Wpisz i kliknij enter

Beat Pharmacy – Wikkid Times


Nowojorski muzyk Brendon Moeller, czyli Beat Pharmacy pochodzi z Republiki Południowej Afryki, a początki jego muzycznej kariery sięgają 1977 roku, kiedy w wieku 9 lat rozpoczął naukę gry na pianinie. Potem spróbował trąbki oraz perkusji, co w trakcie studiów zaowocowało stworzeniem zespołu altrockowego „Honeyslide”. Produkcją muzyki elektronicznej zajmuje się od 1994 roku, a obecnie wydaje nie tylko jako Beat Pharmacy, ale także pod własnym nazwiskiem i jako Echologist (ceniona płyta dla Mule Musiq).
„Wikkid Times” jest czwartą płytą Beat Pharmacy wydaną dla labelu Deep Space Media prowadzonego przez François K. Produkcje Moellera zawsze oscylowały pomiędzy dubem, deep housem czy mniej lub bardziej odczuwalnym techno, inspirując się przy tym jazzem i afrobeatem. Z płyty na płytę coraz większy swój udział mieli zapraszani do współpracy wokaliści, aż na ostatniej pojawiają się w 10 z 11 utworów i trzeba przyznać, że ów instrumentalny jest najsłabszym punktem albumu. Muzycznie jest to eksplorowane ostatnio niemalże w nadmiarze dub-techno, lecz w tym przypadku poszukiwania zaowocowały czymś nowym. Nagrania bardziej kojarzą się z dokonaniami spod znaku Echocord i Modern Love niż Basic Channel. Charakterystyczne dla tej muzyki akordy wybrzmiewają cieplej od tych, do których przyzwyczaili nas producenci niemieccy. „Wikkid Times” dzięki znakomitemu udziałowi wokalistów przywodzi na myśl jeszcze jedno skojarzenie, mianowicie wydaną dwa miesiące wcześniej kapitalną płytę „Brotherhood”. Różnica polega na tym, że u Hiszpanów z Pulshar teksty wybrzmiewają melancholijnie i po prostu chwytają za serce, natomiast Moeller z gośćmi ma dla nas przekaz: rzeczywistość nie wygląda obiecująco – i rozwiewa przed nami apokaliptyczne wizje.
Nagrania bardziej kojarzą się z dokonaniami spod znaku Echocord i Modern Love niż Basic Channel.Zaczyna się mocno i przyjemnie, od „Rooftops”, w którym udziela się Coppa. Jego głos doskonale wkomponowuje się w pulsujące kopnięcia bitu i miarowe dubowe basy. Kawałek nadaje się zarówno do tańca jak i uważnego wysłuchania w zaciszu domowym. W „Time” dochodzi do niewielkiego wyciszenia. Na pierwszy plan wysuwa się mruczący bas i wokaliza Damona Aarona, chcącego pozostawić jakąś nadzieję („Love will never fade away”), jednak ton jego głosu pozbawiony jest złudzeń. Wtóruje mu metaliczna harmonijka wygrywająca rzewną melodię, aż dochodzimy do drugiej części utworu, gdzie pozostaje już tylko muzyka, mroczna i smutna.
Na początku trzeciego utworu „Strangers” toniemy w odrealnionych pogłosach dubowych akordów i hipnotycznym głosie Spaceapea (znanego chociażby ze współpracy z Burialem), który wyjaśnia, nakazuje i ostrzega („Speak with me”, „This law was made to pacify, not satisfy your race”). Po chwili zostajemy wrzuceni w wir mrocznego dubstepu. Jeden z mocniejszych akcentów na płycie. „Sunshine” funduje nam ambientowe przestrzenie i bujający jamajski bas, towarzyszy temu rozmyty, dochodzący z oddali wokal Paula St. Hilairea, który pojawi się później w zgoła odmiennym „Backwards Never”, przypominającym dokonania Luomo z „The Present Lover”, gdzie obwoła się naszym „pobudzaczem umysłu”, przewodnikiem po galaktykach.


Get your own player at Juno Download

Tak mniej więcej wygląda cały album, dopracowany w szczegółach, zachowujący idealne proporcje pomiędzy muzyką i śpiewem (oprócz wymienionych można usłyszeć takich MC jak Ras B oraz Infinity). Oparty na dubowych motywach, niekiedy bardzo houseowy, flirtujący z jazzem, psychodelią, a nawet industrialem. Raz pojawiają się chwytliwe melodie i mocniejsze bity, innym razem jest krucho i przestrzennie, lecz linie basowe nie przestają mruczeć, a melodie są wzmacniane echem i podlewane sosem z pogłosów. „Wikkid Times” to swojego rodzaju manifest, który odczytamy wsłuchując się w teksty, dlatego album można odbierać co najmniej na dwa sposoby: jako zbiór piosenek, które mają nam coś do przekazania albo jako potencjalne utwory do przyjemnego słuchania lub zabawy.
Sam mam problem z tą płytą, bo z jednej strony użyte dźwięki często są zimne (lub raczej próbują takimi być), zaś melodie zamierzone tak, aby przyprawić o chorobę nazywaną w dawnych książkach melancholią. Do tego wokaliści nie próbujący pocieszać, choć prowokować już owszem. Z drugiej strony, jakimś sposobem wyczuwam w tym wszystkim ciepło, nawet optymizm oraz serdeczność, jak gdyby chcieli nam powiedzieć: nie jest łatwo, ale trzymamy się, no i staramy się. A potem zapraszają do siebie. Przyjąłem zaproszenie, a teraz podaję dalej.
Deep Space Media 2008







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
rollo.
rollo.
14 lat temu

wszystko ok…ale premiera tego albumu miała miejsce poł roku temu i nawet w polecajkach w dziale tech-dub juz się znalazła,więc to raczej zdublowany nius.Panowie recenzenci-czytajcie forum.

Polecamy