Materiał łatwopalny.
Muzyka proponowana przez Sarah Davachi nigdy nie nastrajała do żartów. Nie czyniłem z tego nigdy zarzutu i nie czynię go teraz. Kompozycje twórczyni „Let Night Come On Bells End the Day” są posępne niczym cmentarna listopadowa noc. Na swojej nowej płycie „Two Sisters” Kanadyjka dalej nie ma zamiaru zmagać się ze współczesnością i pisze list miłosny do muzyki dawnej. Proponuje to, co wychodzi jej najlepiej, a więc kolejny zestaw długaśnych kompozycji, które swą dronową powłoką wymagają od słuchacza przede wszystkim koncentracji. Dość powiedzieć, że całość trwa półtorej godziny.
Uderzająca jest jej ostentacyjny sposób obchodzenia się z wymogami współczesności, że przecież musi się dziać, muszą być zaskoczenia, zwięźle i do brzegu. Tymczasem Davachi tworzy muzykę na swoich zasadach i w swoim wydawnictwie, co daje jej absolutną kontrolę. Poszerzyło się również grono muzyków, których wkład jest widoczny. Pozwolę sobie przywołać w tym miejscu duet: Jessika Kenney i Dorothy Berry, których śpiew w „Alas, Departing” zabiera nas wprost do średniowiecza. Wydłużone frazy wokalne przywołują na myśl wnętrze kościoła, natomiast muzyka występuje w stopniu mikroskopijnym.
W „Harmonies In Bronze” dostajemy za to jej nadmiar. Puszczona zostaje bez żadnej kontroli, a jedynie śladowe przesunięcia akcentów świadczą o tym, że nad procesem twórczym czuwa artystka. Bliźniaczo podobny „Harmonies In Green” zawiera bardziej wyraźne zmiany. Natomiast oba są radykalnie skierowane ku pięknu i perfekcji. Zdaje się, że oba te pojęcia zawsze przyświecały artystce. Zwróciłbym uwagę, że perfekcja i piękno nie mają tu związku z doskonałością dźwięku czy samego instrumentu, co podkreśla utwór „Vanity of Ages” nagrany na organach piszczałkowych celowo w tym celu rozstrajanych.
Sporo uwagi powinien skraść wam utwór „Icon Studies I”, w którym gra największa liczba muzyków. Kwiecistość tej kompozycji objawia się powoli dając nam czas do podziwiania. Mniej więcej od połowy utworu jesteśmy już po uszy zanurzeni w tym świecie, gdzie trudno odróżnić dźwięki instrumentów od tego co elektronicznie. Właściwie to bez znaczenia. Przestrzeń czasowa między odległymi epokami została zamazana. Bardziej wyraziste kontrasty są możliwe do wyłapania w „Icon Studies II”. W obu przypadkach iluzja dźwiękowa jest radośnie przytłaczająca.
Zabawnie pisać o singlu z płyty, który trwa dwanaście minut, ale taki jest właśnie „En Bas Tu Vois”, w którym minimalizm został potraktowany równie radykalnie. Drony są rozstrajane i wzbogacone o dźwięk puzonu. Niczym za pomocą suwaka nastrój jest tu przesuwany od spokoju do niepokoju. Album przypieczętowuje „O World And The Clear Song” będący ucieleśnieniem anielskich wizji. Tak delikatna, krucha i cienka jest ta muzyka, że mogłaby się przeobrazić w materiał łatwopalny. Ospałość muzyki Davachi daje poczucie bezkresu i wymusza na słuchaczu konfrontacje z tą fenomenalną bezkompromisowością.