceny elektronicznej. Jego dwa nagrane  dotychczas albumy, opublikowali jednak Niemcy z !K7 – to wydane w latach 90. płyty „Tragedies Of A Plastic Soul Junkie” i „Detroit After Dark”. Kolekcję tę uzupełnia krążek  zrealizowany dla Ausfahrt pod pseudonimem Seven Grand Housing Authority – „No Weapon Formed Against Me Shall Proper”.

Ostatnie lata Parker poświęcił, nie rezygnując z nagrywania, głównie na didżejowanie. I trzeba przyznać, że podniósł tę technikę do rangi sztuki. Jego znakiem rozpoznawczym stały się występy ze służącą mu jako odsłuch… słuchawką od telefonu. Stąd wziął się jego pseudonim Telephone Man, którym posługiwał się również od czasu do czasu jako producent. Remikserskie umiejętności artysty docenili nie tylko koledzy po fachu z obu stron Atlantyku, ale również mainstreamowe gwiazdy popu w rodzaju Shakiry czy Christiny Aguilery.

Po piętnastu latach od opublikowania ostatniego albumu, Parker powraca zupełnie niespodziewanie z nowym zestawem premierowych nagrań, które prezentuje dzięki wsparciu swego dobrego z znajomego z Detroit – Carla Craiga – i jego słynnej wytwórni Planet E. „Tytuł zainspirowała historia, którą opowiedział mi ojciec, kiedy byłem w wyjątkowo trudnym okresie swego życia. Otóż, jako zapalony golfiarz brał pewnego razu udział w trudnej rozgrywce. Niestety – pierwsze dziewięć dołków (zwanych fachowo „front 9”) zaliczył w fatalnym stylu. Miał wręcz spakować kijki i oddać zwycięstwo walkowerem. Zrobił sobie jednak przerwę, pomodlił się i wrócił do gry. Następne dziewięć dołków (czyli „back 9”) trafił bez problemu – i ostatecznie wygrał mecz. Podsumowując, powiedział: „Pamiętaj Terrence, może twoje pierwsze dziewięć dołków nie było takie, jakbyś sobie wymarzył, ale masz przed sobą jeszcze dziewięć następnych”.

Historia ta pasuje idealnie do muzyki z „Life On The Back 9”. To pełen autentycznego optymizmu i pozytywnej energii klasyczny house, który przywraca w duchowym wymiarze najpotrzebniejsze człowiekowi do życia wartości – wiarę, miłość i nadzieję. A czyni to w najprostszy, a zarazem najpiękniejszy sposób. Już otwierający album „Finally (Baby Be Mine”) łączy tradycję z nowoczesnością – czyli soulową wokalizę i funkowy bas z klubowym pulsem i elektroniczną aranżacją. Podobnie dzieje się potem w „GOD HE is” – i już tytuł nagrania wskazuje, że będziemy mieli do czynienia z muzyką taneczną natchnioną gospelową wrażliwością. Ciepłe i organiczne brzmienie ma również „Hiding In Your Love” – łagodnie syntetyzując house’ową rytmikę z ekstatycznym śpiewem. Segment wokalnych nagrań puentuje w przekonujący sposób niezwykle czytelne wezwanie – „Open Up Your Spirit”. Jeśli muzyka klubowa może wyrażać duchową radość – to właśnie w taki sposób.

Parker był dwie dekady temu jednym z pionierów brzmień w stylu garage w Motor City. Nic więc dziwnego, że i tutaj znajdujemy szurające bity i mruczące basy – przede wszystkim w melodyjnym „Night Light” i wyciszonym „The Friend I Lost”. Czarnoskóry producent nasyca tę typowo taneczną stylistykę wyjątkowo oryginalnymi dźwiękami – z jednej strony łagodnie pohukującym Rhodesem, a z drugiej – syntetycznymi smyczkami i jazzowym tłem. Nie ma w tym nic oczywistego – i młodziaki z Disclosure mogą się w tej kwestii od mistrza z Detroit jeszcze wiele nauczyć.

Momentami wydaje się, że Parker dyskretnie podbarwia swój house na modłę techno. Najpierw dzieje się tak w „Saved Forever” – ale mocniejsza rytmika znajduje tu kontrapunkt w postaci euforycznego motywu piano, zamieniając nagranie w niemal rave’owy hymn sprzed dwóch dekad. Pogłębione bity znajdujemy również w umieszczonym pod koniec albumu „My Virtous Woman” – jednak i tu stukające perkusjonalia i dźwięczne akordy tworzą energetyczną całość, przypominającą klasyczne klubowe hity z początku lat 90. Najbardziej hipnotyczny charakter ma „Pentecost” – eksplodując transowo rozwibrowanym loopem rodem z moroderowego disco. A na finał dostajemy pełen szacunku ukłon Parkera w stronę wczesnych dokonań Derricka Maya – przypominający legendarne „Strings Of Life” przejmujące „The Back 9”.

W zeszłym roku mieliśmy „Paradise” Floorplan, a w tym mamy „Life On The Back 9” Terrence’a Parkera. W tych ciężkich i mrocznych czasach potrzeba takiej muzyki pełnej duchowego optymizmu – dzięki niemu łatwiej iść przez życie i mieć w sobie nadzieję na lepsze jutro. To wspaniały prezent dla nas wszystkich na początek tego roku. God Bless You, Terrence!

Planet E 2014

www.planet-e.net

www.facebook.com/planetedetroit

www.terrenceparkermusic.com

www.facebook.com/OfficialTerrenceParkerMusic







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy