Na wydawaną prawie dziesięć lat temu drugą płytę Gus Gus („This Is Normal”) czekałem z wypiekami na twarzy. Teraz, gdy na rynku debiutuje piąty krążek zespołu, moja reakcja jest co najmniej tak samo chłodna, jak muzyka serwowana przez Islandczyków. Nie jest to oczywiście ten sam zespół – z dawnego kolektywu ostało się jedynie troje muzyków, którzy dziś prowadzą projekt na taneczno – syntetyczne manowce.
Ostatni krążek Gus Gus ukazał się we wrześniu 2002, i być może na tym warto było zakonczyć eksploatację słynnej niegdyś marki. Mimo, że od wydania „Attention” minęło już pięć długich lat, nowa płyta Gus Gus jest niemal wierną kopią swej poprzedniczki. Nie ma tu ani jednego dźwięku, który potrafiłby poważnie zainteresować. Jest za to sterta oszczędnie zaaranżowanych, parkietowych przebojów. A może raczej – kandydatów na przeboje. Podobnie było na „Attention”, tam jednak pojawiał się – tu i ówdzie – jakiś cieplejszy podmuch. Tymczasem „Forever” brzmi jak nieprzyjemny, metaliczny posmak dawnych kompozycji Gus Gus – tych wydawanych jeszcze w ubiegłej dekadzie. Królują wszelkiego rodzaju bity i automaty, produkujące brzmienia, które słyszeliśmy już tysiące razy. W efekcie cały album reprezentuje najwyżej drugą ligę muzyki tanecznej – jest tutaj kilka ciekawszych momentów, między nimi jednak dzieją się całe połacie tworzonych na siłę, syntetycznych wypełniaczy. Nic dziwnego, że premiera poprzedzającej tą płytę Epki przeszła niemal bez echa.
Pozostaje chyba żałować, że pałeczkę w Gus Gus przejął stricte taneczny odłam kolektywu. Jak wiele w nim było różnorodności świadczy album dawnego wokalisty grupy – Daniela Augusta (na „Forever” pojawia się już tylko gościnnie), który w ubiegłym roku wydał swoją solową, akustyczną płytę „Swallowed a Star”. Również Hafdis Huld, niegdyś zaangażowana w działalność grupy, zaprezentowała niedawno swój solowy, ciekawy krążek („Dirty Paper Cup”). Tymczasem „nowe” Gus Gus zaprasza głównie do tańca. Trochę szkoda.
2007
Kto nie skacze ten za Legia. Hej hej!
wczoraj w Reykjaviku odbyl sie pierwszy koncert promujacy nowa plytke. do wczoraj, nie slyszalam Forever (oprocz tych 4 piosenek ktora sa dostepne na myspace), wiec musze przyznac, ze koncertowo robi wrazenie. mi sie podoba 😉
sorry Krzysiek, ale recenza do bani! Jeszcze nie spotkalam sie z tym, aby ktos, moim zdaniem, tak dobry album, tak beznadziejnie skopal. Coz – mam kazda plyte gus gus i nie zgadzam sie z ani jednym slowem, ktore mowisz. W ogole wkurzaja mnie takie krytykanctwo – to tak jak z dm albo z jay-jay johansonem – jesli tylo artysci ida w sobie tylko znanym, innym niz dotychczasowy, kierunku, to sie ich kopie. Otworzmy torche mozgownice na litosc boska. Wychodzac z tego zalozenia, mozna nawet wybczyc vocale O Connor u Massive Attack… Why not?
własnie siedze sobie w pracy i słucham gus gus s: forever… genialna plytka!
GusGus zawsze robili najlepsza muzyke do dextrometorfanu,plyta attenction poyd…teraz Forever.Klawisze doskonale brzmiace w swej surowosci dwóch akordów…rege
#blazawdupsku, a co ma religia do muzyki i odwrotnie? (psalmy i pieśni obrzędowe pomińmy 😉 ) Oponentom dedykuję Gus Gus Starlovers , a wracając do meritum: nieprzyjemny, metaliczny posmak – nie sposób się z tym niezgodzić. Mnie tam brakuje klimatu Polydistortion czy This Is Normal .
A za taki taniec (z małymi wyjątkami typu Moss , Mallflowers czy Need In Me ) tym razem jednak podziękuję.
do fastforward: cudny komentarz 😛 A czy wiesz wiecej? Nie wiesz o tym.
do blazawdupsku: sądziłem że choć jeden portal może być wolny od uprzedzeń i wąskich poglądów (prawdopodobnie mienisz się tolerancyjnym) – jestem chrześcijański, a prawdopdobnie wiem więcej o muzie niż ty w życiu będziesz.
jestem rozczarowny – to profanacja potralu z muzyką dla ludzi o szerokich spektrum światopoglądowym!!
@ dilmun
autorowi recenzji chodzilo raczej o epke (prawdopodobnie Mallflowers ) z czerwca ubieglego roku. wlasnie wtedy mial sie ukazac nowy album Islandczykow i sluchajac teraz jego zawartosci, ta zwloka jakos specjalnie nie dziwi…
Co gorsza, do bardzo przeciętnego tańca. Szkoda.
do tańca i do różańca. muzyka dla prawdziwych polskich katoli 😛
nic dziwnego, że premiera przeszła bez echa, skoro będzie 26.02.2007;-)