Wpisz i kliknij enter

Tetuzi Akiyama w Krakowie

W środowy majowy wieczór, w ramach piętnastego już AudioTong Event wystąpił Tetuzi Akiyama – zapowiadany jako jeden z najciekawszych światowych twórców – improwizatorów. Tetuzi Akiyama – Kraków, Święta Krowa, 9 maja 2007

W środowy wieczór, w ramach piętnastego już AudioTong Event wystąpił Tetuzi Akiyama – zapowiadany jako jeden z najciekawszych światowych twórców – improwizatorów. Pierwszą część koncertu Japończyk zagrał na gitarze akustycznej bez użycia plectrum. Dźwięki, które wypełniły salę były w zadziwiający sposób rozedrgane od emocji, jednocześnie emocjonalnie niedookreślone. Kolejne frazy gitary następowały po chwilach ciszy, która stanowiła integralną część muzyki Akiyamy. Miałem wrażenie, że struktury tkane przez Japończyka z dźwięków i braku dźwięków „wchłaniały” nawet odgłosy otoczenia, dzięki czemu knajpiany podkład nie zepsuł koncertu. W oszczędnych frazach Akiyama wykorzystywał – obok „czystego” brzmienia – także flażolety i brzęczenie niedociśniętych strun. W miarę postępowania tej części koncertu muzyk stopniowo przesuwał nałożony kapodaster w kierunku siodełka gitary. W paradoksalny sposób Akiyamie udało się grać przez całą akustyczną część koncertu niemal jeden „motyw”, a zarazem opowiedzieć pewną historię.


Live in San Diego

Po krótkiej przerwie Tetuzi Akiyama „przywdział” gitarę elektryczną i podłączył ją do wzmacniacza. Elektryczna część koncertu była, w przeciwieństwie do akustycznej, niemal pozbawiona momentów ciszy. Dźwięki w dużo większym stopniu „rozpychały się” po pomieszczeniu. Co ciekawe, ostateczny efekt był ten sam. Drugie wejście Japończyka było bez wątpienia najbardziej ryzykowną częścią koncertu – Akiyama pełnymi garściami czerpał z blues-rocka, a jak wiadomo, zrobienie czegoś w wyświechtanej konwencji jest obarczone ryzykiem kiczowatości. Patrząc na zdjęcia można pomyśleć, że wszystko się zgadza – facet w kapeluszu gra na gitarze. Na koncercie do kapelusza doszedł t-shirt z nadrukiem „Jack Daniels” – zapewne tak ubrany mógłby zagrać na Rawa Blues Festival. Sęk w tym, że swoją muzyką Akiyama doprowadziłby tam do masowej ewakuacji – gitara Japończyka brzmiała chwilami jak gdyby na sali był Steve Albini. Motorykę powtarzanych w nieskończoność krótkich, bluesowych, czy raczej bluesawych fraz można zaś zestawić z Shellaciem. W przedostatnim utworze Akiyama sam dokonał czegoś, co ładnych parę lat temu udało się zespołowi Ewa Braun w końcówce utworu „Trzy„: „ciężar” dźwięku wzrastał, by nagle nabrać niezwykłej mocy, która paradoksalnie, zamiast przytłaczać, uwzniośliła całość. Jak osiągnąć taki efekt przy użyciu tak prostych środków muzycznych? Nie bez powodu Akuyama nazywany jest jednym z największych mistrzów improwizacji.

Na koniec do Japończyka dołączył Polak, Michał Dymny, znany z Improvising Artists i Entropii (koncert tej ostatniej był jednym z najważniejszych wydarzeń ostatniego Unsound Festiwal). Akustyczno(Akiyama)-elektryczne(Dymny) duo zagrało set spokojniejszy niż poprzedzająca go część koncertu. Artyści błyskawicznie znaleźli wspólny język, czy raczej sposób zorganizowania przestrzeni tak, by ich „głosy” nie przeszkadzały sobie wzajemnie. Gitary wybrzmiewały niespiesznie i raczej oszczędnie, a powstające figury przywodziły na myśl raz kocią kołyskę, raz pastisz tańca synchronicznego.







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy

Eksperymentalne oblicze RPA – część #40

Nowy rok i nowa część cyklu. Całkiem niedawno wyszły dwa albumy szwajcarskiego producenta Dejota, który nagrał je podczas pobytu w RPA. Poznajcie jego wyjątkową elektronikę!