Anna Zaradny, artystka nieuchwytna pod względem etykiet, kategorii i terminów obowiązujących nie tylko w muzyce, ale i sztuce. Twórczyni performensów, instalacji dźwiękowych i kolaży. Kompozytorka muzyki do spektakli teatralnych. Artystka niezwykle uznana za granicą i bez cienia wątpliwości czołowa postać polskiej sceny eksperymentalnej. Współorganizatorka legendarnego festiwalu Musica Genera. Postać „nietuzinkowa”. Perfekcjonistka w zakresie swojej pracy twórczej i niezwykle ciekawa rozmówczyni. Autorka pięciu albumów, w tym trzech solowych i dwóch nagranych w duetach – odpowiednio z Burkhardem Stanglem i Christianem Feneszem. Na kilka dni przed koncertem Anny w warszawskim Spatifie rozmawiam z nią o wadze terminów i kategorii w muzyce, duchowości, a także o jej planach artystycznych na najbliższy czas.
Witaj, dziękuję Ci że zgodziłaś się na rozmowę. Na wstępie chciałam Cię zapytać o dwie rzeczy, które usłyszałam na Twój temat w tzw. kuluarach tj. że nie lubisz odnoszenia pojęcia „elektronika” w stosunku do muzyki eksperymentalnej, którą tworzysz i… że masz dużo do powiedzenia na każdy temat. Zacznijmy od tej pierwszej? To prawda?
Witaj, dziękuję za zaproszenie. Co do terminu „elektronika” to odnosi się on do muzyki tworzonej za pomocą instrumentów elektronicznych, a nie wprost do muzyki eksperymentalnej. To pojęcie, które w pierwszym odczuciu kojarzy się z muzyką popularną taneczną, ambientem czy techno. Właśnie z tego powodu nie przepadam za tym określeniem. Bo choć tworzę muzykę m.in. elektroniczną to jednak jest przeciwieństwem tych gatunków. Co do drugiej kwestii, trudno mi się odnieść do tego stwierdzenia nie znając kontekstu. Wypowiadam się dość rzadko i nie na każdy temat.
A co z określeniem „muzyka eksperymentalna”? Wydaje się, że wcześniej również ten termin nie do końca odpowiadał Twojemu spojrzeniu na to co robisz?
Bynajmniej! O ile ten termin sam w sobie nie jest dość precyzyjny, a to dlatego, że jest niezwykle pojemny, nadinterpretowany i nadużywany w zbyt wielu kontekstach i działaniach artystycznych oraz muzycznych, to jednak od samego początku był najbardziej adekwatnym opisem estetyki, kategorii i wszelkich konotacji związanych z moją twórczością. Problemem jest to, że tym terminem opisuje się dziś tak wiele różnych zjawisk dźwiękowych, że mam wrażenie, że sam w sobie przestał już chyba cokolwiek znaczyć.
Terminologia jest dla Ciebie ważna?
Z jednej strony tak. Terminologia ma swoje uzasadnienie, znaczenie i rolę do spełnienia. Jest istotna by zorientować się w zagadnieniach, które systematyzują i przeprowadzają odbiorcę przez meandry wiedzy, historię dotyczącą np. okresów, gatunków, twórców, technik, zapisu, technologii itd. Jest bardzo przydatnym narzędziem, czasem wręcz niezbędnym, do zrozumienia wszelkich odniesień czy interpretacji. W szczególności jeśli chcemy dane dzieło naprawdę zgłębić i przeanalizować. Z drugiej strony, terminologia nie jest potrzebna aby słuchać i przeżywać.
Co z granicami? Konsekwentnie je przekraczasz i wydaje się wręcz, że chcesz wymknąć się możliwości jednoznacznego posługiwania się konkretnymi terminami w stosunku do tego co robisz. Jak to postrzegasz?
Nigdy nie zastanawiałam się i nie zastanawiam nad kwestią przekraczania granic. One nie są dla mnie wykoncypowaną wytyczną czy intencją. Tak jak nie są założeniem przy powstawaniu moich prac dźwiękowych czy wizualnych. Jeśli moja twórczość jest odbierana jako przekroczenie granic, to rodzi się pytanie jakich: formalnych, estetycznych, emocjonalnych, gatunkowych? Jednocześnie dla mnie przekraczanie granic jest czymś naturalnym. To się po prostu dzieje i wynika z etapu, w którym jestem, doświadczenia, które posiadam jak i sumy wielu innych składników, które z jednej strony ukształtowały mnie, a dziś definiują.
Co do terminologii to trudno wyzwolić się i uciec od pewnych skojarzeń czy analogii. Nie jest moją funkcją by to systematyzować czy kategoryzować. Jestem świadoma, że moja twórczość jest poddawana odniesieniom i definicjom. Dla mnie samej cennym źródłem doświadczenia jest to jakie emocje i wrażenia wywołuje moja twórczość, zarówno wobec istniejącej i szeroko pojmowanej rzeczywistości artystycznej jak i na czysto percepcyjnym poziomie.
Podkreślasz czasem, że strukturalny rozdział Twojej muzyki od pozostałych dziedzin sztuki w których się poruszasz jest nienaturalny. Dlaczego?
Tak, w moim przypadku jest to rozdział nienaturalny, bo dziedziny, media i idee, które są składnikami danej mojej pracy, nierozerwalnie się ze sobą łączą, a czasem z siebie wynikają. Zdarza się, że jakaś praca powstaje na przestrzeni lat np. jako symboliczna kontynuacja w postaci innego medium. Pojawiają się w niej nowe wątki, symbolika i wreszcie nowe formy. Często jest tak w przypadku instalacji przestrzennych w których wideo w relacji z pierwotną kompozycją dźwiękową na danym nośniku staje się całkowicie autonomiczne.
Uważasz, że klasyczne pojęcia funkcjonujące w świecie muzyki potrzebują redefinicji?
W każdej dziedzinie życia, nauki czy technologii nieustannie mamy do czynienia ze zmianą, którą wyzwalają nowe odkrycia, badania czy po prostu wątpliwości. W tym sensie terminologia i język, które opisują teraźniejszość, powinny być jak najbardziej adekwatne i aktualizowane. W sztuce jaką jest muzyka artystyczna trudno zmieniać i na bieżąco tworzyć nową nomenklaturę, ale jest też tak, że ewolucja dokonuje się poniekąd sama. Istnieją i funkcjonują wcale już nie takie nowe pojęcia jak partytura wizualna, kompozycja wideo, performens muzyczny, które zreinterpretowały przecież czysto klasyczną terminologię muzyczną. Wydaje mi się, że te zmiany o które pytasz dokonują się szybciej poprzez definiowanie języka na podstawie nowych technologii, narzędzi i instrumentów, które nieustannie ewoluują, szczególnie w muzyce elektronicznej.
Wkrótce wystąpisz w warszawskim klubie Spatif. Planujesz przedstawić na tym wydarzeniu specjalny projekt uwzględniający przestrzeń klubu?
W programie tego wieczoru znajdzie się kompozycja ze splitu z Burkhardem Stanglem i projekcja wideo do tego utworu, która stanowi hybrydę narracji muzyki elektronicznej eksperymentalnej z wątkiem wizualnym. Spatif dysponuje wielkoformatowym ekranem i dobrym projektorem zatem warunki są sprzyjające. W drugiej części wieczoru zagram utwór z mojego ostatniego albumu „Go Go Theurgy”. Przestrzeń jest dla mnie bardzo ważna, zawsze się do niej odnoszę. W tym przypadku wybrane przeze mnie kompozycje czy prace nie są dedykowane konkretnie przestrzeni Spatifu, ale dbałość na poziomie relacji, jakości dźwięku i tego jak on wybrzmi w konkretnej przestrzeni jest dla mnie priorytetem. Od dłuższego już czasu współpracuję w Warszawie z Łukaszem Zygarlickim. Jego nazwisko to gwarancja wysokiej jakości dźwięku i profesjonalizmu. To z kolei niezbędna determinanta by kompozycje, które charakteryzuje określona narracja brzmieniowa, trafiły do odbiorcy w możliwie optymalnej formie. A to w dużej mierze szansa na soczyste i mocne doznania.
Wracając do tematu z początku wywiadu – czyli szerokiego horyzontu Twoich opinii i światopoglądu. W 2005 r. odbyłaś stypendium w Wiedniu, potem wiele z Twoich projektów powstawało za granicą. Czujesz się obywatelką świata? Co z przywiązaniem do korzeni? Odczuwasz je?
Stypendium w ramach Museums Quartier w 2005 r. było dla mnie bardzo ważnym doświadczeniem, w pewnym sensie przełomowym. Niemniej jednak już wcześniej byłam zorientowana na zachodnią Europę, a to z uwagi na możliwość współpracy i doświadczania scen muzyki eksperymentalnej berlińskiej, francuskiej czy wiedeńskiej właśnie. Paradoksalnie miałam dużo szczęścia, że tak wcześnie zetknęłam się z najważniejszymi postaciami ze świata muzyki awangardowej, improwizowanej czy eksperymentalnej elektroniki, dziś już często historycznymi. I nie chodzi tu wyłącznie o scenę europejską. Dlatego moja tożsamość wykracza poza granice państwowe. Sama doświadczyłam zamkniętych granic i klaustrofobicznej rzeczywistości dlatego możliwość swobodnego przemieszczania się uznaję nawet nie tyle za podstawowe prawo każdego człowieka ile za wartość i przywilej wolności w ogóle. Doceniam to, że mogę realizować swoje projekty w różnych zakątkach świata, od Grecji, przez Japonię po Demokratyczną Republikę Kongo. Mam pewien rodzaj przywiązania do pewnych miejsc na ziemi, niezależnie od tego czy doświadczanie ich było pozytywne czy trudne. I nie mam tu na myśli refleksji na poziomie tylko mojej własnej tożsamości, ale w ogóle tożsamości człowieka.
Co do odczuwania polskich korzeni to temat głęboki i na inną rozmowę. Oczywiście na poziomie językowym i związanych z tym kulturowych niuansów na pewno mogę mówić o pewnego rodzaju połączeniach tożsamościowych. Ale jeśli chodzi o szeroko rozumianą narrację, społeczno – polityczną, ideologiczną czy mentalną, tu zdecydowanie się dystansuję.
Przejmują Cię sprawy dzisiejszego świata? Angażujesz się w to? Czy podążasz jednak obraną drogą w odrębnym od codzienności świecie sztuki?
Nigdy nie byłam obojętna i zawsze angażowałam się społecznie i politycznie. Czy to w okresie intensyfikacji subkultury punkowej, która z założenia była ideologiczna, czy poprzez wszelkie aktywności działania w obliczu realnych zagrożeń wolności, godności i praw człowieka lub zwierząt. Bez względu czy była to aktywność na mniejszą czy większą skalę. Nie wyobrażam sobie nie mieć wpływu na otaczającą mnie rzeczywistość skoro mam prawo i przywilej do wypowiedzi, protestu i walki. Ostatnie lata to w tym względzie dość dojmujące doświadczenia…
Oczywiście aktywne uczestnictwo społeczne bywa wyczerpujące i czasem mam potrzebę odcięcia się. „Wymazanie” tej zewnętrznej rzeczywistości daje mi możliwość wewnętrznego skupienia i zdystansowania się. Obłęd i zło we współczesnym świecie wyzwala we mnie jeszcze większy imperatyw wzięcia odpowiedzialności w obszarze, w którym mogę działać. W tym znaczeniu niezwykle cenię możliwości jakie daje mi moja praca twórcza. Poprzez nią również wyrażam swój stosunek do zewnętrznego świata. Nie żyję w izolacji, nawet jeśli czasami poddaję się hibernacji. Najgorsze co może być to obojętność, pasywność. To jedyna rzecz niezbędna do triumfu zła.
Wspomniałam o Twoim pobycie na stypendium w Wiedniu. Właśnie wtedy stworzyłaś projekt „hTIAL”, którego głównym przedmiotem było światło. Mówiłaś wtedy, że światło jest dla Ciebie żywiołem. Jak dziś na to patrzysz? Masz inne „żywioły”?
Tak, światło jest dla mnie istotnym żywiołem. Poza tym dźwięk, głęboka woda i przestrzeń kosmiczna. Czyli generalnie otchłań bez granic pod każdą postacią!
A uczucia i emocje? Żal, miłość, lęk, bliskość? To też żywioły?
Tak, są równie potężne, bywają obezwładniające…
Twój album z maja 2016 r. zatytułowany jest „Go Go Theurgy”, który to tytuł odnosi się do starożytnych praktyk rytualnych. Dwie kompozycje składające się na ten album są mistyczne, hipnotyzujące i bardzo emocjonalne. Jednocześnie to chyba najbardziej sensualna z Twoich prac. Traktujesz ten album jako nowy rozdział w Twojej karierze?
„Go Go Theurgy” był moim pierwszym solowym albumem po kilku latach od poprzedniego. Między tymi albumami pojawiły się wspólne wydawnictwa z Burkhardem Stanglem i Christianem Fenneszem. Na tym poziomie na pewno jest to nowy rozdział rozumiany jako powrót do pracy solowej. Album zebrał dobre recenzje. Wybrzmiał w swojej koncertowej wersji w różnych zakątkach świata. Kontekst albumu, jego ideowa i wizualna strona przeistoczyły się w performens, którego medium było ciało i gest. Miało to miejsce podczas otwarcia mojej solowej wystawy zat. „Rondo znaczy koło” w Bunkrze Sztuki. W następstwie tej wystawy powstało wideo do drugiej kompozycji z albumu oraz partytura kolaż. Te prace z kolei zmaterializowały się na solowej wystawie w Galerii Kasia Michalski. Mnogość procesów jakie album „Go Go Theurgy” wyzwolił na pewno otwiera dla mnie nowy etap. Jednak cechy o których mówisz pojawiały się już w moich wcześniejszych kompozycjach. Praktyka starożytnych rytuałów nie jest tu jedynym kluczem. Mam tu na myśli zatopienie się w geście, zatracenie w myśli.
„Go Go Theurgy” to nieco dwuznaczny, zaczepny tytuł. Prowokujesz?
Gra słów i wieloznaczność pierwszego członu tytułu czyli „Go Go” to celowy zabieg. Ma wiele znaczeń – „biegnij”, „idź”, oznacza nazwę klubu oraz finalnie typ tańca, który nie jest mi obcy, a który może mieć przecież bardzo rytualny, fizyczny aspekt.
Pojęcie teurgii odnosi się czasem do ożywiania obrazów, przedmiotów martwych. Co chciałaś ożywić siłą „Go Go Theurgy”?
Absolutnie wszystkie zmysły! I to w najbardziej dogłębny i wyczerpujący, namacalny, dosiężny wręcz sposób!
Jak postrzegasz duchowość w dzisiejszym świecie? Odwołanie do pierwotnych instynktów ? Gdzie i czy w ogóle widzisz religię na mapie tej duchowości?
Wiesz, to bardzo trudne zagadnienie, bo tam gdzie duchowość i rozwój intelektualno-umysłowy powinny być dominantą, czy wręcz priorytetem zgodnie z dogmatami danej religii, mamy do czynienia z jej zdeformowaną odmianą. Czasem dochodzi wręcz do całkowitego wyeliminowania duchowości z religii na rzecz bardzo przyziemnych oraz szkodliwych deklaracji i działań, które charakteryzuje opresja, zniewolenie, walka o władzę. Zarówno na poziomie ekonomicznym jak i politycznym czy prywatnym. Niestety to nie są nowe zagadnienia. Od samego początku mamy do czynienia z gwałtem, przemocą, przestępstwami, zniewoleniem i uzurpacją władzy. Były i są ofiary, ale nikt nie ponosi konsekwencji…
Rozumiem, że ludzie jako gatunek w większości przypadków potrzebują być w grupie, by czuć się bezpiecznie, mieć “przewodnika” aby przetrwać, bo nie rozumieją rzeczywistości i gubią się w niej od zawsze. Oczywiście jesteśmy stadnymi i socjalnymi istotami, a rytuały są nam potrzebne, bo odwołują się do naszych pierwotnych instynktów. Tylko, że zinstytucjonalizowana religia staje się wówczas narzędziem do naszej kontroli i prowadzi utraty wolności, pozbawienia możliwości samostanowienia. Odziera nas z wrażliwości, empatii, stanowi zagrożenie. Gdzie w takim razie jest przestrzeń na duchowe przeżywanie, doskonalenie się, harmonię, dobro? Dlatego uważam, że religia nie jest dobrym wynalazkiem… Kwestie duchowe można zaspokajać i wypełniać nimi siebie w różny sposób np. poprzez kontakt z naturą, rożne dziedziny sztuki. Nawet przestrzenie poza naszą planetą są dużo bardziej namacalne. To realnie istniejące fakty i byty, które mogą nas nasycić i pozwolić przeżyć, uwrażliwić, nauczyć i zrozumieć nasze jednorazowe istnienie na tej planecie.
Czy Musica Genera jako festiwal wróci jeszcze kiedykolwiek?
To pytanie cały czas wraca jak bumerang. Ostatnia edycja odbyła się w 2009 roku w Warszawie w przestrzeniach Muzeum Sztuki Nowoczesnej, Teatru Dramatycznego i Klubu Powiększenie. Mamy 2018 rok, minęła już prawie dekada, co oznacza, że projekt wybrzmiał i się zakończył. Po prostu zmieniła się rzeczywistość… Z kolei Musica Genera wciąż istnieje i funkcjonuje jako wytwórnia. Dzięki temu jest faktem, zapisem historii również samego festiwalu jak i twórczości artystów, którzy na przestrzeni kilku lat spotykali się w jego ramach ze swoimi peregrynacjami artystycznymi.
Nad czym ostatnio pracujesz? Gdzie poza wspomnianym Spatifem będzie można posłuchać wkrótce Twoich instalacji dźwiękowych?
Obecnie jestem w trakcie przygotowań do dwóch wystaw. Pierwsza to wystawa solowa w Galerii Arsenał w Białymstoku. Druga to wystawa zbiorowa w Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie. Obie zostaną otwarte 27 kwietnia 2018 r. Jestem także w procesie międzynarodowego projektu, który będzie miał swoją premierę w październiku tego roku. Przygotowuję też płytę winylową w trio z Robertem Piotrowiczem i Jerome Noetingerem, która jest efektem naszego wspólnego koncertu podczas Sacrum Profanum w 2016. Od dłuższego czasu pracuję też nad książką monograficzną, do której wydania zaprosiła mnie Galeria Sztuki Współczesnej Bunkier Sztuki. Wreszcie w repertuarze Teatru Narodowego wciąż grany jest spektakl “Idiota” w reżyserii Pawła Miśkiewicza, do którego skomponowałam muzykę. Powoli przymierzam się też do prac nad nowym albumem solowym… W planach mam także solowe koncerty. Zapraszam na te wszystkie wydarzenia, a w najbliższy piątek oczywiście na koncert do Spatifu!
Dziękuję za rozmowę.
Dziękuję
AVE
KONKURS! Jak zostało wspomniane Anna Zaradny wystąpi w warszawskim klubie Spatif. Koncert odbędzie się 6 kwietnia o godz. 20:00. Szczegóły wydarzenia znajdziecie oczywiście na Facebooku (link). Jako Nowamuzyka.pl mamy dla Was trzy podwójne zaproszenia na ten koncert. Aby je zdobyć wystarczy napisać maila na adres aniapietrzak@nowamuzyka.pl i odpowiedzieć na krótkie i proste pytanie: Jaki tytuł nosił album nagrany przez Annę Zaradny wspólnie z Christianem Feneszem? Na Wasze maile z odpowiedziami czekam do jutra do godziny 19:00. Nowamuzyka.pl zaprasza i poleca!
Żenujące momenty w polskim niezalu #1: nazywanie 12″ z remiksem fennesza, płytą nagraną Z FENNESZEM. Ciekawe kto był pomysłodawcą, wykonawczyni czy wydawca?