Wpisz i kliknij enter

ARRM – II

Dzieło spokoju.

Niechybnie zbliża się koniec roku. Człowiek spokojnie myśli sobie o jakimś podsumowaniu, żeby zgrabnie ująć go w klamry, bo ogarnąć i tak nie sposób. Oczywiście w zakresie muzycznym. Słucham ile mogę, a tu rynek wydawniczy nie zapewnia nawet koniecznej przerwy, bo jeszcze w grudniu pokazuje się kilka pozycji godnych uwagi. Z tym większą przyjemnością przywitałem płytę „II” zespołu ARRM, którego poczynania śledzę od debiutu z 2016 roku. Skład tworzy czterech muzyków:  Artur Rumiński – gitara, Maciej Śmigrodzki – elektronika, Rafał Miciński – bas oraz Michał Leks – perkusja.

Nie można ich sklasyfikować jako typowego zespołu rockowego, choć nie odcinają się od tego gatunku muzycznego. Można powiedzieć, że zaczęli od niego, ale poszli w innym kierunku. Na „II” słychać przede wszystkim większą wprawę muzyków. Mam na myśli to, że w każdej chwili miałem wrażenie, że muzycy nabrali większego doświadczenia, co pozwoliło im na odważniejsze posunięcia w zakresie improwizacji. Pojawia się choćby kontrabas, a także więcej elektronicznych wypełniaczy. Wszystko zostało podporządkowane powolnym, rozciągniętym kompozycjom, ale taki ARRM właśnie jest najlepszy.

Są osłuchani, da się to poczuć w kapitalnym „Sinking In Depression” wyciągającym wątki ze spiritual jazzu łącząc je z dronowymi gitarami i ambientem. Pod koniec dorzucają jeszcze trochę afrobeatu, a w utworze pomaga im Jacek Dzwonkowski na skrzypcach. Potrafią porzucić aranżacyjny rozmach na rzecz mrocznej psychodelii. Mroczna materia z początku „Birth” stopniowo przeradza się w jaśniejszą wersję. Kluczowym momentem jest pojawienie się Wacława Zimpla, który wpuszcza trochę światła. Muszę przyznać, że zespół robi absolutnie wszystko co jest w stanie, aby nie można ich było umiejscowić na konkretnej scenie.

Bez gości radzą sobie równie dobrze. „Be Present”, jako najszybszy i najkrótszy na albumie, przywołuje krajobraz amerykańskiej pustyni. Jako miłośnik dłużyzn nie mogę pominąć zamykającego „City Forest”. Główny akcent został położony na gitarę, która błąka się po fakturach. Sam utwór wprowadza raczej senny klimat bliższy medytacji. Podoba mi się, że ten album nie jest dziełem przypadku, a spokoju. Tworzony przez dwa lata dał muzykom odpowiednią ilość czasu, aby ograć nowe pomysły, nabrać do nich dystansu i wykorzystać w pełni swój warsztat. Wydaje mi się, że przez swoją pojemność stylistyczną mogą być niewystarczający dla zwolenników określonych gatunków muzycznych, ale ja w to wchodzę na całego.

Instant Classic | 2019
Bandcamp
FB
FB IC







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy