Whatuknow bout gangst life? – na takie lub jeszcze bardziej skomplikowanym dialektem zadane pytanie podejmuje się tym razem odpowiedzieć tak mocarna grupa dyskusyjna jak Amon Tobin, Chapman, Sway, Ms. Jade i masa innych bliżej mi nieznanych naukowców. Dysputa toczy się gdzieś na przecięciu idealnej realizacji eksperymentalnego grimeu dokonanej przez Rascala i tejże realizacji bardziej przystępnej wersji w wykonaniu np. Kano (okolice „Vocals”).
Smaku dodaje oczywiście Amon, jak gdyby w estetyce crossoveru w końcu odświeżony, nie napomykający już z taką ochotą o nagrywaniu świetnych odgłosów reakcji na użycie dual shocka. W gęstej, mrocznej i szorstkiej sampledelii toczy się poważna walka o przetrwanie w trudnym świecie śliskich nawierzchni.
Brzmi dosyć zabawnie, ale to nie moja wina, a raczej mój styl. Z ewentualnych zniekształceń materiału w wyniku poddania go słownemu opisowi, Two Fingers mogliby być nawet zadowoleni. Sami bowiem twórczo dekonstruują wcześniejsze próby rzeczywistego włączenia rozmaitych stylistyk w wydawałoby się hermetyczne środowisko niezależnego hip hopu. Przykładem takiej operacji może być „Jewels & Gems” – metaliczny, new-waveowy dancehall, którym można posłużyć się jako materiałem dowodowym przeciwko The Bug.
Z kolei w czymś tak old-schoolowo buńczucznym jak „Bad Girl” chciałoby się kiedyś usłyszeć zmęczoną życiem w slumsach Rihannę zamiast, jak się zdaje, nawykłej do klimatu anonimowej raczej CeCile. Ciągłe odmiany podkładu, bit, o którym w ramach innej estetyki, pisano by jako o brudno rewerbowanych gitarach (około BRMC), i dziwnie antytetyczna elektronika – zagęszczająca atmosferę przy pomocy przestrzennych w sumie elementów, składają się na ten niepozorny w powierzchownym oglądzie kawałek.
Coś takiego jak „High Life” chciał chyba nagrać ostatnio Tricky, tyle że zabrakło mu jaj na powrót do własnego szczytu – „Angels With Dirty Faces”. Jednakże poza tymi łatwymi podnietami istnieje coś bardziej interesującego: obecne tu i ówdzie, jakby nie przywiązywano do nich wagi, cienie prawdziwego owocu tej kolaboracji; czegoś jak gdm – grime dance music? „Doin My Job”, „Not Perfect” oraz „Whatuknowabout” operują bowiem, obok zdecydowanego grimeu, także nieprzewidywalną rytmiką ciemnego Four Tet, charakterystycznym flowem Tobina, jeśli chodzi o następstwo nakładających się na siebie ścieżek, gęstością samplingu wczesnego RJD2, aby ostatecznie zatrzymać się zachowawczo na granicy dubstepu.
Jeszcze wcześnie, ale Two Fingers do spółki z nowym Doomem wydają się nakreślać kierunek obowiązujący w tegorocznym hip hopieTego typu atrakcje konstytuują właściwe znaczenie tego projektu w obosiecznym dziele robienia-czegoś-z-grimem. Próbując zróżnicować tę stylistykę tak naprawdę szybko podprowadza się ją do naturalnego etapu schyłkowego właściwego nurtom posługującym się dystorcjami i brutalizmem: zostają sprowadzone do znaków charakterystycznych, które później może zaanektować pop, zapobiegliwie łaszący się już na kolejną paletę barw.
Jeszcze wcześnie, ale Two Fingers do spółki z nowym Doomem wydają się nakreślać kierunek obowiązujący w tegorocznym hip hopie. Projekt Tobina i Chapmana lokuje się daleko od poczynań Villainów i dlatego ma szansę przetrwać będąc raczej dopełnieniem tej dominanty, równoległą dla niej linią refleksji nad kierunkiem rozwoju estetyki, niż konkurencją. Pomimo że mowa tu przecież o hip hopie, to jednak Two Fingers pasują do tej etykietki jak cLOUDDEAD – jedynie na zasadzie obrania takiego a innego rdzenia formalnego. Szczególnie utwierdza w tym przekonaniu obecność psych-idmowego closera i całej reszty wspomnianych już kreatywnych rozwiązań, które pomimo pewnej nawet nowatorskości nie wpłynęły na przyjemną przystępność tej mrocznej, jakże w praktyce niebezpiecznej dla miastowego białasa, ścieżki.
2009
HMM
Bit jak u timbalanda
co to za wyraz nowatorskosc? ja o nowatrostwie jedynie slyszalem. w witkacego sie bawimy czy jak? 😀
@ryba16: jasna rzecz, stay tuned. Elo.
Filipie, piąteczka za podjęcie się tematyki zgoła odmiennej od tego, co zwykłes tutaj pisać. A do Two Fingers spróbuję się jeszcze przekonać, bo poświęciłem jej za mało czasu. Yoł!
ojj… chyba za stary już jestem na takie bity :>
Chyba „London Zoo” The Bug?:)